Demotywatory.pl

Menu Szukaj

Annette Herfkens - katastrofa lotu Vietnam Airlines 474 w Wietnamie

Holenderka Annette Herfkens nie tylko przeżyła katastrofę lotniczą, ale także 8 dni w dżungli przy wraku samolotu. - Zamiast na martwych ciałach obok, skupiłam się na pięknie przyrody - wyznała później w jednym z wywiadów. Jak-40 leciał z Ho Chi Minh do Nha Trang w Wietnamie. Na pokładzie było 25 pasażerów i 6 członków załogi. Koszmarna pogoda - przez tę część Azji przechodził właśnie cyklon - doprowadziła do katastrofy. Samolot rozbił się w górach**14 listopada 1992 roku**. Z Hanoi wysłano śmigłowiec ratunkowy Mi-8, jednak on także uległ katastrofie, a siedem osób na pokładzie zginęło. Annette przeżyła zderzenie z ziemią i przetrwała w dżungli ponad tydzień, mimo wielu złamań i innych obrażeń. W wypadku straciła narzeczonego, z którym wybierała się na krótkie wakacje. Zginął na miejscu. Część pasażerów, tak jak Annette, przeżyła katastrofę, jednak ostatecznie tylko ona dotrwała do przybycia ratowników. Starała się trzeźwo myśleć - przed śmiercią uratowała ją m.in. deszczówka, którą starała się gromadzić. - Skupiłam się na pięknie dżungli i to mnie uratowało. Zaakceptowałam rzeczywistość, nie walczyłam z tym, tylko próbowałam sobie poradzić z sytuacją. Próbowałam utrzymać emocje na wodzy i nie płakać, bo wówczas byłabym jeszcze bardziej spragniona - wyznała Annette Herfkens. - Te 8 dni nie były tak straszne, jak ludzie sobie to wyobrażają. Myślę, że dużo gorsze były one dla moich bliskich, którzy nie wiedzieli, co się ze mną dzieje. Katastrofa podzieliła moje życie na dwie części. Przed i po. Straciłam w niej narzeczonego, więc wszystko się zmieniło - dodała.

Bahia Bakari - Katastrofa lotu Yemenia 626 u wybrzeży Komorów

Do grupy cudem ocalałych należy, dziś 20-letnia, Bahia Bakari z Francji. 30 czerwca 2009 roku wraz z matką znalazła się na pokładzie samolotu Airbus A310 linii Yemenia. Kobiety leciały na Komory na urlop. Podczas trasy z Paryża zaplanowano dwa międzylądowania - w Marsylii i w Sanie, stolicy Jemenu. Na ostatnim lotnisku pasażerowie przesiedli się z Airbusa A330-200 do Airbusa A310, którym mieli dolecieć już bezpośrednio do Moroni, stolicy Związku Komorów. Na wyspę Ngazidja maszyna już jednak nie doleciała i spadła do Oceanu Indyjskiego dosłownie na kilka minut przed planowanym lądowaniem. Wieża kontrolna otrzymała od pilotów informację, że maszyna przygotowuje się lądowania. Do dziś nie wiadomo, jaka była przyczyna katastrofy. Prawdopodobnie swój udział miała w niej fatalna pogoda. Do akcji ratunkowej przystąpiły dwa francuskie samoloty wojskowe i jeden z okrętów stacjonujących na Oceanie Indyjskim. Do pomocy wezwano także właścicieli prywatnych jednostek pływających. W wypadku zginęły 152 osoby - 141 pasażerów i 11 członków załogi. Wśród szczątków samolotu i martwych ciał przetrwała jednak 14-letnia Bahia. Właściwie nie umiała pływać, nie miała też kamizelki ratunkowej, ale przeżyła w wodzie 9 godzin, w całkowitej ciemności, trzymając się fragmentu kadłuba. Dziewczynka powiedziała później, że więcej osób musiało przeżyć katastrofę, bo słyszała ich w ciemności. Z czasem jednak wszystkie głosy ucichły. Gdy zaczęło świtać zdała sobie sprawę, że jest zupełnie sama. Zobaczyła statek na horyzoncie, ale był zbyt daleko, żeby ktoś mógł ją dostrzec. Po przybyciu ratowników rozegrała się dramatyczna scena. - Kiedy dziewczyna nas zobaczyła, puściła fragment samolotu, który uratował ją wcześniej przed utonięciem. Nagle nadeszła spora fala i Bahia zniknęła pod powierzchnią na parę minut. W tym momencie Maturaffi (członek załogi Sima Com 2 - przyp. red.) wskoczył do wody, żeby ją ocalić - opowiadał później Ibrahim Abdallah ze statku Sima Com 2, który na co dzień woził turystów między Komorami i sąsiednimi wyspami.

