A wiesz, jak wyglądały te małżeństwa dawniej? Dziadek nie bił babci, tylko dlatego, że jej bracia przerastali go o głowę i po pierwszym siniaku, który zauważyli, zostało mu dokładnie wytłumaczone, co się stanie przy następnym. Naczynia w domu mieli blaszane, bo podczas rozmów przy obiedzie wytłukli wszystkie inne. Ale byli razem do śmierci! Tylko czy szczęśliwi? To ja już wolę współczesne związki.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
29 kwietnia 2019 o 13:24
@Rhanai Przerstali o głowę i uciekał? Cienias... Ja sie z kolosami tłukę....Wspłóczesne zwiazki? Rozwodu hurtowe na każdym kroku, i puszczalstwo na każdym kroku z "przyjacielem", mam chłopaka i mam przyjaciela blablabla, rzygać sie chce, wole normalność a nie taki sajgon
@rasizm45 uwielbiam dyskusje z ludźmi, którzy nie chcą czytać tego, co piszę, tylko wsadzają mi w usta swoje teorie i zaczynają na nie szczekać. Te dyskusje mają tak mało sensu. A moją wypowiedź można zamknąć w jednym zdaniu. Że jeśli związek okaże się nieudany, choćby z powodu przemocy którejkolwiek ze stron, to można się rozejść i nie trzeba się katować, bo w imię czego. Ale Ty i tak nie chcesz rozumieć, co się mówi.
@rafalinformatyk tłucz się, jak chcesz, Twoja wola. Dziadek się wycofał i wszyscy byli szczęśliwsi. Kobiety zdradzają czy krzywdzą, mężczyźni zdradzają czy krzywdzą. Bronię i oskarżam obie strony po równo. I cieszę się, że jeśli coś nie gra, to nie trzeba się męczyć, tylko można rozejść i może znaleźć swoje szczęście z kimś innym. To jest dla mnie normalność. Nie ukrywanie siniaków czy krzyki za zamkniętymi drzwiami.
@Rhanai Jakbym miał z kimś sie kłócić do tego stopnia by takie sceny odwalać w związku to zrywam prędzej zanim sie zaręczam i zanim z tym kimś mieszkam. Ale to tylko ja potrafię myśleć bo reszta to sie wiążą a potem baby za wielki przebieg mają a faceci zaś mają za wielki przebieg zgnilizny menelskiej.
Oczywiście że było bardzo różnie. Było jednak obok sytuacji patologicznych, o wiele więcej niż dzisiaj par naprawdę bardzo szczęśliwych. I też zależy o których czasach mówimy "dawniej"? Ponieważ jest to bardzo szerokie określenie. Przynajmniej do czasów przedwojennych powszechnie szanowano zasadę, że małżeństwo i małżonkowie dla siebie nawzajem są dla siebie najważniejsi na świecie. O wiele ważniejsi niż dzieci, znajomi, pasje, praca. To gdy idzie w parze ze staraniami, przynosi zdecydowanie najwspanialsze w życiu owoce. Ludzie wzajemnie zmieniali się dla siebie zamiast "akceptować siebie takimi jacy są". Oczywiście i dzisiaj są takie pary, jednak jest ich obawiam się mniej. Duży wpływ na to mają pewne mody - stawianie dzieci na równi albo wyżej niż małżonka, traktowanie miłości jako uczucia a nie jako aktu woli - decyzji, powszechne nagadywanie na małżeństwo - że po latach się wypala, że muszą się kłócić itd., promowanie braku zdrowej ofiarności ("dla niego będziesz się zmieniać? - dla SIEBIE powinnaś" co wbrew pozorom obniża a nie podnosi wartość samego/samej siebie). Można bardzo wiele wymieniać.
