Ciekawy ten eksperyment, sądzę jednak, że ludzie "troszkę" się różnią od myszy i przy zbadaniu wyizolowanej grupy ludzi wynik eksperymentu byłby zupełnie inny... co nie znaczy lepszy.
To się nazywa dekadencja. Myszom od dobrobytu w d*** się poprzewracało. Tak samo jest w Europie.
Szkoda że nie wpuścili do tej klatki stada dzikich myszy z Bliskiego Wschodu i Afryki.
I myslisz, ze bycie aspolecznym jest fajne? To jest przeklenstwo. Horror z ktorym musze walczyc kazdego dnia i ktory utrudnia mi zycie. Nie moge wejsc do autobusu w ktorym jest za duzo ludzi wiec czasami przepuszczam z 10 autousow zanim trafie na w miare pusty. To nie wybor tylko blokada psychiczna. Chce wsiasc do pierwszego lepszego autobusu ale nie moge. Praca w grupie jest niemozliwa. Wole sam odwalic za wszystkich robote albo w ogole nie zrobic pracy nawet jezeli beda powazne konsekwencje. Kazda najzwyklesza czynnosc typu wyjscie do sklepu, zapytanie kogos o godzine itp jest praktycznie niewykonalna(naszczescie ostatnio pojawilo sie wiele supermarketow samoobslugowych). Nie kupie nic w normalnym malym sklepie bo trzeba poprosic o to sprzedawce(stojac w kolejce miedzy ludzmi czuje olbrzymi stres a gdy przychodzi moja kolej to uciekam bo poprostu wpadam w panike). Fajnie co.? Najlepsze jest to, ze nawet nie chce tego leczyc bo nie lubie ludzi. Nigdy nie lubilem.
Zmodyfikowano
1 raz
Ostatnia modyfikacja: 4 October 2013 2013 12:19
Też tak kiedyś miałem. Wynikało to z niskiej samooceny i braku wiary w siebie. Wrodzona nieśmiałość też przeszkadzała. Ale pokonałem to. Nadal jestem z boku, nie angażuję się, jednak stałem się pewny siebie, nie boję się już ludzi, choć nadal najlepiej czuję się w samotności. Wyeliminowałem to klasyczne "co sobie pomyślo". Zależy mi tylko na opinii bliskich. Tak, czuję się wyżej, lepszy, że nie myślę tak jak oni, że w ogóle myślę, że różnię się pod wieloma względami. To bardzo pomaga. Tobie też życzę pozytywnego wykorzystania swojej przypadłości.
Znalezienie kogoś bliskiego bardzo pomaga, z tym się zgadzam w 100 procentach. Chociaż jest to dość trudne zadanie kiedy wszyscy myślą, że ich unikasz dlatego, że ich nie lubisz albo męczy cię ich towarzystwo. Ale nie jest niewykonalne.
To co napisał Hilbert to podchodzi pod fobie społeczną, a nie aspołeczność. osoby aspołeczne, tak jak te myszy, nie obchodzi ich opinia "świata zewnętrznego" jak i wszystkiego co się w nim znajduje ważny jest tylko ich świat. Osoby aspołeczne po prostu czują niechęć do przebywania z innymi (a raczej z obcymi), a nie strach z przebywania z innych ludzi.
Mam coś takiego tylko w łagodniejszej formie, bo ludzi się trochę boję jednak nie przeszkadza mi ich obecność a moment w którym muszę się do kogoś odezwać-wtedy się rozsypuję kompletnie nawet gdy mam całe zdanie poukładane w głowie. Jednak chcę się z tego wyleczyć ale nie wiem jak...
Więc masz fobie społeczną ja akurat po prostu wole unikać ludzi, choć problemów ze spytaniem o godzine nie mam kiedy czygoś potrzebuje to po prostu się spytam.
