niemowlęta wymagają więcej uwagi, starsze dzieci powinny być już bardziej samodzielne.
jednak ja jestem bezdzietna bo jestem bezpłodna...jednak stać mnie na życie na średnim poziomie
Ale jest w tym jednak jakaś głębsza prawda, choć mówię to niechętnie jako zwolennik kapitalizmu.
Są zawody... niskopłatne - to duże niedopowiedzenie. Są zawody płatne po prostu nędznie, a jednak nam wszystkim cholernie potrzebne. I co do tego nie ma żadnych wątpliwości, że garstka szczęśliwców posiadająca odpowiednie predyspozycje i będąc (powiedzmy sobie uczciwie) w odpowiednim miejscu i czasie żyje zdecydowanie lepiej, niż pozostała część, która (znowu powiedzmy sobie uczciwie) na to wszystko zapier...ala.
I nawet do mnie jako zwolennika kapitalizmu nie trafia to dziecinne tłumaczenie, że wystarczy ciężko pracować, albo że "ktoś miał pomysł i założył firmę". Zachodzi tu taka sama dysproporcja jak przy zarobkach osób sławnych, sportowców, czy wybranych artystów.
Ich zarobki wcale nie odzwierciedlają ich wkładu pracy, czy wykształcenia, a są najczęściej sumą zwykłego farta, predyspozycji (które są genetyczną ruletką) i znalezieniem się (najczęściej) w odpowiednim miejscu i czasie.
I tak samo jest z właścicielami firm. Fajnie, że miałeś pomysł, odwagę wyjść ze strefy komfortu i tak dalej... wszyscy znamy te teksty. Ale niech nikt nie wciska kitu, że bycie właścicielem to taka ciężka praca i gigantyczny wkład.
Większość ludzi nie posiada tych predyspozycji co Ty i nie założy nigdy dobrej, zarabiającej na siebie firmy, ale to nie powód, żeby żyli na marginesie.
Ale do rzeczy. Ktoś w pewnym momencie zrozumiał, że tak funkcjonujące społeczeństwo długo nie pociągnie, bo biedaków zawsze będzie więcej.
To problem społeczny, bo ignorowanie ludzi, którzy z jakiegoś powodu znajdują się niżej w hierarchii nie jest dobrym pomysłem. Ich zawsze będzie więcej i jeśli Ci ludzie chwycą za przysłowiowe widły to zawsze wygrają i zrobią masakrę.
Oczywiście bogaci mają pewne narzędzia, żeby takie rewolty tłumić, ale stąd raczej niedaleka droga do systemów, które znamy z najgorszych wizji totalitaryzmów.
Nie zamkniemy wszystkich "nierobów" do więzień, ani nie zmusimy ich do pracy, ani tym bardziej ich nie wyrżniemy w pień.
Więc ktoś słusznie zauważył, że bez redystrybucji owoców pracy bogatszych nie da się zbudować normalnie funkcjonującego społeczeństwa. W interesie bogatych jest, żeby biedni nigdy nie chwycili za widły.
Więc niezależnie, czy nam się to podoba czy nie taki system w tej czy innej formie musi funkcjonować. Ludzie byli, są i będą biedni, gorzej wykształceni, mniej bystrzy, czy po prostu posiadający mniej przydatne społeczeństwu predyspozycje. To szczególnie ważne w dobie coraz szybszego rozwoju, gdzie za chwilę staniemy przed - być może - największym wyzwaniem społecznym przed jakim ludzkość będzie musiała stanąć w przeciągu ostatnich dekad, a może stuleci. Bowiem rozwój cywilizacyjny do tej pory był w miarę zgrany czasowo z zastępowalnością pokoleń. Teraz się to zmienia, świat rozwija się szybciej, niż rodzą się kolejne pokolenia i szybciej, niż ludzka zdolność adaptacji do nowych warunków.
I to tylko pogłębi wyżej opisany problem.
Zatem Ci mający więcej mają wybór - biedotę z widłami na ulicy, walkę z tą biedotą do usranej, albo jednak podział dorobku, tak żeby ludzie o gorszych predyspozycjach lub tych, którym z naprawdę przeróżnych powodów niekoniecznie udało się w życiu nie czuli się odrzuceni (ergo żeby nie chwycili za widły)
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
3 grudnia 2023 o 17:10
Podczas II wojny światowej samoloty myśliwskie wracały z bitwy z dziurami po kulach. Aliancu zidentyfikowali obszary najczęściej trafiane przez ogień wroga. Starali się wzmocnić najczęściej uszkodzone części samolotów, aby zmniejszyć liczbę tych, które były zestrzeliwane.
