Powiem tyle, nie sprzedawcy są winny tylko pazerni zarządcy placu, na którym jest impreza. Dwa lata temu chciałem na jednej z imprez muzycznych postawić budkę z hot-dogami to za miejscówkę 3x3m krzyknięto ode mnie 9000zł za 3 dni stania. Policzcie sobie ile hot-dogów i w jakiej cenie musiałbym sprzedać, żeby zarobić na sam najem miejsca pod budkę...
Winny jest organizator z kosmicznymi stawkami za "placowe" na takiej imprezie.
Stawki za 2-3 dniową imprezę dochodzą do 10 tys. netto !
Sprzedający piwo często muszą się licytować, a stawka dochodzi do kilkudziesięciu tys zł za imprezę. Plus wynajęcie ludzi, transport, namioty itp...
Trzeba to opłacić nawet kilka m-cy wcześniej, a często okazuje się, że pogoda w czasie imprezy jest do d...... i nie odbije się nawet kosztów.
@elefun To w końcu wina organizatorów czy sprzedających. Jeżeli wynajem za 10 tys. rzeczywiście byłby takim zdzierstwem to dlaczego licytowaliby się do kilkudziesięciu tysięcy? Bardzo ciekawe. Tak mi się wydaje, że nawet jeżeli stanowisko byłoby za darmo, to ceny i tak byłyby bardzo zbliżone. Popyt jest przecież niewyobrażalny. Sprzedawcy po prostu wiedzą ile mogą zapłacić, aby z dużym prawdopodobieństwem im się zwróciło (wiadomo nikt nie przewidzi pogody). Taka jest zaleta wolnego rynku, jeżeli nikt nie byłby chętny tyle zapłacić, cena nie byłaby aż tak wysoka (w porównaniu z zyskiem całkiem możliwe, że jednak nie do końca).
W sumie wrzuciłbym bym Wam cennik z restauracji na najbardziej imprezowej wyspie w Tajlandii, ale chyba wystarczy ze powiem ze za posiłek dla żony i dla mnie do tego cola i piwo płace 17 złotych:)
Towar jest warty tyle, ile ludzie za są w stanie za niego zapłacić. Nikt nikomu nie przystawia pistoletu do głowy, żeby kupował po tak absurdalnych cenach. Inną sprawą jest cena miejscówki. Z drugiej strony nie ma przymusu kupowania „miejscówki” za równie wygórowaną cenę. No ale niestety zawsze znajdzie się ktoś, kto zapłaci organizatorowi za miejsce i ktoś, kto zapłaci frajerskie za towar niewart swojej ceny.
Wina leży zarówno po stronie zarządców z kosmicznymi stawkami za plac jak i samych sprzedawców. Jakby Ci drudzy nie przystawali na takie stawki, to zarządca musiałby zjechać z cenami za plac do normalnych stawek. Krzywa popytu i podaży jest nieubłagana. Będąc sprzedawcą w życiu nie przystałbym na opłatę startową, która zmuszą mnie do windowania kosmicznych cech za moje produkty, abym miał jakiekolwiek szanse coś zarobić. Ludzie nie są głupi. Mogą się najeść i napruć przed imprezą. Te kilka h można bez tego wytrzymać.
Mnie zastanawia jedna rzecz. Jest to cena w strefie koncertowej, czy w części gastronomicznej przy polu namiotowym? Jeśli w koncertowej, to jeszcze da się to przeżyć, od bidy można na głodnego albo brać coś ze sobą. Jeśli takie ceny są przy polach namiotowych na których nie można gotować, to jest to zwyczajnie zdzieranie z ludzi, którzy płacą całkiem niemało za kilka dni koncertów.
Już nie pamiętam dokładnie cen z mojego ostatniego pobytu, ale wszystko zależało od położenia. Przy samych scenach było podobnie jak na obrazku, dalsze kjapki były tańsze a te w części mieszkalnej całkiem przyzwoite cenowo.
Ktoś cie zmusza do biegania ?
Powiem tyle, nie sprzedawcy są winny tylko pazerni zarządcy placu, na którym jest impreza. Dwa lata temu chciałem na jednej z imprez muzycznych postawić budkę z hot-dogami to za miejscówkę 3x3m krzyknięto ode mnie 9000zł za 3 dni stania. Policzcie sobie ile hot-dogów i w jakiej cenie musiałbym sprzedać, żeby zarobić na sam najem miejsca pod budkę...
