Pfff... Moja gruba sąsiadka robiła tak kiedyś z ratlerkiem (czy jak tam te psiaki się nazywają), tylko on przynosił jej batoniki. Oczywiście nie otwierał drzwi, itp. ale robił za posłańca między grubą sąsiadką, a szczupłą inaczej panią sklepikarką. Najwyraźniej doskonale się rozumiały, a ratlerek dostał ultimatum - nosić batoniki albo samemu być zjedzonym.
Nawet śmiechłem. Spodziewałem się, że w willi mieszka stara kobieta z milionami na koncie i niemająca kogo wysłać do sklepu bo sama jest chora. Potem byłby morał o tym, że pieniądze szczęścia nie dają itp.
Fajnie się pomylić :D
Pfff... Moja gruba sąsiadka robiła tak kiedyś z ratlerkiem (czy jak tam te psiaki się nazywają), tylko on przynosił jej batoniki. Oczywiście nie otwierał drzwi, itp. ale robił za posłańca między grubą sąsiadką, a szczupłą inaczej panią sklepikarką. Najwyraźniej doskonale się rozumiały, a ratlerek dostał ultimatum - nosić batoniki albo samemu być zjedzonym.
OdpowiedzKolejna historyjka z wzięta z dupy. A gdzie tu demotywator?!
OdpowiedzNawet śmiechłem. Spodziewałem się, że w willi mieszka stara kobieta z milionami na koncie i niemająca kogo wysłać do sklepu bo sama jest chora. Potem byłby morał o tym, że pieniądze szczęścia nie dają itp.
OdpowiedzFajnie się pomylić :D