W pewnym momencie matematyk Abraham Wald zauważył, że być może istnieje inny sposób spojrzenia na dane. Być może powodem, dla którego pewne obszary samolotów nie miały dziur po kulach, było to, że samoloty trafione w te miejsca nie wracały. To spostrzeżenie skłoniło do wzmocnienia pancerza na obszarach samolotu, gdzie nie było śladów po kulach.
Historia związana z danymi jest argumentowana jako równie istotna, a może nawet istotniejsza, niż same dane. Lub precyzyjniej, powód braku pewnych danych może być bardziej znaczący niż posiadane informacje.
Ta historia przypomniała mi się po "ktoś miał pomysł i założył firmę". W kontekście tej historii: Tak, Gates czy Zuckerberg odnieśli sukces, ale ile ludzi nie odniosło sukcesu. To też powinno być miarą sukcesu jakiegoś systemu.
@Peppone To bez znaczenia. Bogaci to mniej, niż 1% populacji. Można odnieść wrażenie, że mają oni jakiś niebotycznie absurdalny majątek, ale wbrew pozorom jednocześnie cały ich majątek podzielony "uczciwie" pomiędzy pozostałe 99% populacji bardzo szybko blednie.
Oczywistym jest zatem, że ciężar zrzutki spada głównie na średniaków, bo jak inaczej?
@Iasafaer - za prostą gradację zastosowałeś. Jeżeli np. spojrzeć, ile % najbiedniejszych, licząc od dołu, ma łącznie tyle samo, co 1 promil najbogatszych, to już by można było np. widzieć wyraźniejszy wpływ ewentualnej redystrybucji.
Ale moim zdaniem rozwiązanie jest inne. Zlikwidować przeludnienie. Wspierać biedotę w tym, żeby się nie rozmnażała i żeby bieda nie była dziedziczona. Jak najbiedniejszych będzie procentowo coraz mniej, to zmniejszy się ryzyko wideł i pochodni, a średniacy odetchną.
@Peppone Ale to nie jest tak, że biedni razem posiadają tyle co 1% najbogatszych.
Fakty są takie, że nawet majątek najbogatszych to wciąż wbrew pozorom niewiele.
Popularnym błędem jest myśl, że majątek bogatych jest tak ogromny, że wystarczyłby dla jakiejś sensownej ilości biedaków. No nie. Majątek bogatych rozdzielony po równo nawet w obrębie jakiegoś jednego państwa da najwyżej jakieś ochłapy "na głowę". Pewnie miło by było dostać do ręki gotóweczkę w postaci powiedzmy 50 tysięcy, ale to nadal ochłapy w skali całego życia i rażącej niezdolności biedoty do gospodarowania jakimikolwiek środkami.
Statystyki mówią o tym, że na świecie jest około 750 milionów ludzi żyjących na granicy ubóstwa lub w skrajnym ubóstwie. Jaką sumarycznie kwotę musieliby posiadać wszyscy najbogatsi, żeby każdy z tych biedaków dostał sensowną kwotę pieniędzy lub ich równowartość w czymś tam?
Mamy wielu multimiliarderów, tysiące multimilionerów, ale nawet cały ich majątek razem wzięty da jakieś przysłowiowe grosze dla każdego biedaka.
Nawet, jeśli Twoim tokiem rozumowania przeprowadzimy jakąś selekcję biedaków i wspomożemy tylko część to nadal mówimy o JEDNORAZOWEJ wypłacie jakichś średnio sensownych pieniędzy. Bo to na pewno nie będą setki tysięcy dolarów na głowę, a raczej i w najlepszym razie kilka tysięcy na głowę (a i tego nie jestem pewny).
Jednorazowa wypłata ma to do siebie, że zostanie przewalona albo na pierdoły, albo potrzeby bieżące i tyle.
Żaden biedak nie potrafi zainwestować w swoją przyszłość tylko od razu pójdzie zaspokoić potrzeby bieżące.
I w ten sposób majątek wszystkich najbogatszych ludzi świata, majątki zgromadzone często przez pokolenia - zostałyby przewalone w tydzień.
To naprawdę nie zadziała. Nie będzie żadnego wpływu, a tym bardziej "wyraźnego". Po prostu roztrwonimy majątki najbogatszych w ciągu kilku dni.