Winny jest organizator z kosmicznymi stawkami za "placowe" na takiej imprezie.
Stawki za 2-3 dniową imprezę dochodzą do 10 tys. netto !
Sprzedający piwo często muszą się licytować, a stawka dochodzi do kilkudziesięciu tys zł za imprezę. Plus wynajęcie ludzi, transport, namioty itp...
Trzeba to opłacić nawet kilka m-cy wcześniej, a często okazuje się, że pogoda w czasie imprezy jest do d...... i nie odbije się nawet kosztów.
@elefun To w końcu wina organizatorów czy sprzedających. Jeżeli wynajem za 10 tys. rzeczywiście byłby takim zdzierstwem to dlaczego licytowaliby się do kilkudziesięciu tysięcy? Bardzo ciekawe. Tak mi się wydaje, że nawet jeżeli stanowisko byłoby za darmo, to ceny i tak byłyby bardzo zbliżone. Popyt jest przecież niewyobrażalny. Sprzedawcy po prostu wiedzą ile mogą zapłacić, aby z dużym prawdopodobieństwem im się zwróciło (wiadomo nikt nie przewidzi pogody). Taka jest zaleta wolnego rynku, jeżeli nikt nie byłby chętny tyle zapłacić, cena nie byłaby aż tak wysoka (w porównaniu z zyskiem całkiem możliwe, że jednak nie do końca).
W sumie wrzuciłbym bym Wam cennik z restauracji na najbardziej imprezowej wyspie w Tajlandii, ale chyba wystarczy ze powiem ze za posiłek dla żony i dla mnie do tego cola i piwo płace 17 złotych:)
W Azji jest tanio jak nie wiem. Tak za grosze można żreć na mieście codziennie co tam się ci podoba i nie opłaca się samemu nic robić.
To w Tailandii też polski złoty obowiązuje?
Duży popyt w takim miejscu niestety prowadzi do wzrostu cen.
Co to za ceny, ło rany boskie?!
Festiwal dla bogatych dzieci to ceny odpowiednie :P
A tak serio to przeciez wina cen wynajmu placu.
Towar jest warty tyle, ile ludzie za są w stanie za niego zapłacić. Nikt nikomu nie przystawia pistoletu do głowy, żeby kupował po tak absurdalnych cenach. Inną sprawą jest cena miejscówki. Z drugiej strony nie ma przymusu kupowania „miejscówki” za równie wygórowaną cenę. No ale niestety zawsze znajdzie się ktoś, kto zapłaci organizatorowi za miejsce i ktoś, kto zapłaci frajerskie za towar niewart swojej ceny.
Wina leży zarówno po stronie zarządców z kosmicznymi stawkami za plac jak i samych sprzedawców. Jakby Ci drudzy nie przystawali na takie stawki, to zarządca musiałby zjechać z cenami za plac do normalnych stawek. Krzywa popytu i podaży jest nieubłagana. Będąc sprzedawcą w życiu nie przystałbym na opłatę startową, która zmuszą mnie do windowania kosmicznych cech za moje produkty, abym miał jakiekolwiek szanse coś zarobić. Ludzie nie są głupi. Mogą się najeść i napruć przed imprezą. Te kilka h można bez tego wytrzymać.
500+,300+,1000+ ;) kompletnie nie rozumiem zdziwienia zwłaszcza że to festiwal.
Mnie zastanawia jedna rzecz. Jest to cena w strefie koncertowej, czy w części gastronomicznej przy polu namiotowym? Jeśli w koncertowej, to jeszcze da się to przeżyć, od bidy można na głodnego albo brać coś ze sobą. Jeśli takie ceny są przy polach namiotowych na których nie można gotować, to jest to zwyczajnie zdzieranie z ludzi, którzy płacą całkiem niemało za kilka dni koncertów.
Już nie pamiętam dokładnie cen z mojego ostatniego pobytu, ale wszystko zależało od położenia. Przy samych scenach było podobnie jak na obrazku, dalsze kjapki były tańsze a te w części mieszkalnej całkiem przyzwoite cenowo.
jak kogoś stać na openera to i stać na buły po 20 dychy , a biedaki niech jedzą trawę
to chyba w latach 80 bo w 2000r 7zeta
a kto tam myśli o jedzeniu kiedy 99,9% wiary jest tam nafetowana.