Oczywiście sporo rzeczy zmieniło się na lepsze - o wiele odważniejsze rozmowy o seksie, powszechne potępienie przemocy - kiedyś podniesienie ręki na kobietę tylko wśród elit oznaczało wykluczenie z gatunku ludzkiego (infamia-hańba), względnie jak u moich przodków bardzo surowe karanie takich przypadków u chłopów. Był to jednak system bardzo dziurawy. Dzisiaj szczęśliwe pary potrafią być, myślę szczęśliwsze niż kiedyś, ponieważ więcej jest wiedzy o tym, iż o wszystkim można i trzeba rozmawiać. Całą sztuką jest łączenie tego co było dobre dawniej z tym co dobre dzisiaj: w sprawie przemocy dawne odczłowieczenie i bardzo surowe traktowanie sprawców ale połączone z dzisiejszą powszechnością, dawne stawianie współmałżonka na piedestale ale połączone z dzisiejszą umiejętnością rozmowy, współczesnym podejściem do seksualności. Trzeba naprawiać to co złe bez zaprzepaszczania tego co dobre.
Jest to coś wyjątkowego, bo dzisiejsze czasy zdecydowanie nie pomagają w utrzymywaniu długich związków. Ludziom (niekoniecznie młodzieży, bo starsi wcale nie są mądrzejsi) skutecznie wbito do głowy, że liczy się JA. Od partnera (płeć dowolna) się wymaga. Partner ma dawać. Ma być idealny. Ma bezrefleksyjnie akceptować. Nie pomaga również fakt, że sporo ludzi ma gdzieś w głowie iluzję idealnych związków, które widzą w mediach, internecie, filmach i serialach. Ludzie nieustannie się porównują. Widzą, że trawa u sąsiada jest bardziej zielona. To, że najczęściej sztuczna, albo pomalowana, jest nieistotne. No i ludzie dzisiaj są zdecydowanie bardziej niecierpliwi. Łatwiej jest wyrzucić zepsuty sprzęt, niż go naprawić. Łatwiej jest zmienić pracę, niż poczekać kilka lat na awans i lepsze pieniądze. Stąd też łatwiej jest z kimś się rozstać, niż pracować nad rozwiązaniem problemów.
A wiesz, jak wyglądały te małżeństwa dawniej? Dziadek nie bił babci, tylko dlatego, że jej bracia przerastali go o głowę i po pierwszym siniaku, który zauważyli, zostało mu dokładnie wytłumaczone, co się stanie przy następnym. Naczynia w domu mieli blaszane, bo podczas rozmów przy obiedzie wytłukli wszystkie inne. Ale byli razem do śmierci! Tylko czy szczęśliwi? To ja już wolę współczesne związki.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 kwietnia 2019 o 13:24
@Rhanai moi dziadkowie i rodzice byli/są ze sobą całe życie. Ślub ledwie po roku od poznania się, w wieku przed 24 r.ż. I bez bicia.
@Rhanai Nie w każdym domu jest patologia, wiesz?
@ Zoarix nie, nie w każdym. Ale przynajmniej teraz mogę posłać takiego gnoja w kosmos. Babcia nie miała tyle szczęścia.
@Rhanai Przerstali o głowę i uciekał? Cienias... Ja sie z kolosami tłukę....Wspłóczesne zwiazki? Rozwodu hurtowe na każdym kroku, i puszczalstwo na każdym kroku z "przyjacielem", mam chłopaka i mam przyjaciela blablabla, rzygać sie chce, wole normalność a nie taki sajgon
@rasizm45 uwielbiam dyskusje z ludźmi, którzy nie chcą czytać tego, co piszę, tylko wsadzają mi w usta swoje teorie i zaczynają na nie szczekać. Te dyskusje mają tak mało sensu. A moją wypowiedź można zamknąć w jednym zdaniu. Że jeśli związek okaże się nieudany, choćby z powodu przemocy którejkolwiek ze stron, to można się rozejść i nie trzeba się katować, bo w imię czego. Ale Ty i tak nie chcesz rozumieć, co się mówi.
@rafalinformatyk tłucz się, jak chcesz, Twoja wola. Dziadek się wycofał i wszyscy byli szczęśliwsi. Kobiety zdradzają czy krzywdzą, mężczyźni zdradzają czy krzywdzą. Bronię i oskarżam obie strony po równo. I cieszę się, że jeśli coś nie gra, to nie trzeba się męczyć, tylko można rozejść i może znaleźć swoje szczęście z kimś innym. To jest dla mnie normalność. Nie ukrywanie siniaków czy krzyki za zamkniętymi drzwiami.