Nie ważne, czy wesprzemy wszystkie 750 milionów, czy połowę z nich, może jedną czwartą... nieważne. Uzyskamy tylko jednorazowo nieco większą kwotę pieniędzy, która i tak zostanie bardzo szybko roztrwoniona.
I na nic też próby zagospodarowania tego przez państwo lub inne organizacje.
Ktoś może wpaść na pomysł, że skoro biedni to roztrwonią to my za nich zdecydujemy na co pójdą te pieniądze. Też ślepa uliczka, bo historia pokazuje, że takie centralne planowanie też trwoni pieniądze.
Bo każdy biedak to jednak indywidualna jednostka, indywidualna i niepowtarzalna historia pojedynczego człowieka. Najlepszy efekt daje spersonalizowane działanie, ale przede wszystkim przy autentycznych chęciach poprawy swojej sytuacji samego zainteresowanego. To się jednak rzadko zdarza.
Każde scentralizowane działanie tylko pomniejszy kwotę redystrybucji i uczyni działanie mniej efektywnym.
Kolejna kwestia - cały czas kręcimy się wokół pomocy. Zlikwidować przeludnienie? Wspierać w braku rozmnażania? Brzmi kontrowersyjnie nie wiedząc co tak na prawdę masz na myśli.
Bo dobrowolnie to się raczej nie uda. Tutaj od zawsze problemem było to, że wśród biedoty przyrost naturalny jest największy. Jednocześnie wśród bogatych i średniaków przyrost naturalny jest żenujący. I tak źle i tak niedobrze. Biedni kopulują jak króliki, a bogaci i średniacy wymyślają kolejne ideologie i pomysły usprawiedliwiające brak rozmnażania.
@Iasafaer - żeby było jasne: nie wspieram rewolucyjnej redystrybucji, bo zgadzam się, że to się nie sprawdzi. Ale zlikwidować / zmniejszyć skali biedy przez odwrócenie przeludnienia nikt jeszcze nie próbował, bo zwyczajnie nie było na to techniki.
A możliwości jest wiele: dobrowolna sterylizacja w zamian za bonus/zasiłek; likwidacja polityk prorodzinnych (rodzice ponoszą PEŁNE finansowe konsekwencje posiadania potomstwa), odwrócone 500 plus (płacisz ekstra podatek za każdego kaszojada) itp itd.
@Iasafaer: przyjmujesz a priori kilka błędnych założeń i na nich budujesz narrację. żaden rząd ani ekonomista nie mówi o jednorazowym odebraniu majątków bogaczom, nikt też nie proponuje ich prostej redystrybucji. takie gadanie to zwykły populizm. ruchy "tax the rich" zmierzają do stałego opodatkowania, którego poprzez inwestycje ci ludzie zwyczajnie unikają
drugie chyba najbardziej ordynarne to stwierdzenie, że nie da się wykorzystać pieniędzy do pomocy jakiejś części populacji. owszem, można - prześledź sobie w jaki sposób powstał szwedzki model dobrobytu: właśnie od zainwestowania w likwidację powszechnej biedy, poczynając od mieszkań. z resztą Szwedzi mają sukcesów znacznie więcej: eksperymenty ze stałym zasiłkiem dla bezdomnych, z dochodem gwarantowanym - większość z nich wykazuje, że ludzie raz podniesieni z ulicy dalej potrafią sobie radzić sami, gospodarując tym, co dostają. ba, w US nawet przeprowadzono (nie pamiętam w którym mieście) eksperyment z jednorazową wypłatą ($5k?) dla bezdomnych, i okazało się że większość z nich nie wróciła na ulicę - zainwestowali w kaucję na mieszkanie i pierwszy czynsz, a potem mając gdzie spać i będąc czystymi nie mieli już problemu ze znalezieniem pracy (tam akurat jest to proste, choć taka robota np. w kuchni fastfood'a daje naprawdę niewielką wypłatę)
ogłaszanie, że scentralizowane działania są nieskuteczne jest zwyczajnie ideologiczną bujdą
niemowlęta wymagają więcej uwagi, starsze dzieci powinny być już bardziej samodzielne.
jednak ja jestem bezdzietna bo jestem bezpłodna...jednak stać mnie na życie na średnim poziomie
Ale jest w tym jednak jakaś głębsza prawda, choć mówię to niechętnie jako zwolennik kapitalizmu.