Ruben van Assouw - Katastrofa lotu Afriqiyah Airways 771 w Trypolisie

12 maja 2010 roku Airbus A330-202 linii lotniczych Afriqiyah Airways rozbił się po nieudanej próbie lądowania na lotnisku w Trypolisie. Samolot wyleciał dzień wcześniej z Johannesburga, na pokładzie były 104 osoby, w tym 11 członków załogi. Większość pasażerów (68 osób) stanowili obywatele Holandii, wracający z wakacji w RPA. Katastrofa nastąpiła z powodu błędów załogi, która za szybko rozpoczęła zniżanie. Decydujący był też brak odpowiedniej komunikacji między pilotami. Choć samolot został całkowicie zniszczony, zdarzył się cud. Na pustyni, wśród szczątków samolotu, ratownicy odnaleźli 9-letniego chłopca, który był wciąż przypięty pasem do swojego siedzenia. Ruben van Assouw wracał wraz z rodzicami i bratem z safari w RPA. Dziecko zostało natychmiast przewiezione do szpitala, gdzie zostało poddane kilku operacjom. Z Amsterdamu przylecieli krewni Rubena - ciocia i wujek przekazali mu smutną wiadomość o śmierci bliskich. - Powiedzieliśmy mu, co dokładnie się wydarzyło. Ma świadomość, że jego rodzice i brat nie żyją. Rodzina zadba o jego przyszłość - zapewnili w oficjalnym oświadczeniu. - Z chłopcem jest coraz lepiej. Jego stan rokuje dobrze - powiedział po serii operacji ortopeda Sadig Bendala. - Bóg chciał, żeby żył dłużej - dodał.

Juliane Koepcke - katastrofa lotu LANSA 508 w Peru

W wigilię Bożego Narodzenia 1971 roku doszło do katastrofy lotu 508 linii Lineas Aereas Nacionales Sociedad Anonima (LANSA). Lockheed L-188 Electra leciał z Limy do miejscowości Pucallpa, także w Peru. Na pokładzie były 92 osoby - 6 członków załogi i 86 pasażerów. Wśród nich znajdowała się ornitolog Maria Koepcke wraz z 17-letnią córką Juliane, które podróżowały do Pucallpy, żeby spędzić święta z pracującym tam mężem i ojcem - biologiem Hansem Wilhelmem Koepcke. Nad północno-zachodnią częścią dżungli amazońskiej, w okolicy rzeki Ukajali, w lecący z dużą prędkością samolot uderzył piorun. Maszyna rozpadła się w powietrzu na wiele drobnych kawałków. Przypięta pasami Juliane spadła na ziemię wraz z fotelem z wysokości 3,2 km. - Gdy się ocknęłam, byłam wciąż przypięta do siedzenia. Musiało się przekręcić i złagodzić upadek, inaczej nie byłabym go w stanie przeżyć - mówiła później 17-latka. Z upadku z tak dużej wysokości wyszła właściwie bez szwanku - ze złamanym obojczykiem, raną na ramieniu i spuchniętym okiem. Jej pierwszym celem było znalezienie matki, poszukiwania nie przyniosły jednak skutku. Później okazało się, że Maria Koepcke także przeżyła katastrofę, jednak zmarła po kilku dniach w wyniku odniesionych obrażeń i braku pomocy. Dziewczyna zachowała trzeźwość umysłu i postępowała według zasad przetrwania, które wpoił jej ojciec. Znalazła strumień i szła z prądem rzeki, wiedząc, że prędzej czy później dotrze do cywilizacji. Nie mogła spać z powodu ukąszeń owadów, w które wdało się zakażenie. Po 9 dniach natrafiła na motorówkę. Nie chciała jej ukraść, więc nie odpłynęła, ale użyła benzyny, żeby odkazić rany. - Pamiętam, że kiedyś tata tak robił z psem w dżungli. Wylałam na siebie benzynę i liczyłam, ile robaków ze mnie wychodzi. Było ich 35 - opowiadała później Juliane. Po kilku godzinach wrócił właściciel łódki, opatrzył jej rany i zabrał ją z dżungli. Dziewczyna trafiła do szpitala. - Przez długi czas miałam koszmary, powracały do mnie przez lata. Do tego ogromny ból po stracie mamy, po śmierci innych ludzi. Ciągle zadawałam sobie pytanie, dlaczego jestem jedyną ocalałą? To mnie prześladuje. I zawsze będzie - wyznała Koepcke w 2010 roku.

Cecilia Cichan - katastrofa lotu Northwest Airlines 255 w Detroit

Katastrofa lotu Northwest Airlines 255 16 sierpnia 1987 roku w Detroit należy do najbardziej dramatycznych w historii. Przyczyną był błąd człowieka, a na pokładzie było 155 osób - 149 pasażerów i 6 członków załogi. Samolot McDonnell Douglas MD-82, który leciał do Phoenix, rozbił się tuż po starcie. Załoga bardzo się spieszyła, bo pogoda z minuty na minutę się pogarszała (padało, zbliżała się burza). Z powodu złych warunków w ostatniej chwili zmieniono pas startowy. Na dodatek wieczorny lot miał już półgodzinne opóźnienie, a na lotnisku docelowym nie można było lądować w nocy ze względu na hałas. W pośpiechu piloci nie dokończyli listy kontrolnej i zapomnieli o wysunięciu klap na skrzydłach samolotu. W efekcie maszyna nie wytwarzała odpowiedniej siły nośnej i 15 metrów nad ziemią zaczęła się kołysać. Uderzyła lewym skrzydłem o latarnię na końcu pasa startowego, następnie prawym skrzydłem w budynek wypożyczalni samochodów, po czym na grzbiecie poruszała się przez autostradę i zatrzymała się na wiadukcie stając w płomieniach. Poza pasażerami i załogą zginęło także dwóch motocyklistów, a pięciu kierowców zostało rannych. Jednak wydarzyła się rzecz nieprawdopodobna - jeden ze strażaków dostrzegł nagle ruszającą się dziecięcą rękę. Dziewczynka żyła! Miała pękniętą czaszkę, złamaną nogę i rozległe poparzenia. 4-letnia Cecelia Cichan z Arizony w katastrofie straciła rodziców i starszego brata Davida. Według niektórych ekspertów przeżyła, bo matka ochroniła ją swoim ciałem. Z drugiej jednak strony, we wraku znajdowała się w odległości kilku metrów od członków rodziny. Po hospitalizacji zamieszkała z ciocią i wujkiem, którzy chronili ją przed mediami. Po 26 latach od tragedii zdecydowała się przerwać milczenie. - O wypadku myślę codziennie. Trudno o tym nie myśleć, patrząc w lustro. Wszędzie mam blizny - na ramionach, nogach, na czole - wyznała Cecelia. Nie pamięta wypadku, ale pamięta kiedy zdała sobie sprawę, z tego co się zdarzyło. - Byłam w szkole średniej, kiedy naprawdę dotarło do mnie, że jestem jedyną osobą, która przeżyła tę katastrofę. Przechodziłam trudny okres jako nastolatka i to było dla mnie dodatkowym psychicznym obciążeniem. Pamiętam, że byłam wściekła i miałam poczucie winy. Dlaczego nie przeżył mój brat? Dlaczego nie ktoś inny? Dlaczego ja? - wyznała w telewizyjnym wywiadzie.

Vesna Vulović - katastrofa lotu Jat Yugoslav 367 w Srbskiej Kamenicy

Bohaterka ostatniej historii, Vesna Vulovic, jugosłowiańska stewardesa, serbskiej narodowości, nie tylko ocalała z katastrofy, ale także została za to... wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa. 26 stycznia 1972 roku Vesna znalazła się na pokładzie samolotu McDonnell Douglas DC-9 linii Jugoslovenski Aerotransport, który leciał ze Sztokholmu do Belgradu. Wraz z nią podróżowało 27 osób - 23 pasażerów i 4 członków załogi. Samolot rozbił się w pobliżu miejscowości Srbska Kamenica. Przyczyna katastrofy nie została potwierdzona, ale prawdopodobnie była nią bomba na pokładzie, która wybuchła na wysokości miejscowości Hinterhermsdorf w NRD. Vesna miała wówczas 22 lata i na pokładzie znalazła się w wyniku pomyłki - na jej miejscu miała być inna stewardesa o tym samym imieniu. Podczas wybuchu bomby przebywała w tylnej części samolotu, tymczasem eksplozja miała miejsce w luku bagażowym na przedzie maszyny. Rozerwała ona samolot na dwie części, które spadły na ziemię z wysokości 10160 metrów. Vulovic została przygnieciona przez wózek z żywnością, który podziałał jak pas, dlatego nie wypadła z maszyny. - Gdy zostałam odnaleziona, moje nogi znajdowały się w samolocie, a górna część ciała była na ziemi. Na mnie leżał inny członek załogi. Mężczyzna, który mnie znalazł powiedział, że miałam bardzo dużo szczęścia. Służył w niemieckiej armii jako lekarz podczas II wojny światowej i wiedział, jak się mną zająć na miejscu katastrofy - wyznała Vulovic w jednym z wywiadów. W wyniku zderzenia z ziemią miała pękniętą czaszkę, złamane obie nogi, a jeden z kręgów został całkowicie zmiażdżony, co spowodowało paraliż od pasa w dół. Vesna przez 27 dni była w śpiączce. Dzięki operacjom znów może chodzić. Po wyjściu ze szpitala wróciła do pracy w liniach Jugoslovenski Aerotransport. Tym razem w biurze, choć przyznała, że nie boi się latać. W 1985 została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa za skok bez spadochronu z największej wysokości. Nagrodę wręczył jej Paul McCartney. ----- Źródło: https://turystyka.wp.pl/6-osob-ktore-przezyly-katastrofy-lotnicze-6043992878548097g

+
51 55
-

Zobacz także: