Do albumów weselnych trafiają starannie wyselekcjonowane zdjęcia, które pokazują piękne osoby, pozy i uśmiechy Jeśli jednak zatrudnicie Iana Weldona, dostaniecie album z "prawdziwymi" ujęciami
(16 obrazków)
@irulax To częściowo zasługa „taniej” fonografii. Kiedyś trzeba było kupić rolkę filmu (24 czy 36 zdjęć). Wywołać negatyw (pozytywy obecnie są w zaniku) i zapłacić. Zrobić odbitki i zapłacić.
Zresztą i dzisiaj można sobie zażyczyć, że jak ktoś chce pokazać zdjęcia to tylko na papierze.
Bez Iana Weldona się nie da? Wyglądają na zdjęcia randomowego gościa oprócz dwóch zalet. Są ostre i nieźle skadrowane. Myślę, że chyba to było w "Przyjaciołach" - pomysł, żeby każdej parce z gości dać idiotaparat. Efekt mógłby być całkiem fajny.
Nie wiem kim jest Ian Weldon i średnio mnie on obchodzi. Myślę, że podobne rezultaty zdjęciowe można otrzymać, gdy wykonanie fotek powierzy się przeciętnemu "panu Zenkowi", który użyje do tego dowolnego sprzętu klasy "idiot camera" lub smartfona.
A my z rodziną uwielbiamy oglądać te dziwne foty z przyjęć - nie te super extra wypasione zrobione przez "pana profesjonalnego fotografa", ale tę zbieraninę z telefonów poszczególnych gości, które później dosyłają. Te prawdziwe zdjęcia są najlepsze:)
Fajne.
Nie ma to jak oglądać sesję 3000 zdjęć z czyjegoś ślubu. Tu przynajmniej są ciekawe.
@irulax To częściowo zasługa „taniej” fonografii. Kiedyś trzeba było kupić rolkę filmu (24 czy 36 zdjęć). Wywołać negatyw (pozytywy obecnie są w zaniku) i zapłacić. Zrobić odbitki i zapłacić.
Zresztą i dzisiaj można sobie zażyczyć, że jak ktoś chce pokazać zdjęcia to tylko na papierze.
Bez Iana Weldona się nie da? Wyglądają na zdjęcia randomowego gościa oprócz dwóch zalet. Są ostre i nieźle skadrowane. Myślę, że chyba to było w "Przyjaciołach" - pomysł, żeby każdej parce z gości dać idiotaparat. Efekt mógłby być całkiem fajny.
Nie wiem kim jest Ian Weldon i średnio mnie on obchodzi. Myślę, że podobne rezultaty zdjęciowe można otrzymać, gdy wykonanie fotek powierzy się przeciętnemu "panu Zenkowi", który użyje do tego dowolnego sprzętu klasy "idiot camera" lub smartfona.
A my z rodziną uwielbiamy oglądać te dziwne foty z przyjęć - nie te super extra wypasione zrobione przez "pana profesjonalnego fotografa", ale tę zbieraninę z telefonów poszczególnych gości, które później dosyłają. Te prawdziwe zdjęcia są najlepsze:)