Są zawody... niskopłatne - to duże niedopowiedzenie. Są zawody płatne po prostu nędznie, a jednak nam wszystkim cholernie potrzebne. I co do tego nie ma żadnych wątpliwości, że garstka szczęśliwców posiadająca odpowiednie predyspozycje i będąc (powiedzmy sobie uczciwie) w odpowiednim miejscu i czasie żyje zdecydowanie lepiej, niż pozostała część, która (znowu powiedzmy sobie uczciwie) na to wszystko zapier...ala.
I nawet do mnie jako zwolennika kapitalizmu nie trafia to dziecinne tłumaczenie, że wystarczy ciężko pracować, albo że "ktoś miał pomysł i założył firmę". Zachodzi tu taka sama dysproporcja jak przy zarobkach osób sławnych, sportowców, czy wybranych artystów.
Ich zarobki wcale nie odzwierciedlają ich wkładu pracy, czy wykształcenia, a są najczęściej sumą zwykłego farta, predyspozycji (które są genetyczną ruletką) i znalezieniem się (najczęściej) w odpowiednim miejscu i czasie.
I tak samo jest z właścicielami firm. Fajnie, że miałeś pomysł, odwagę wyjść ze strefy komfortu i tak dalej... wszyscy znamy te teksty. Ale niech nikt nie wciska kitu, że bycie właścicielem to taka ciężka praca i gigantyczny wkład.
Większość ludzi nie posiada tych predyspozycji co Ty i nie założy nigdy dobrej, zarabiającej na siebie firmy, ale to nie powód, żeby żyli na marginesie.
Ale do rzeczy. Ktoś w pewnym momencie zrozumiał, że tak funkcjonujące społeczeństwo długo nie pociągnie, bo biedaków zawsze będzie więcej.
To problem społeczny, bo ignorowanie ludzi, którzy z jakiegoś powodu znajdują się niżej w hierarchii nie jest dobrym pomysłem. Ich zawsze będzie więcej i jeśli Ci ludzie chwycą za przysłowiowe widły to zawsze wygrają i zrobią masakrę.
Oczywiście bogaci mają pewne narzędzia, żeby takie rewolty tłumić, ale stąd raczej niedaleka droga do systemów, które znamy z najgorszych wizji totalitaryzmów.
Nie zamkniemy wszystkich "nierobów" do więzień, ani nie zmusimy ich do pracy, ani tym bardziej ich nie wyrżniemy w pień.
Więc ktoś słusznie zauważył, że bez redystrybucji owoców pracy bogatszych nie da się zbudować normalnie funkcjonującego społeczeństwa. W interesie bogatych jest, żeby biedni nigdy nie chwycili za widły.
Więc niezależnie, czy nam się to podoba czy nie taki system w tej czy innej formie musi funkcjonować. Ludzie byli, są i będą biedni, gorzej wykształceni, mniej bystrzy, czy po prostu posiadający mniej przydatne społeczeństwu predyspozycje. To szczególnie ważne w dobie coraz szybszego rozwoju, gdzie za chwilę staniemy przed - być może - największym wyzwaniem społecznym przed jakim ludzkość będzie musiała stanąć w przeciągu ostatnich dekad, a może stuleci. Bowiem rozwój cywilizacyjny do tej pory był w miarę zgrany czasowo z zastępowalnością pokoleń. Teraz się to zmienia, świat rozwija się szybciej, niż rodzą się kolejne pokolenia i szybciej, niż ludzka zdolność adaptacji do nowych warunków.
I to tylko pogłębi wyżej opisany problem.
Zatem Ci mający więcej mają wybór - biedotę z widłami na ulicy, walkę z tą biedotą do usranej, albo jednak podział dorobku, tak żeby ludzie o gorszych predyspozycjach lub tych, którym z naprawdę przeróżnych powodów niekoniecznie udało się w życiu nie czuli się odrzuceni (ergo żeby nie chwycili za widły)
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 grudnia 2023 o 17:10
@Iasafaer
Podczas II wojny światowej samoloty myśliwskie wracały z bitwy z dziurami po kulach. Aliancu zidentyfikowali obszary najczęściej trafiane przez ogień wroga. Starali się wzmocnić najczęściej uszkodzone części samolotów, aby zmniejszyć liczbę tych, które były zestrzeliwane.
W pewnym momencie matematyk Abraham Wald zauważył, że być może istnieje inny sposób spojrzenia na dane. Być może powodem, dla którego pewne obszary samolotów nie miały dziur po kulach, było to, że samoloty trafione w te miejsca nie wracały. To spostrzeżenie skłoniło do wzmocnienia pancerza na obszarach samolotu, gdzie nie było śladów po kulach.
Historia związana z danymi jest argumentowana jako równie istotna, a może nawet istotniejsza, niż same dane. Lub precyzyjniej, powód braku pewnych danych może być bardziej znaczący niż posiadane informacje.
Ta historia przypomniała mi się po "ktoś miał pomysł i założył firmę". W kontekście tej historii: Tak, Gates czy Zuckerberg odnieśli sukces, ale ile ludzi nie odniosło sukcesu. To też powinno być miarą sukcesu jakiegoś systemu.
@Sok__Jablkowy Zakładam, że to rozwinięcie mojej myśli i poniekąd przyznanie mi racji. Jeśli nie to wyprowadź mnie z błędu xD
@Iasafaer
Tak, masz rację.
@Sok__Jablkowy proponuję sprawdzić pochodzenie jednego i drugiego,pomysł to nie wszystko.Wielu ma dużo lepsze pomysły,ale....
@Adamja1
Uuu lubię teorię konspiracyjne. Jaka jest twoja?
@Iasafaer - tak, bogaci dzielą się z biedakami tym, co wypracują średniacy.
@Peppone To bez znaczenia. Bogaci to mniej, niż 1% populacji. Można odnieść wrażenie, że mają oni jakiś niebotycznie absurdalny majątek, ale wbrew pozorom jednocześnie cały ich majątek podzielony "uczciwie" pomiędzy pozostałe 99% populacji bardzo szybko blednie.
Oczywistym jest zatem, że ciężar zrzutki spada głównie na średniaków, bo jak inaczej?
@Iasafaer - za prostą gradację zastosowałeś. Jeżeli np. spojrzeć, ile % najbiedniejszych, licząc od dołu, ma łącznie tyle samo, co 1 promil najbogatszych, to już by można było np. widzieć wyraźniejszy wpływ ewentualnej redystrybucji.
Ale moim zdaniem rozwiązanie jest inne. Zlikwidować przeludnienie. Wspierać biedotę w tym, żeby się nie rozmnażała i żeby bieda nie była dziedziczona. Jak najbiedniejszych będzie procentowo coraz mniej, to zmniejszy się ryzyko wideł i pochodni, a średniacy odetchną.
@Peppone Ale to nie jest tak, że biedni razem posiadają tyle co 1% najbogatszych.
Fakty są takie, że nawet majątek najbogatszych to wciąż wbrew pozorom niewiele.
Popularnym błędem jest myśl, że majątek bogatych jest tak ogromny, że wystarczyłby dla jakiejś sensownej ilości biedaków. No nie. Majątek bogatych rozdzielony po równo nawet w obrębie jakiegoś jednego państwa da najwyżej jakieś ochłapy "na głowę". Pewnie miło by było dostać do ręki gotóweczkę w postaci powiedzmy 50 tysięcy, ale to nadal ochłapy w skali całego życia i rażącej niezdolności biedoty do gospodarowania jakimikolwiek środkami.
Statystyki mówią o tym, że na świecie jest około 750 milionów ludzi żyjących na granicy ubóstwa lub w skrajnym ubóstwie. Jaką sumarycznie kwotę musieliby posiadać wszyscy najbogatsi, żeby każdy z tych biedaków dostał sensowną kwotę pieniędzy lub ich równowartość w czymś tam?
Mamy wielu multimiliarderów, tysiące multimilionerów, ale nawet cały ich majątek razem wzięty da jakieś przysłowiowe grosze dla każdego biedaka.
Nawet, jeśli Twoim tokiem rozumowania przeprowadzimy jakąś selekcję biedaków i wspomożemy tylko część to nadal mówimy o JEDNORAZOWEJ wypłacie jakichś średnio sensownych pieniędzy. Bo to na pewno nie będą setki tysięcy dolarów na głowę, a raczej i w najlepszym razie kilka tysięcy na głowę (a i tego nie jestem pewny).
Jednorazowa wypłata ma to do siebie, że zostanie przewalona albo na pierdoły, albo potrzeby bieżące i tyle.
Żaden biedak nie potrafi zainwestować w swoją przyszłość tylko od razu pójdzie zaspokoić potrzeby bieżące.