Ja z tym walczę, walczę każdego dnia i jest coraz lepiej, chociaż cały czas nie tak jakbym chciała, bo ja chcę być NORMALNA. Wiem, że z tego można wyjść, ale jest to bardzo trudne. Czasami załamuję się totalnie i wracam do punktu wyjścia, wtedy nie chcę już tak żyć, w ogóle nie chcę żyć, ale po jakimś czasie znowu się podnoszę i zmieniam swoje życie, czy kiedyś uda mi się w końcu dotrzeć do celu? czy to po prostu syzyfowa praca i przez całe życie będe skazana na samotność i wyobcowanie żyjąc wśród ludzi?
Zmodyfikowano
1 raz
Ostatnia modyfikacja: 4 October 2013 2013 20:45
Ja też zawsze uważałem i w sumie nadal będę uważał że jestem aspołeczny. Po Twojej wypowiedzi uznaje że w bardzo lekkim stopniu. Ja zapytać zapytam. Wsiąść wsiądę. Lecz nie gadam z nikim. Nie nawiązuje nowych znajomości. Jak miałem imprezę w domu to przesiedziałem ją nad książką. Wole być sam. Oraz na początku studiów do klasy odezwałem się pierwszy raz dopiero po 7 dniach od rozpoczęcia. Ja też nie lunie ludzi
to już mizantropia, a nie aspołeczność. Niemniej, przykro mi, stary, zacznij nad tym pracować, bo wśród ludzi wcale nie jest źle. A da się nad tym pracować
Jaka to utopia, kiedy jest przeludnienie? Nie było tego eksperymentu. Całość została wymyślona specjalnie jako alegoria świata współczesnego. Kyd zawsze daje źródła.
Ciekawy ten eksperyment, sądzę jednak, że ludzie "troszkę" się różnią od myszy i przy zbadaniu wyizolowanej grupy ludzi wynik eksperymentu byłby zupełnie inny... co nie znaczy lepszy.
OdpowiedzTo nie były myszy. To były "mysz" dlatego taki wynik tego arcyciekawego eksperymentu.
Taka sytuacja często występuje w korporacjach. Wielu pracowników odchodzi i zakłada własne firmy, ze względu na wyścig szczurów.
@lucian: myszy, mysz czy szczurów? Za dużo tych gryzoni!
Ale część osób uważa, że warto stracić swoją gdoność dla pracy w korpo i promują zatem bycie homo-niewiadomo.
A więc nawet zwierzęta takie jak myszy potrafią żyć w zgodzie w utopijnym świecie. Ciekawe jak długo ludziom zajęłoby takie przewartościowanie się.
OdpowiedzNie rozumiem jaki jest problem w napisaniu poprawnie słowa "myszy" ?
OdpowiedzTo się nazywa dekadencja. Myszom od dobrobytu w d*** się poprzewracało. Tak samo jest w Europie.
OdpowiedzSzkoda że nie wpuścili do tej klatki stada dzikich myszy z Bliskiego Wschodu i Afryki.
~yoooooo wszystko jest ok jest napisane, że wrzucili tam 4 pary mysz więc jest ok. a co chciałeś "myszów" czy coś ? ;p
OdpowiedzI myslisz, ze bycie aspolecznym jest fajne? To jest przeklenstwo. Horror z ktorym musze walczyc kazdego dnia i ktory utrudnia mi zycie. Nie moge wejsc do autobusu w ktorym jest za duzo ludzi wiec czasami przepuszczam z 10 autousow zanim trafie na w miare pusty. To nie wybor tylko blokada psychiczna. Chce wsiasc do pierwszego lepszego autobusu ale nie moge. Praca w grupie jest niemozliwa. Wole sam odwalic za wszystkich robote albo w ogole nie zrobic pracy nawet jezeli beda powazne konsekwencje. Kazda najzwyklesza czynnosc typu wyjscie do sklepu, zapytanie kogos o godzine itp jest praktycznie niewykonalna(naszczescie ostatnio pojawilo sie wiele supermarketow samoobslugowych). Nie kupie nic w normalnym malym sklepie bo trzeba poprosic o to sprzedawce(stojac w kolejce miedzy ludzmi czuje olbrzymi stres a gdy przychodzi moja kolej to uciekam bo poprostu wpadam w panike). Fajnie co.? Najlepsze jest to, ze nawet nie chce tego leczyc bo nie lubie ludzi. Nigdy nie lubilem.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 October 2013 2013 12:19
OdpowiedzTeż tak kiedyś miałem. Wynikało to z niskiej samooceny i braku wiary w siebie. Wrodzona nieśmiałość też przeszkadzała. Ale pokonałem to. Nadal jestem z boku, nie angażuję się, jednak stałem się pewny siebie, nie boję się już ludzi, choć nadal najlepiej czuję się w samotności. Wyeliminowałem to klasyczne "co sobie pomyślo". Zależy mi tylko na opinii bliskich. Tak, czuję się wyżej, lepszy, że nie myślę tak jak oni, że w ogóle myślę, że różnię się pod wieloma względami. To bardzo pomaga. Tobie też życzę pozytywnego wykorzystania swojej przypadłości.
