Demotywatory.pl

Pokaż panel
Szukaj
+
203 216
-

Komentarze ⬇⬇


Komentarze


Dodaj nowy komentarz Zamknij Dodaj obrazek
A Anonim_Gall
+8 / 8

A tu 90% klasy odpowiada "niczego nie przeczytałem i co mi zrobisz?"...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S konto usunięte
+2 / 4

@Anonim_Gall sądząc po licznych tutaj recenzjach to tak jest.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
O konto usunięte
-3 / 15

Wkurzajacy jest ten nabozny stosunek do ksiazki. Jak porownasz romansidlo z filmem dokumentalnym to tez uznasz, ze ksiazka jest bardziej wartosciowa?

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S konto usunięte
-1 / 7

@Olka1245 Zgadzam się w 100%, książki to jest taka sama rozrywka jak filmy, muzyka, czy inne. Z niektórych można się czegoś dowiedzieć i się rozwinąć, inne to po prostu strata czasu...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P panna_zuzanna_i_wanna
+3 / 9

@stary_koszyk Wg mnie nie jest. Książka wymaga jednak trochę więcej wyobraźni, niż przy zwykłym patrzeniu się w obrazki na ekranie. Co nie zmienia faktu, że zarówno film jak i książka, to przyjemne rozrywki.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S konto usunięte
-3 / 5

@panna_zuzanna_i_wanna Praktycznie nic nikomu nie da czytanie beletrystyki, Pratchetta, Wiedźmina itd itp. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu - to tylko rozrywka.

Jeżeli komuś się podoba to fajnie, ale ubóstwianie KAŻDEJ książki to też droga donikąd, bo potem dzieci podrosną, zaczną czytać np "50 twarzy greya" i będą myśleć, że się rozwijają, bo to w końcu książka...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 sierpnia 2023 o 10:10

P panna_zuzanna_i_wanna
+6 / 6

@stary_koszyk Jeśli te dzieci wcześniej będą miały okazję zapoznać się z bardziej wartościową literaturą, a nie tylko oglądać postacie skaczące na ekranie, to nawet jak wpadnie im w ręce "50 twarzy Greya", to będą potrafiły ocenić tę pozycję jako mierną i odłożyć na bok.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S konto usunięte
-1 / 1

@panna_zuzanna_i_wanna Tak - czyli jak widać są dobre i złe książki, nie możemy mówić, że czytelnictwo i książki ogółem są dobre jako takie. Wszystko z rozsądkiem

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P panna_zuzanna_i_wanna
+2 / 2

@stary_koszyk Ależ oczywiście, że są złe książki. Nikt chyba nie pokusił się o stwierdzenie, że takich nie ma. Jednak książki mają nad bajkami czy filmami tę przewagę, że książka musi być ciekawa, aby nie chciało nam się jej rzucić w kąt. Natomiast słaby film niejako pozwala "wyłączyć mózg", nie wymaga skupienia, wyobraźni, ot takie tam obrazy zmieniające się na ekranie, więc z większym prawdopodobieństwem obejrzymy do końca słaby film, niż doczytamy słabą książkę.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
W WhiteD
+2 / 2

@stary_koszyk to sobie poczytaj beletrystykę od Dana Simmonsa... Akurat czytanie Pratchetta ma wiele zalet - nauczy cię np. tolerancji i zapozna z masą motywów literackich czy kulturowych.

Ale jeśli no czytasz książkę i nie potrafisz wyłapać tego co tam jest pod spodem - to jest problem twój a nie autora książki.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S konto usunięte
0 / 0

@WhiteD Tutaj już jest rzuciłeś ad hominem, więc nie mam co na to odpowiedzieć

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
L liska1234
+7 / 7

Kłóć się z podstawą programową, a nie z nauczycielami. Niestety ...niektórzy, choćby i chcieli zrobić takie lekcje (ja marzę o czytaniu na lekcji dowolnie wybranej książki w głosowaniu, a później odgrywaniu jej w scenkach), po prostu nie mogą. Muszą zdążyć z podstawą, a do tego cały system patrzy im na ręce.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
R rex4
+1 / 1

@liska1234 a to nie jest tak, że podstawa to jedno a program to drugie? W czasie zakładania pierwszych stowarzyszeń edukacji domowej podstawa programowa 1-3 była naprawdę skromna, do osiągnięcia bez wysiłku. Co innego program, który nabudowywał o wiele więcej. Może się zmieniło, może starsze klasy mają podsyawę przeładowaną a może mi się wszystko pokręciło.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
L liska1234
0 / 2

@rex4 Nie chcę Ci źle powiedzieć i nie chcę patrzeć tylko ze swojej perspektywy, więc...

https://podstawaprogramowa.pl/Szkola-podstawowa-IV-VIII/Jezyk-polski

tutaj podsyłam podstawę programową dla IV-VI. Jak dla mnie to sporo na takie dzieciaczki w klasach IV-VI.

Podstawa programowa w porównaniu do programu nauczania jest rzeczywiście uboższa, ale i tak w praktyce dzieciaki nie są w stanie przerobić nawet 70% z tego, a zapamiętają może z 10%.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
R rex4
+1 / 1

@liska1234 bardzo dziękuję. Już miałem pisać, że to do 4-8 ale szczegóły są 4-6.

No trochę tego jest. Z jednej strony są to gruntowne podstawy szeroko pojętego jęz. polskiego a z drugiej 4-6 to jeszcze młode dzieci.

O, pan Natenczas jest obowiązkowy :-P
Poważniej 17+6 lektur. Sporo, nawet jak czasem są to fragmenty.

BTW ciekawy jestem realizacji
> przedstawia własne rozumienie utworu i je uzasadnia
a to by się przydało wszystkim a zwłaszcza wyborcom
> rozróżnia argumenty odnoszące się do faktów i logiki oraz odwołujące się do emocji

Reasumując, przyznaję Ci rację. Jak na podstawę jest tego naprawdę sporo. To nie jest chyba dobre miejsce, ale jak byś widziała¹ redukcję wymagań?

¹) wybacz jeśli użyłem niepoprawnej osoby

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
L liska1234
0 / 2

@rex4 Jestem tylko głupią studentką, ale zdecydowanie podoba mi się metoda Montessori i chciałabym, by pod nią zbudowano program i podstawę. Dużo lepsza alternatywa niż te nasze współczesne poniemieckie systemy szkolne.

Wtedy większość programów tak naprawdę byłaby indywidualna i ustalana przez zarząd szkoły/nauczycieli.

Oczywiście...to utopia. Nie da się zrobić indywidualnego nauczania w każdej szkole, bo nauczycieli musiałoby być 10x więcej.

No, ale opcja zmniejszenia podstawy programowej (np. do 12 pozycji) i zgoda na demokratyczny wybór lektur przez uczniów z początkiem każdego półrocza (w każdej szkole osobne głosowanie)...to już jakiś postęp. Jeśli dziecko może samo odkrywać świat i chce tego - to już jest ogromny plus! Wybór za niego nie będzie przyszłościowy.

Jak dla mnie ocenianie powinno być trochę jak na studiach. Tylko kilka przedmiotów jest na ocenę, a reszta na zaliczenie. Gdyby uczniowie mogli np. wybrać 5 z 30 przedmiotów, z których chcą oceny (każdy sam wybiera), wtedy selekcja byłaby prosta: przedmioty, które się lubi lub przedmioty, które są proste (no ale ... jeśli dla kogoś coś jest proste, to to znaczy, że jest to w stanie zrozumieć i jest rozwinięciem jego talentów). Jasne, że będą cwaniaczki, które pójdą po linii najmniejszego oporu, wybierając ...wf, plastykę, może Wos...ale to i tak będzie ich własny wybór. Myślę, że z tych samych przedmiotów dzieciaki mogłyby pisać egzaminy końcowe i tylko z nich! Co roku lub co półrocze mogliby zmieniać przedmioty.

Opcją są jeszcze szkoły leśne i wybór przedmiotów (oraz tematyki) pod nią.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 sierpnia 2023 o 15:32

R rex4
+1 / 1

@liska1234, nie ma co się krygować! Myślę, że jeszcze całe oceany zapału będą niezbędne przy zderzeniu z rzeczywistością.
Tak, metoda Montessori jest pociągająca. Nie przez przypadek jest przytaczana przez zwolenników edukacji domowej. Nie sposób też nie zgodzić się z awersja do szkoły pruskiej.
Choć tak naprawdę zależy od celu, czy jak Bismarck mamy mieć trybiki, czy jednak chodzi nam o edukację.
I tu robi się dziwnie. Miałem wspomóc fizykę licealistce uczonej w domu, już rozwijałem jak pokazać działanie sił w otoczeniu lasu, gdzie spędzaliśmy wakacje. A okazało się, że zapotrzebowanie było – zaliczyć, a nie zrozumieć.
A co dopiero w zwykłej szkole? Lata temu dostałem ochrzan, że syn umie podstawy ułamków i wybiegam przed program. Ale przecież właśnie na muzyce zaczęły się półnuty i ćwierćnuty. Dobrze, że choć liczby ujemne przeszły, tłumaczone na kierunku patrzenia i kierunku kroków (przód-tył). I nagle odejmowanie liczb ujemnych stało się oczywiste. A przecież świat, mimo specjalizacji, nie dzieli się na niepowiązane przedmioty.

