Trauma po przeżyciu Auschwitz
8558, 39230, 3928…. Tajemniczy ciąg cyfr, niewiele mówiące numery? Nie. To rodzina Olszyńskich. Jedna z wielu. 8558 – matka, 39230 – ojciec, 39231 – syn Jan.
Jan przeżył. Od października 1945 roku, corocznie aż do śmierci, przyjeżdżał do muzeum Auschwitz - Birkenau. Z walizki wyciągał pasiak i szedł drogą, którą bryczka wiozła jego zamordowanego ojca.
Syn Jan z tamtych lat pamięta wszystko: numery, nazwiska, twarze, gesty, zdarzenia, każdy uścisk dłoni, każde słowo pociechy… I nade wszystko ojca, a właściwie dzień, w którym zginął.
Ten odcinek to nieprawdopodobna metafora losów polskich. Rodzinnego cierpienia. Wielkiej traumy po Auschwitz. I opowieść o tym, że nie wolno zapomnieć. Porażająca siła rodzinnych więzi przegrywa z upodleniem systemu totalitarnego.
Czy można być optymistą po przeżyciu Auschwitz?
Wanda Tarasiewicz uciekła przed śmiercią kilka razy. Wiele razy była upokarzana i katowana. Ale dzięki dobrym ludziom udało się jej przeżyć.
Nigdy nie milczała, opowiadała o ostatecznym złu. Zwłaszcza gdy zauważyła, że narrację wokół obozu zmierzają do wykluczenia lub umniejszenia jej cierpienia. Tutaj zaczęła mobilizować byłych więźniów. Pocieszać, godzić i pokazywać, że tylko ich duma potwierdzi pamięć o tym, że byli pierwszymi ofiarami. Że wbrew temu co pisze prasa byli takimi samymi ofiarami, jak wszyscy inni. O tym, że nie mogą się poddać. O tym, że nie są sami. Że trzeba walczyć.
A robiła to mając olbrzymią pogodę ducha. Zarażając pozytywną energią. Nie zapominając, co przeszła i wiedząc, że przełom wieku był dla pamięci zbiorowej Polaków bardzo trudny.
NIezwykła opowieść o bohaterce, która wiedziała, jaką wartość jest życie