Gdy tata robił porządek na strychu i wyrzucał zachomikowane graty to w skupie złomu zarobił 500zł :) A jak po dwudziestu latach musiał skuć parę płytek w kuchni to nowe do przyklejenia przyniósł z komórki :)
Pamiętam, jak kiedyś w zimie przyjechałem samochodem do ojca. Potem wychodziłem, chcę odpalić - ni wuja. Noc, jakieś -20 stopni. Schodzi ojciec, otwieramy maskę - ułamał się kawałek klemy od akumulatora. Ojciec robi minę pomysłowego Dobromira wpadającego na genialne rozwiązanie, chyżo znika, po jakimś kwadransie wraca z niedużym kawałkiem metalu w dłoni (który okazał się być idealny do tymczasowego rozwiązania problemu). Pytam:
- Tak szybko dorobiłeś?
- Nie musiałem. Znalazłem kawałek, który kiedyś odpadł od twojej kołyski i zachowałem go, bo a nuż się przyda...
Przydał się, po ~40 latach i dwóch przeprowadzkach ojca.
Gdy tata robił porządek na strychu i wyrzucał zachomikowane graty to w skupie złomu zarobił 500zł :) A jak po dwudziestu latach musiał skuć parę płytek w kuchni to nowe do przyklejenia przyniósł z komórki :)
Borykam się z tą przywarą całe życie. Najgorsze, że jak coś wrzucę po 10 latach gromadzenia to następnego dnia by się właśnie to przydało.
Mój tata mi zawsze powtarza. "Nie ma takiego złomu co by się nie przydał w domu". :)
Pamiętam, jak kiedyś w zimie przyjechałem samochodem do ojca. Potem wychodziłem, chcę odpalić - ni wuja. Noc, jakieś -20 stopni. Schodzi ojciec, otwieramy maskę - ułamał się kawałek klemy od akumulatora. Ojciec robi minę pomysłowego Dobromira wpadającego na genialne rozwiązanie, chyżo znika, po jakimś kwadransie wraca z niedużym kawałkiem metalu w dłoni (który okazał się być idealny do tymczasowego rozwiązania problemu). Pytam:
- Tak szybko dorobiłeś?
- Nie musiałem. Znalazłem kawałek, który kiedyś odpadł od twojej kołyski i zachowałem go, bo a nuż się przyda...
Przydał się, po ~40 latach i dwóch przeprowadzkach ojca.