Co do pomysłów, to wymagają przemyślenia. Kierunek jest bardzo obiecujący, życie jednak uczy, że wiele starych rozwiązań nie są całkiem złe, tylko wynikiem doświadczenia. Co oczywiście nie usprawiedliwia skostnienia.
Tutaj brakuje mi wyczucia ile dziecko może decydować a ile trzeba nauczyć mimo niechęci. Rozumiem, że po to zaliczenia, czyli uczyć się musi ale ocenę ma z tego co lubi – sprytne. W ten sposób można osiągnąć minimum, bo tu nie można odpuścić.
Inną konsekwencją jest powrót egzaminów wstępnych, bo oceny nie dadzą się porównać, ale to i tak na plus.
Do tego bym dorzucił organizowanie zajęć (lekcji, prezentacji, pracy z obroną) pozwalającą na uznanie. W jednej szkole można było sobie podnieść ocenę na trymestr (takie było gimnazjum u syna), za pracę, ale zakończoną pozytywną obroną.
I na koniec tej przydługiej odpowiedzi – jak sobie radzić z rzeczywistością? I to nie tylko z nauczycielami i dyrekcją ale i z rodzicami, którzy nie chcą współpracować. A wszystko to pod presją oceny „wyników” placówki.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
L liska1234
+1 / 1

@rex4 Jejku, pięknie i mądrze Pan pisze. Ten styl i słownictwo! I ja bym tak chciała. Czyta się prawie jak poezję :D

Mam świadomość, że szkolnictwo polskie pozwala na prowadzenie różnego typu "programów' stworzonych osobiście przez nauczycieli, ale żeby przepchnąć coś takiego i tak należy spełniać minimum zawarte w podstawie. Nawet w szkołach Montessori muszą co pół roku wystawić ocenę końcową swoim dzieciakom (co już zaburza główną koncepcję tego nauczania).

No właśnie liczą się tylko stopnie! Sama pamiętam, jak w podstawówce najważniejsze było dla mnie zdobycie dobrej oceny, a nie wiedzieć i rozumieć...

Dziecko, które wie coś przed programem? Nauczyciele powinni to pochwalać, a niestety jest jak jest...
W przeszłości zdarzyło mi się zrobić dodatkowe zadanie domowe, które nauczycielka osobiście zadała i zapomniała o tym...a że tylko ja je wykonałam, to dostałam naganę za aktywność...

Pomysł z projektem i jego obroną jest wspaniały, właśnie na miarę takich zajęć z Montessori. Dziecko osobiście wybiera temat, szuka odpowiedzi, bada samodzielnie - nauczyciel tylko ciut naprowadza, nigdy nie daje pełnych odpowiedzi (mowa już oczywiście o starszych dzieciach; ponad 10 lat?)

To jest dobre pytanie...
Wiadomo, że dziecko samo sobie nie wymyśliło, że "oceny są ważne". To wina środowiska, presji ze strony rodziców, nauczycieli, a nawet i rówieśników. To już pewna mentalność, z którą sobie nie można poradzić. Dopóki istnieje taki system oceniania, dopóty nastawienie na oceny przyćmiewać będzie chęć czystej nauki i rozwoju osobistego. :c

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
R rex4
+1 / 1

@liska1234 O nie! I teraz cały się spłoniłem. Gdzie mnie niemal półwiecznemu nerdowi do poezji? Niemniej bardzo dziękuję. Jak ja teraz sprostam temu wyidealizowanemu obrazowi?
Przy okazji, jak na górskim szlaku czy pod żaglami, w Internecie możemy sobie pozwolić na bardziej poufałe formy, od których zresztą zaczęliśmy konwersację.

A nieco poważniej, rozumiem ból nie niemoc realizacji nie tyle ambicji, bo tu tej nie widzę, ale troski o kolejne pokolenia. Wystarczająco długo szkoła kojarzy się z przymusem, nudą, czasem męką, a świat jest przecież tak ciekawy.
Z pomysłów dodam, że chęć uczenia czy choćby pochwalenia się wiedzą z młodszymi dziećmi jest fenomenalną metodą aktywacji starszych. Zresztą chyba nie ma lepszej metody zrozumienia zagadnienia niż potrzeba wyjaśnienia jej komuś innemu.
Pozwolę sobie tu wstawić migawkę z przedszkola, jak syn z fascynacją słuchał starszego kolegi a chwilę potem był autorytetem dla młodszych w innej dziedzinie.

Współczuję tych doświadczeń. Patrząc z perspektywy to skarcenie może się wydawać błahe, ale mniemam, że dla dziecka najbardziej rażąca jest stojąca za tym niesprawiedliwość. Pamiętam jak... starczy tych anegdotek :-D

Tak, to były czasy pierwszej klasy gimnazjum, które gdzieś się pojawiły i za moment zniknęły. Podkreślam, że praca miała oficjalną i dość szczegółową obronę, co gwarantowało jak nie opracowanie to zrozumienie wybranego tematu.

Właśnie, nie mam pojęcia jak niwelować tę wszechobecną presję. Jednocześnie nie dając się wodzić za nos cwaniakom, bo mimo, że to ich wybór, to na szkole jest złożona odpowiedzialność za rozwój młodego człowieka, nawet jeśli rodzice niedomagają w tej kwestii.

Jeśli mogę o coś prosić... nie trać tego zapału, niezależnie od spotykanych trudności, czego bardzo mocno Ci życzę.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
Z zolwica
-1 / 1

Ręce mi opadają, jak widzę podobne wywody: dzieci i młodzież nie czyta, bo książki przestarzałe i nudne. Lekcje języka Polskiego nie są po to, żeby nauczyć się czytać, bo tego uczą się 7latki. Tam poznaje się m.in. historię literatury. Jakoś nikt nie narzeka, że na historii uczą o królach polskich, a nie o raperach...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem