@~SamuelWolf, Nie widzę nic dziwnego w narzekaniu na obie skrajności. To w ogóle jest częsta i tragiczna rzecz w rozumowaniu i argumentowaniu, że zakłada się milcząco o jakichś rzeczach, że pożytek z nich zmienia się liniowo (a przynajmniej monotonicznie), a takie po prostu nie są. Sytuacja, że istnieje jedno wyraźne maksimum korzyści gdzieś pomiędzy skrajnościami jest dużo częstsza. To zależy od przypadku, jednak zakładanie tej monotoniczności, o której mówię, to jest podstawa całej masy najgłupszych argumentów
Wbrew pozorom odpowiedź informatyka "u mnie działa" ma pewien sens. Wyobraź sobie dużą firmę. Dzwoni użytkownik ze zgłoszeniem, że jeden z najistotniejszych programów w firmie nie działa. Co robi administrator? Zalogowuje się do tego programu i sprawdza. Jeśli faktycznie problem jest globalny, odpowiada "O kurrr...... , już się tym zajmuję" i jest gruby alarm. Jeśli natomiast udaje mu się go uruchomić i najważniejsze funkcje działają, to znaczy że problem jest lokalny - dotyczy jednego użytkownika lub jednej wybranej funkcji. W takiej właśnie sytuacji pada tekst "Dziiiiiwne, u mnie działa..." Dla ofiary problemu oznacz to "Musisz poczekać, jak się ogarnę, to się tym zajmę."
Właśnie z tego powody informatyk w pokazanej scence nie powie "ja jestem doktorem". Dla niego to jest problem lokalny należący do innego admina.
Naród, w którym mniej niż połowa ma średnie wykształcenie wymyśla takie kretynizmy. Inżynierowie internetu.
Polska - kraj, w którym narzeka się na zbyt duża liczbę magistrów i zbyt dużą liczbę ludzi z wykształceniem podstawowym jednocześnie.
@~SamuelWolf, Nie widzę nic dziwnego w narzekaniu na obie skrajności. To w ogóle jest częsta i tragiczna rzecz w rozumowaniu i argumentowaniu, że zakłada się milcząco o jakichś rzeczach, że pożytek z nich zmienia się liniowo (a przynajmniej monotonicznie), a takie po prostu nie są. Sytuacja, że istnieje jedno wyraźne maksimum korzyści gdzieś pomiędzy skrajnościami jest dużo częstsza. To zależy od przypadku, jednak zakładanie tej monotoniczności, o której mówię, to jest podstawa całej masy najgłupszych argumentów
Wbrew pozorom odpowiedź informatyka "u mnie działa" ma pewien sens. Wyobraź sobie dużą firmę. Dzwoni użytkownik ze zgłoszeniem, że jeden z najistotniejszych programów w firmie nie działa. Co robi administrator? Zalogowuje się do tego programu i sprawdza. Jeśli faktycznie problem jest globalny, odpowiada "O kurrr...... , już się tym zajmuję" i jest gruby alarm. Jeśli natomiast udaje mu się go uruchomić i najważniejsze funkcje działają, to znaczy że problem jest lokalny - dotyczy jednego użytkownika lub jednej wybranej funkcji. W takiej właśnie sytuacji pada tekst "Dziiiiiwne, u mnie działa..." Dla ofiary problemu oznacz to "Musisz poczekać, jak się ogarnę, to się tym zajmę."
Właśnie z tego powody informatyk w pokazanej scence nie powie "ja jestem doktorem". Dla niego to jest problem lokalny należący do innego admina.
Informatyk to osoba, która cię poinformuje, że nie zna rozwiązania twojego problemu.