@Rhanai Jakbym miał z kimś sie kłócić do tego stopnia by takie sceny odwalać w związku to zrywam prędzej zanim sie zaręczam i zanim z tym kimś mieszkam. Ale to tylko ja potrafię myśleć bo reszta to sie wiążą a potem baby za wielki przebieg mają a faceci zaś mają za wielki przebieg zgnilizny menelskiej.
Było takie powiedzenie: "Jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije". Ale się nie rozwodzili. Cóż za piękne czasy.
Cóż... rzekomo "postęp i rozwój cywilizacji".
Oczywiście że było bardzo różnie. Było jednak obok sytuacji patologicznych, o wiele więcej niż dzisiaj par naprawdę bardzo szczęśliwych. I też zależy o których czasach mówimy "dawniej"? Ponieważ jest to bardzo szerokie określenie. Przynajmniej do czasów przedwojennych powszechnie szanowano zasadę, że małżeństwo i małżonkowie dla siebie nawzajem są dla siebie najważniejsi na świecie. O wiele ważniejsi niż dzieci, znajomi, pasje, praca. To gdy idzie w parze ze staraniami, przynosi zdecydowanie najwspanialsze w życiu owoce. Ludzie wzajemnie zmieniali się dla siebie zamiast "akceptować siebie takimi jacy są". Oczywiście i dzisiaj są takie pary, jednak jest ich obawiam się mniej. Duży wpływ na to mają pewne mody - stawianie dzieci na równi albo wyżej niż małżonka, traktowanie miłości jako uczucia a nie jako aktu woli - decyzji, powszechne nagadywanie na małżeństwo - że po latach się wypala, że muszą się kłócić itd., promowanie braku zdrowej ofiarności ("dla niego będziesz się zmieniać? - dla SIEBIE powinnaś" co wbrew pozorom obniża a nie podnosi wartość samego/samej siebie). Można bardzo wiele wymieniać.
Oczywiście sporo rzeczy zmieniło się na lepsze - o wiele odważniejsze rozmowy o seksie, powszechne potępienie przemocy - kiedyś podniesienie ręki na kobietę tylko wśród elit oznaczało wykluczenie z gatunku ludzkiego (infamia-hańba), względnie jak u moich przodków bardzo surowe karanie takich przypadków u chłopów. Był to jednak system bardzo dziurawy. Dzisiaj szczęśliwe pary potrafią być, myślę szczęśliwsze niż kiedyś, ponieważ więcej jest wiedzy o tym, iż o wszystkim można i trzeba rozmawiać. Całą sztuką jest łączenie tego co było dobre dawniej z tym co dobre dzisiaj: w sprawie przemocy dawne odczłowieczenie i bardzo surowe traktowanie sprawców ale połączone z dzisiejszą powszechnością, dawne stawianie współmałżonka na piedestale ale połączone z dzisiejszą umiejętnością rozmowy, współczesnym podejściem do seksualności. Trzeba naprawiać to co złe bez zaprzepaszczania tego co dobre.
Jest to coś wyjątkowego, bo dzisiejsze czasy zdecydowanie nie pomagają w utrzymywaniu długich związków. Ludziom (niekoniecznie młodzieży, bo starsi wcale nie są mądrzejsi) skutecznie wbito do głowy, że liczy się JA. Od partnera (płeć dowolna) się wymaga. Partner ma dawać. Ma być idealny. Ma bezrefleksyjnie akceptować. Nie pomaga również fakt, że sporo ludzi ma gdzieś w głowie iluzję idealnych związków, które widzą w mediach, internecie, filmach i serialach. Ludzie nieustannie się porównują. Widzą, że trawa u sąsiada jest bardziej zielona. To, że najczęściej sztuczna, albo pomalowana, jest nieistotne. No i ludzie dzisiaj są zdecydowanie bardziej niecierpliwi. Łatwiej jest wyrzucić zepsuty sprzęt, niż go naprawić. Łatwiej jest zmienić pracę, niż poczekać kilka lat na awans i lepsze pieniądze. Stąd też łatwiej jest z kimś się rozstać, niż pracować nad rozwiązaniem problemów.