Znalezienie kogoś bliskiego bardzo pomaga, z tym się zgadzam w 100 procentach. Chociaż jest to dość trudne zadanie kiedy wszyscy myślą, że ich unikasz dlatego, że ich nie lubisz albo męczy cię ich towarzystwo. Ale nie jest niewykonalne.
Znam twój ból, mi takie "atrakcje" fundowała fobia społeczna. :/
To co napisał Hilbert to podchodzi pod fobie społeczną, a nie aspołeczność. osoby aspołeczne, tak jak te myszy, nie obchodzi ich opinia "świata zewnętrznego" jak i wszystkiego co się w nim znajduje ważny jest tylko ich świat. Osoby aspołeczne po prostu czują niechęć do przebywania z innymi (a raczej z obcymi), a nie strach z przebywania z innych ludzi.
Mam coś takiego tylko w łagodniejszej formie, bo ludzi się trochę boję jednak nie przeszkadza mi ich obecność a moment w którym muszę się do kogoś odezwać-wtedy się rozsypuję kompletnie nawet gdy mam całe zdanie poukładane w głowie. Jednak chcę się z tego wyleczyć ale nie wiem jak...
Więc masz fobie społeczną ja akurat po prostu wole unikać ludzi, choć problemów ze spytaniem o godzine nie mam kiedy czygoś potrzebuje to po prostu się spytam.
Ja z tym walczę, walczę każdego dnia i jest coraz lepiej, chociaż cały czas nie tak jakbym chciała, bo ja chcę być NORMALNA. Wiem, że z tego można wyjść, ale jest to bardzo trudne. Czasami załamuję się totalnie i wracam do punktu wyjścia, wtedy nie chcę już tak żyć, w ogóle nie chcę żyć, ale po jakimś czasie znowu się podnoszę i zmieniam swoje życie, czy kiedyś uda mi się w końcu dotrzeć do celu? czy to po prostu syzyfowa praca i przez całe życie będe skazana na samotność i wyobcowanie żyjąc wśród ludzi?
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 October 2013 2013 20:45
Wcale się nie dziwię. Imie Hilbert zobowiązuje :)
Ja też zawsze uważałem i w sumie nadal będę uważał że jestem aspołeczny. Po Twojej wypowiedzi uznaje że w bardzo lekkim stopniu. Ja zapytać zapytam. Wsiąść wsiądę. Lecz nie gadam z nikim. Nie nawiązuje nowych znajomości. Jak miałem imprezę w domu to przesiedziałem ją nad książką. Wole być sam. Oraz na początku studiów do klasy odezwałem się pierwszy raz dopiero po 7 dniach od rozpoczęcia. Ja też nie lunie ludzi
to już mizantropia, a nie aspołeczność. Niemniej, przykro mi, stary, zacznij nad tym pracować, bo wśród ludzi wcale nie jest źle. A da się nad tym pracować
I prawie każdy myśli że jest jak taka mysz...
OdpowiedzJaka to utopia, kiedy jest przeludnienie? Nie było tego eksperymentu. Całość została wymyślona specjalnie jako alegoria świata współczesnego. Kyd zawsze daje źródła.
Odpowiedzhttp://en.wikipedia.org/wiki/John_B._Calhoun tu masz źródło.
A nie dało się tego napisać PO POLSKU? Co za żenada...
Odpowiedz