Ludzie, którzy dorastali w biedzie wyznają co obecnie uznają za luksus
(20 obrazków)
Marnowanie jedzenia. Mam tu na myśli wyrzucanie wszelkich resztek. Nawet jeśli zjesz cały posiłek i masz jakieś resztki, są one ponownie używane na obiad lub śniadanie następnego dnia. Z gotowaniem łączy mnie miłość i nienawiść, ponieważ uwielbiam gotować dla moich bliskich, ale myśl o przypaleniu czegoś i zmarnowaniu dużej ilości jedzenia przyprawia mnie o taki niepokój, że nie mogę gotować. Nie potrafię zliczyć, ile razy słyszałem, jak moja mama mamrocze/płacze do siebie, że nie stać jej na leki lub ortezy w tym miesiącu, ponieważ musiała znaleźć sposób na postawienie jedzenia na stole. Nawet teraz, kiedy nie żyjemy już na granicy ubóstwa jak kiedyś, nadal nie umiem świadomie marnować jedzenia. Wkurza mnie, gdy przyjaciele wyrzucają jedzenie lub sam jestem do tego zmuszany z jakiegokolwiek powodu
Przez długi czas nigdzie nie podróżowaliśmy (ani nawet nie wyjeżdżaliśmy zbyt daleko), ponieważ moi rodzice nie mogli wziąć urlopu. Nigdy nie byłem w samolocie, w innym stanie lub innym kraju
Nie jestem w stanie chodzić do drogich sklepów, mimo że zarabiam wystarczająco dużo i stać mnie na kupowanie wielu rzeczy. Mam wrażenie, że sprzedawcy zaczną krzyczeć: „Alarm! Biedna dziewczyna wkroczyła na nasze terytorium!”, kiedy tylko mnie zobaczą. Myślę, że zostało mi to z dzieciństwa, kiedy żyliśmy bardzo skromnie
Bardzo wciągnęła mnie pewna seria książek, ale w lokalnej bibliotece nie było wielu jej części. Mama obiecała mi, że kupi te, których nie było w bibliotece. Zdobycie brakujących tytułów zajęło 2 lata, ale dreszczyk emocji związany z posiadaniem ich na własność był niesamowity. 40 lat później wciąż ekscytuje mnie kupowanie książek i staram się być lepszym bibliotekarzem niż ten w lokalnej bibliotece
Moi rodzice mieli dość trudne dzieciństwo, dlatego dopiero teraz zdają sobie sprawę, jak wspaniałe są zabawki. Przede wszystkim są zakochani w Lego i bardzo się cieszą, gdy dostają nowy zestaw. Kiedyś patrzyłem, jak składają kolejne dzieło sztuki z klocków Lego i zażartowałem, że prawdopodobnie brakuje im wnuków. Oboje byli bardzo zaskoczeni i powiedzieli: „Wnuki? Po co? Zabiorą nam wszystkie zabawki!”
W dzieciństwie byłam bardzo biedna. Ciągle czułam głód, a słodycze były dla mnie niedostępnym luksusem. Po wielu latach żyję szczęśliwie z ukochanym, ale ilekroć kupuję czekoladowy krem (moje marzenie z dzieciństwa), chowam go na górnej półce, żeby móc zjeść sama. Dzisiaj, kiedy wróciłam do domu, zajrzałam na półkę i zobaczyłam, że jest tam 5 słoików mojego ulubionego przysmaku. Okazuje się, że mój chłopak znał mój sekret, ale nigdy się ze mnie nie śmiał. Teraz mi wstyd, że nigdy się z nim nie dzieliłam
Wyszłam za mąż za dość bogatego mężczyznę i jestem mu szczerze wdzięczna za tolerowanie wszystkich moich dziwnych nawyków. Spędziłam młodość w biedzie i głodzie, dlatego mam zwyczaj zaopatrywać się w zapasy. W naszym mieszkaniu znajduje się spiżarnia o powierzchni 20m2, która jest wypełniona konserwami, produktami zbożowymi, kiszonkami i wieloma innymi rzeczami. Nie używamy większości z nich, ale fakt, że je mamy, daje mi spokój. Ostatnio mój mąż powiedział mi, że zlecił projekt nowego domu, który będzie miał oddzielny magazyn na żywność. W tym momencie zdałam sobie sprawę, jaką jestem szczęściarą, że mam go w swoim życiu
Dla ludzi, którzy musieli podcierać się Trybuną Ludową, luksusem będzie pachnący papier toaletowy. Ale co ja tam wiem. Dziś luksusem jest ajfon a dawniej luksusem była budka telefoniczna, jedna na 5 kilometrów kwadratowych.