I w ten sposób majątek wszystkich najbogatszych ludzi świata, majątki zgromadzone często przez pokolenia - zostałyby przewalone w tydzień.
To naprawdę nie zadziała. Nie będzie żadnego wpływu, a tym bardziej "wyraźnego". Po prostu roztrwonimy majątki najbogatszych w ciągu kilku dni.
Nie ważne, czy wesprzemy wszystkie 750 milionów, czy połowę z nich, może jedną czwartą... nieważne. Uzyskamy tylko jednorazowo nieco większą kwotę pieniędzy, która i tak zostanie bardzo szybko roztrwoniona.
I na nic też próby zagospodarowania tego przez państwo lub inne organizacje.
Ktoś może wpaść na pomysł, że skoro biedni to roztrwonią to my za nich zdecydujemy na co pójdą te pieniądze. Też ślepa uliczka, bo historia pokazuje, że takie centralne planowanie też trwoni pieniądze.
Bo każdy biedak to jednak indywidualna jednostka, indywidualna i niepowtarzalna historia pojedynczego człowieka. Najlepszy efekt daje spersonalizowane działanie, ale przede wszystkim przy autentycznych chęciach poprawy swojej sytuacji samego zainteresowanego. To się jednak rzadko zdarza.
Każde scentralizowane działanie tylko pomniejszy kwotę redystrybucji i uczyni działanie mniej efektywnym.
Kolejna kwestia - cały czas kręcimy się wokół pomocy. Zlikwidować przeludnienie? Wspierać w braku rozmnażania? Brzmi kontrowersyjnie nie wiedząc co tak na prawdę masz na myśli.
Bo dobrowolnie to się raczej nie uda. Tutaj od zawsze problemem było to, że wśród biedoty przyrost naturalny jest największy. Jednocześnie wśród bogatych i średniaków przyrost naturalny jest żenujący. I tak źle i tak niedobrze. Biedni kopulują jak króliki, a bogaci i średniacy wymyślają kolejne ideologie i pomysły usprawiedliwiające brak rozmnażania.
@Iasafaer - żeby było jasne: nie wspieram rewolucyjnej redystrybucji, bo zgadzam się, że to się nie sprawdzi. Ale zlikwidować / zmniejszyć skali biedy przez odwrócenie przeludnienia nikt jeszcze nie próbował, bo zwyczajnie nie było na to techniki.
A możliwości jest wiele: dobrowolna sterylizacja w zamian za bonus/zasiłek; likwidacja polityk prorodzinnych (rodzice ponoszą PEŁNE finansowe konsekwencje posiadania potomstwa), odwrócone 500 plus (płacisz ekstra podatek za każdego kaszojada) itp itd.
@Iasafaer: przyjmujesz a priori kilka błędnych założeń i na nich budujesz narrację. żaden rząd ani ekonomista nie mówi o jednorazowym odebraniu majątków bogaczom, nikt też nie proponuje ich prostej redystrybucji. takie gadanie to zwykły populizm. ruchy "tax the rich" zmierzają do stałego opodatkowania, którego poprzez inwestycje ci ludzie zwyczajnie unikają
drugie chyba najbardziej ordynarne to stwierdzenie, że nie da się wykorzystać pieniędzy do pomocy jakiejś części populacji. owszem, można - prześledź sobie w jaki sposób powstał szwedzki model dobrobytu: właśnie od zainwestowania w likwidację powszechnej biedy, poczynając od mieszkań. z resztą Szwedzi mają sukcesów znacznie więcej: eksperymenty ze stałym zasiłkiem dla bezdomnych, z dochodem gwarantowanym - większość z nich wykazuje, że ludzie raz podniesieni z ulicy dalej potrafią sobie radzić sami, gospodarując tym, co dostają. ba, w US nawet przeprowadzono (nie pamiętam w którym mieście) eksperyment z jednorazową wypłatą ($5k?) dla bezdomnych, i okazało się że większość z nich nie wróciła na ulicę - zainwestowali w kaucję na mieszkanie i pierwszy czynsz, a potem mając gdzie spać i będąc czystymi nie mieli już problemu ze znalezieniem pracy (tam akurat jest to proste, choć taka robota np. w kuchni fastfood'a daje naprawdę niewielką wypłatę)
ogłaszanie, że scentralizowane działania są nieskuteczne jest zwyczajnie ideologiczną bujdą
poziom tych ludzi to dramat