Pamiętam jeszcze schyłek komuny w Polsce. Większość historyjek z demota jest dla mnie nadal bardzo realnych. Normalnie jakbym wtrabanił się za Alicją do Króliczej Nory.
K*, wchodzi człek do wsiowego sklepu a tam na półkach tylko: ocet, musztarda, denaturat, wiadra... i chyba tyle ze słodyczy. Kupno butów do szkoły przypominało wyprawy Indiany Jonsa - jak mnie kiedyś "stare i schorowane babuleńki" docisnęły w kolejce do lady sklepowej to myślałem, że żywy nie wyjdę (rzucili akurat chabaninę do mięsnego). Nawet jak miałeś kasę, nie było co kupić. A jak szedłeś na bazar, okazywało się, że masz zatrważająco mało. Hmm, kto mi w to teraz uwierzy - jakieś bajki, prawda?
----
Po okresie mieszkania w internacie, przyrzekłem sobie nigdy przenigdy nie jeść więcej: żółtego sera, kaszanki, pasztetowej, parówek.
----
Nadal muszę się ostro przekonywać, że jakiś nowy gadżet jest mi niezbędny do życia. Każda koszulka musi przejść cały cykl życia: od "do kościoła" po "szmata w warsztacie".
-------
Ale to powyżej jest tylko wersją "easy" dla leszczy. Np. nigdy nie musiałem chodzić do szkoły boso pod koniec listopada. Nigdy nie musiałem paść samodzielnie krów w lesie ... w wieku ośmiu lat. Nigdy nie było, że po powrocie głodny ze szkoły nie było NIC do jedzenia - na śniadanie też NIC. Nigdy nie widziałem zakrwawionego łańcucha w budzie, bo psa zeżarły w nocy głodne WILKI (zimy bywały bardziej rześkie niż obecnie. Nie musiałem chodzić do szkoły 6 km pieszo przez las...zimą też.
...
Wyjaśnienie: w mojej młodości na wsiach był zapomniany już zwyczaj tzn. darcia piór. Gęsie pióra gromadziło się całe lato w przewiewne wory. A w długie zimowe wieczory zbierała się grupa kumoszek aby wyrywać z nich zbędne stosiny - inaczej gryzły w zadek przez poszewkę pierzyny. Ile ja się nasłuchałem dobrych historii. Miałem spisywać ale nigdy mi się nie chciało. :)
A moi rodzice non stop wyjeżdżali. Był FWP organizujący wyjazdy, PTTK dawał duże zniżki, kluby sportowe/wyprawowe miały solidne dofinansowania, ludziom się cokolwiek chciało jeździć, bo nie było nawet telewizji w każdym domu, przed którą można by spędzać życie, więc żagle, namioty, kajaki, wędrówki. Wszystko na sprzęcie przyzakładowym.
@Blady_Mistrz2 moi rodzice nie byli biedni w momencie robienia sobie dzieci. Stali się biedni, gdy mój brat ciężko zachorował i do jego 10. roku życia zawsze któreś z nich musiało rezygnować z pracy, dopóki nie znaleźli dla niego miejsca w szkole specjalnej. Na leczenie też wydali majątek. Zamiast rozwijać się zawodowo i robić karierę, ledwo wiązali koniec z końcem i do tej pory mają raczej kiepską pracę. Nie każda biedna rodzina to patologia.
@Blady_Mistrz2 Im mniej się ma, tym prostsze rozrywki się ma. Stąd to co opisałeś pasuje do wszystkich ludów na tym globie. Zresztą, dzisiaj biednego człowieka stać na 3 - 4 razy więcej dóbr, a zazwyczaj nie stać go na jedno dziecko.
Tak więc jest tu znacznie więcej problemów, niż tylko ten, co zauważasz.
@Blady_Mistrz2 Jak powyżej moi rodzice też nie byli biedni gdy "robili dzieci". Początkiem lat 90 z powodu gigantycznej inflacji, a następnie kilka lat później denominacji ludzie potracili dorobki życia. W ciągu dni setki tysięcy zł oszczędności rozpływa się całkowicie, ludzie tracą pracę, firmy są zamykane. Z dość "bogatych" czyli takich którzy generalnie mogli pozwolić sobie na wszystko co wtedy było dostępne stali się biedo-pospolici co w połączeniu z dziećmi bardzo łatwo prowadzi do biedy. Doskonale pamiętam życie w biedzie i tego typu demotowych historii mógłbym zapewne dodać kilka własnych.(Niedługo najprawdopodobniej będzie powtórka bo już się to zaczęło).
@Blady_Mistrz2 Nie wiesz jak było, więc prawdopodobnie nie miałeś okazji doświadczyć żadnego kryzysu ale nie krytykuj i ciesz się swoim szczęściem. Kiedyś jakaś tragedia może zdarzyć się i tobie i twoje dzieci będą zmuszone być w biedzie.
@Blady_Mistrz2 U mnie również w momencie założenia rodziny rodzice byli klasą średnią. Zdecydowali się na to, że mama zostaje w domu z dziećmi, tata pracuje. Wtedy to działało. Tyle, że miejsce pracy zostało zlikwidowane, tata prace stracił (początek lat 90'tych), mama przez zawodową dziurę w życiorysie i fakt posiadania małych dzieci, też nie była pracownikiem wymarzonym. Tak więc klepaliśmy taką biedę, że połowa tych historii z góry to byłaby dla mnie sytuacja luksusowa. Takich rodzin było bardzo dużo.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
9 lutego 2022 o 17:34
jako dziecko marzyłam o tej bajce "stoliczku nakryj się" i wyobrażałem sobie taki 3 poziomowy stojak z talerzami pełnymi pomarańczy, bananów, kiwi i innych owoców. Cały dla mnie. :)
buty... kiedyś za młodu jak postanowiłem się usamodzielnić i starałem się jakoś przeżyć wynajmując jakiś pokoik w Trójmieście to niczego tak nie zapamiętałem jak tego że omijałem kałuże i wilgotne plamy na asfalcie czy chodnikach żeby nie mieć za chwilę mokrych nóg i nie marznąć jak było zimno bo moje buty były często gęstego nie najlepszej jakości i w nie najlepszym stanie, teraz mam ładnych kilka par, samych zimowych chyba ze 4 albo 5 par, raczej dobrych firm zgodnie z zasadą że biedaka nie stać na oszczędności, Lasocki, Wojas,Badura,catepillar, wreszcie mam sucho i ciepło
Nigdy nie żyłem w takiej biedzie, ale rozumiem, że po takich doświadczeniach mają nieco dziwne nawyki.
Ale jednak osoba, która robi wielkie zapasy jedzenia, których potem nie je, powinna nad tym popracować. Bo co potem? Wyrzucanie kupy żarcia czy zmuszanie wszystkich do jedzenia tego, bo nie może się zmarnować?
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
9 lutego 2022 o 11:49
Ja się czuję bezpiecznie jak mam mały zapas przetworów i mrożonek
"na czarną godzinę" gdybym zachorowała i nie mogła wyjść z domu przez tydzień. Moja babcia miała taki zwyczaj i widać przejęłam go od niej;
Ja nie potrafię wejść do sklepu z używaną odzieżą. Jestem szczęśliwa gdy coś dostanę fajnego nawet używanego. Chodzi o to, że w pewnym momencie na przelomie podstawówka gimnazjum, mama musiała kupować rzeczy używane i było jej z tym źle. Ja, bardzo długo nie obcinałam metek, nieważne jak długich i drażniących.
Ta, też był etap że Mama pożyczała od wszystkich pieniadze na jedzenie.
Tak to bywa.
Za to gdy byłam mała to prawie codziennie w zabawkowym dostawałam laleczkę której głowę odgryzałam. Dużo kinderjajek miałam, drogie zabawki itd. Więc nagła zmiana trochę się odbiła na mnie.
Jednak ja jestem z tych osób co sobie odmówią a innym kupią. Jestem w stanie wszystko wydać na męża i dzieci. Na siebie rzadko, chociaż powoli nad tym pracuję.
Zawsze jak coś kupuję sobie to i innym muszę bo źle bym sie czula
Ja wszystko rozumiem, ale ta kobieta której nie wystarcza 20m spiżarni to powinna otrzymać pomoc psychologa, a nie jeszcze większą spiżarnię. Co później z tym całym jedzeniem? Wyrzućmy i kupmy nowe?
To, co dzisiaj uznajemy za biedę, kiedyś było całkiem normalne. Choćby ubrania po starszym rodzeństwie czy kuzynach, przekazywane potem dalej młodszym. Kiedyś codzienność, a dzisiaj, obawiam się, że nie do przyjęcia. Rzeczy przysyłane z "bogatych Niemiec" do "biednej Polski" przez ciotkę, która uciekła za granicę i udawała wielka Niemkę... pod koniec lat 80-tych standard, dzisiaj ktoś by uznał, że obciach, wstyd i obraza. Moja rodzina bogata nie była, ale żyliśmy... po prostu normalnie. Ja za wyznacznik bogactwa uważałam wyjazd na narty do Włoch, jedna dziewczynka z mojej klasy mogła sobie na to pozwolić i wtedy mówiono, że ona ma bogatych rodziców. Moi rodzice zaczęli jeździć na wycieczki zagraniczne. Matka mówi: "Bo zawsze byliśmy biedotą!"... tak, co roku wakacje nad morzem, regularnie zmieniane samochody... więc biedni nie byliśmy. Mimo tego ja nigdy nie dostałam... konsoli do gier. Każdy dzieciak miał, nawet patusy, a ja nie miałam i ja się czułam biedna z tego powodu. Mam prawie 40 lat na karku, a pierwszą konsole kupiłam sobie ze 2 lata temu.
@Suzzzi86 U mnie w rodzinie też sporo ubrań się "przekazywało". Ba, jeśli nie mieszczę się w swoje koszule (niestety łatwiej nabrać masy niż ja stracić) to nie widzę nic niestosownego w przekazaniu ich moim siostrzeńcom - pod warunkiem że są w nienagannym stanie. A konsole i komputery - też będąc już dorosłym człowiekiem.
Dla mnie to brak pieniędzy na dodatkowe zeszyty do polskiego (zeszyt do literatury, gramatyki i na dyktanda) oraz wieczny problem z brakiem podręczników, głównie ćwiczeń. Dlatego dzisiaj mam chyba fetysz kupowania zeszytów i bloków rysunkowych (sporo rysujowałem swego czasu) z dobrej jakości papierem, no i pomagam w rodzinie przy zakupie książek, bo wiem że bez tego nawet w dobie internetu - nie jest łatwo.
W wielu przypadkach na biedę i głód reaguje się na dwa sposoby: zwykle wpada się w schemat, więc jeżeli coś Ci się uda i wreszcie się dorobisz nie potrafisz sobie nic kupić i boisz się wydawać pieniędzy na pierdoły, drugi typ reakcji to zachłyśnięcie się, rozwalanie całej wypłaty w dwa dni na stos niepotrzebnego badziewia
Dla ludzi, którzy musieli podcierać się Trybuną Ludową, luksusem będzie pachnący papier toaletowy. Ale co ja tam wiem. Dziś luksusem jest ajfon a dawniej luksusem była budka telefoniczna, jedna na 5 kilometrów kwadratowych.
@Buka1976 Trybuną Ludu! W moich stronach wyżej ceniono Trybunę Robotniczą. Bardziej chłonny papier.
@bromba_2k Zgadza się. Trybuną Ludu. Autokorekta mi walnęła i nie wiem dlaczego ale nie mam opcji edytuj. Więc nie mogę poprawić.
Pamiętam jeszcze schyłek komuny w Polsce. Większość historyjek z demota jest dla mnie nadal bardzo realnych. Normalnie jakbym wtrabanił się za Alicją do Króliczej Nory.
K*, wchodzi człek do wsiowego sklepu a tam na półkach tylko: ocet, musztarda, denaturat, wiadra... i chyba tyle ze słodyczy. Kupno butów do szkoły przypominało wyprawy Indiany Jonsa - jak mnie kiedyś "stare i schorowane babuleńki" docisnęły w kolejce do lady sklepowej to myślałem, że żywy nie wyjdę (rzucili akurat chabaninę do mięsnego). Nawet jak miałeś kasę, nie było co kupić. A jak szedłeś na bazar, okazywało się, że masz zatrważająco mało. Hmm, kto mi w to teraz uwierzy - jakieś bajki, prawda?
----
Po okresie mieszkania w internacie, przyrzekłem sobie nigdy przenigdy nie jeść więcej: żółtego sera, kaszanki, pasztetowej, parówek.
----
Nadal muszę się ostro przekonywać, że jakiś nowy gadżet jest mi niezbędny do życia. Każda koszulka musi przejść cały cykl życia: od "do kościoła" po "szmata w warsztacie".
-------
Ale to powyżej jest tylko wersją "easy" dla leszczy. Np. nigdy nie musiałem chodzić do szkoły boso pod koniec listopada. Nigdy nie musiałem paść samodzielnie krów w lesie ... w wieku ośmiu lat. Nigdy nie było, że po powrocie głodny ze szkoły nie było NIC do jedzenia - na śniadanie też NIC. Nigdy nie widziałem zakrwawionego łańcucha w budzie, bo psa zeżarły w nocy głodne WILKI (zimy bywały bardziej rześkie niż obecnie. Nie musiałem chodzić do szkoły 6 km pieszo przez las...zimą też.
...
Wyjaśnienie: w mojej młodości na wsiach był zapomniany już zwyczaj tzn. darcia piór. Gęsie pióra gromadziło się całe lato w przewiewne wory. A w długie zimowe wieczory zbierała się grupa kumoszek aby wyrywać z nich zbędne stosiny - inaczej gryzły w zadek przez poszewkę pierzyny. Ile ja się nasłuchałem dobrych historii. Miałem spisywać ale nigdy mi się nie chciało. :)
A moi rodzice non stop wyjeżdżali. Był FWP organizujący wyjazdy, PTTK dawał duże zniżki, kluby sportowe/wyprawowe miały solidne dofinansowania, ludziom się cokolwiek chciało jeździć, bo nie było nawet telewizji w każdym domu, przed którą można by spędzać życie, więc żagle, namioty, kajaki, wędrówki. Wszystko na sprzęcie przyzakładowym.
- Na nic nas nie stać, co zrobimy?
- Może dziecko, żeby mogło z nami żyć w biedzie?
- Ok.
@Blady_Mistrz2 moi rodzice nie byli biedni w momencie robienia sobie dzieci. Stali się biedni, gdy mój brat ciężko zachorował i do jego 10. roku życia zawsze któreś z nich musiało rezygnować z pracy, dopóki nie znaleźli dla niego miejsca w szkole specjalnej. Na leczenie też wydali majątek. Zamiast rozwijać się zawodowo i robić karierę, ledwo wiązali koniec z końcem i do tej pory mają raczej kiepską pracę. Nie każda biedna rodzina to patologia.
@Blady_Mistrz2 Im mniej się ma, tym prostsze rozrywki się ma. Stąd to co opisałeś pasuje do wszystkich ludów na tym globie. Zresztą, dzisiaj biednego człowieka stać na 3 - 4 razy więcej dóbr, a zazwyczaj nie stać go na jedno dziecko.
Tak więc jest tu znacznie więcej problemów, niż tylko ten, co zauważasz.
@Blady_Mistrz2 Jak powyżej moi rodzice też nie byli biedni gdy "robili dzieci". Początkiem lat 90 z powodu gigantycznej inflacji, a następnie kilka lat później denominacji ludzie potracili dorobki życia. W ciągu dni setki tysięcy zł oszczędności rozpływa się całkowicie, ludzie tracą pracę, firmy są zamykane. Z dość "bogatych" czyli takich którzy generalnie mogli pozwolić sobie na wszystko co wtedy było dostępne stali się biedo-pospolici co w połączeniu z dziećmi bardzo łatwo prowadzi do biedy. Doskonale pamiętam życie w biedzie i tego typu demotowych historii mógłbym zapewne dodać kilka własnych.(Niedługo najprawdopodobniej będzie powtórka bo już się to zaczęło).
@Blady_Mistrz2 Nie wiesz jak było, więc prawdopodobnie nie miałeś okazji doświadczyć żadnego kryzysu ale nie krytykuj i ciesz się swoim szczęściem. Kiedyś jakaś tragedia może zdarzyć się i tobie i twoje dzieci będą zmuszone być w biedzie.
@Blady_Mistrz2 U mnie również w momencie założenia rodziny rodzice byli klasą średnią. Zdecydowali się na to, że mama zostaje w domu z dziećmi, tata pracuje. Wtedy to działało. Tyle, że miejsce pracy zostało zlikwidowane, tata prace stracił (początek lat 90'tych), mama przez zawodową dziurę w życiorysie i fakt posiadania małych dzieci, też nie była pracownikiem wymarzonym. Tak więc klepaliśmy taką biedę, że połowa tych historii z góry to byłaby dla mnie sytuacja luksusowa. Takich rodzin było bardzo dużo.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2022 o 17:34
jako dziecko marzyłam o tej bajce "stoliczku nakryj się" i wyobrażałem sobie taki 3 poziomowy stojak z talerzami pełnymi pomarańczy, bananów, kiwi i innych owoców. Cały dla mnie. :)
buty... kiedyś za młodu jak postanowiłem się usamodzielnić i starałem się jakoś przeżyć wynajmując jakiś pokoik w Trójmieście to niczego tak nie zapamiętałem jak tego że omijałem kałuże i wilgotne plamy na asfalcie czy chodnikach żeby nie mieć za chwilę mokrych nóg i nie marznąć jak było zimno bo moje buty były często gęstego nie najlepszej jakości i w nie najlepszym stanie, teraz mam ładnych kilka par, samych zimowych chyba ze 4 albo 5 par, raczej dobrych firm zgodnie z zasadą że biedaka nie stać na oszczędności, Lasocki, Wojas,Badura,catepillar, wreszcie mam sucho i ciepło
Nigdy nie żyłem w takiej biedzie, ale rozumiem, że po takich doświadczeniach mają nieco dziwne nawyki.
Ale jednak osoba, która robi wielkie zapasy jedzenia, których potem nie je, powinna nad tym popracować. Bo co potem? Wyrzucanie kupy żarcia czy zmuszanie wszystkich do jedzenia tego, bo nie może się zmarnować?
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2022 o 11:49
Ja się czuję bezpiecznie jak mam mały zapas przetworów i mrożonek
"na czarną godzinę" gdybym zachorowała i nie mogła wyjść z domu przez tydzień. Moja babcia miała taki zwyczaj i widać przejęłam go od niej;
Ja nie potrafię wejść do sklepu z używaną odzieżą. Jestem szczęśliwa gdy coś dostanę fajnego nawet używanego. Chodzi o to, że w pewnym momencie na przelomie podstawówka gimnazjum, mama musiała kupować rzeczy używane i było jej z tym źle. Ja, bardzo długo nie obcinałam metek, nieważne jak długich i drażniących.
Ta, też był etap że Mama pożyczała od wszystkich pieniadze na jedzenie.
Tak to bywa.
Za to gdy byłam mała to prawie codziennie w zabawkowym dostawałam laleczkę której głowę odgryzałam. Dużo kinderjajek miałam, drogie zabawki itd. Więc nagła zmiana trochę się odbiła na mnie.
Jednak ja jestem z tych osób co sobie odmówią a innym kupią. Jestem w stanie wszystko wydać na męża i dzieci. Na siebie rzadko, chociaż powoli nad tym pracuję.
Zawsze jak coś kupuję sobie to i innym muszę bo źle bym sie czula
Ja wszystko rozumiem, ale ta kobieta której nie wystarcza 20m spiżarni to powinna otrzymać pomoc psychologa, a nie jeszcze większą spiżarnię. Co później z tym całym jedzeniem? Wyrzućmy i kupmy nowe?
To, co dzisiaj uznajemy za biedę, kiedyś było całkiem normalne. Choćby ubrania po starszym rodzeństwie czy kuzynach, przekazywane potem dalej młodszym. Kiedyś codzienność, a dzisiaj, obawiam się, że nie do przyjęcia. Rzeczy przysyłane z "bogatych Niemiec" do "biednej Polski" przez ciotkę, która uciekła za granicę i udawała wielka Niemkę... pod koniec lat 80-tych standard, dzisiaj ktoś by uznał, że obciach, wstyd i obraza. Moja rodzina bogata nie była, ale żyliśmy... po prostu normalnie. Ja za wyznacznik bogactwa uważałam wyjazd na narty do Włoch, jedna dziewczynka z mojej klasy mogła sobie na to pozwolić i wtedy mówiono, że ona ma bogatych rodziców. Moi rodzice zaczęli jeździć na wycieczki zagraniczne. Matka mówi: "Bo zawsze byliśmy biedotą!"... tak, co roku wakacje nad morzem, regularnie zmieniane samochody... więc biedni nie byliśmy. Mimo tego ja nigdy nie dostałam... konsoli do gier. Każdy dzieciak miał, nawet patusy, a ja nie miałam i ja się czułam biedna z tego powodu. Mam prawie 40 lat na karku, a pierwszą konsole kupiłam sobie ze 2 lata temu.
@Suzzzi86 U mnie w rodzinie też sporo ubrań się "przekazywało". Ba, jeśli nie mieszczę się w swoje koszule (niestety łatwiej nabrać masy niż ja stracić) to nie widzę nic niestosownego w przekazaniu ich moim siostrzeńcom - pod warunkiem że są w nienagannym stanie. A konsole i komputery - też będąc już dorosłym człowiekiem.
Dla mnie to brak pieniędzy na dodatkowe zeszyty do polskiego (zeszyt do literatury, gramatyki i na dyktanda) oraz wieczny problem z brakiem podręczników, głównie ćwiczeń. Dlatego dzisiaj mam chyba fetysz kupowania zeszytów i bloków rysunkowych (sporo rysujowałem swego czasu) z dobrej jakości papierem, no i pomagam w rodzinie przy zakupie książek, bo wiem że bez tego nawet w dobie internetu - nie jest łatwo.
W wielu przypadkach na biedę i głód reaguje się na dwa sposoby: zwykle wpada się w schemat, więc jeżeli coś Ci się uda i wreszcie się dorobisz nie potrafisz sobie nic kupić i boisz się wydawać pieniędzy na pierdoły, drugi typ reakcji to zachłyśnięcie się, rozwalanie całej wypłaty w dwa dni na stos niepotrzebnego badziewia
Nigdy nie marnuje jedzenia, ale to raczej pozytyw jaki zostawia bieda.