Bo tak trzeba. Nauczyciel musi zrealizować to, co każe mu ministerstwo, choć sam często wie, że musi uczyć rzeczy,które niekoniecznie są przydatne. System jest chory.
Poza tym naprawdę nie wiem, czy nauczyciel ma taki obrazek pokazać dzieciom w podstawówce, żeby się nauczyły przypadków? I potem wpadną oburzeni rodzice.
Naprawdę jest wielu, szczególnie młodych, nauczycieli, którzy bardzo się starają, by urozmaicać prowadzone zajęcia, ale są ograniczani przez programy, wytyczne, papiery, cuda wianki.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
2 razy.
Ostatnia modyfikacja:
29 lipca 2011 o 21:04
No dokładnie. Nauczyciele potrafią tylko mordy drzeć i obserwować wszystkich tak dokładnie, by tylko nie przeoczyć okazji do wpisania uwagi. Zero jakiegokolwiek podejścia do młodzieży i dzieci. Odkąd się uczę, a mam lat 15 i 3 szkoły za sobą, to pamiętam tylko JEDNĄ prawdziwą nauczycielke z powołania, a nie za kase. Potrafiła tak wszystko dobrze wytłumaczyć, że w klasie były same oceny od dostata w górę. Miała poczucie humoru, a nie tylko rozdartego ryja. Szacun.
Miałam takie 2 najlepsze nauczycielki w gim. Od polskiego i od maty. Ta pierwsza potrafiła świetnie przeprowadzać lekcje. Dzięki niej naprawdę polubiłam polski. Każdy słuchał i uczestniczył w lekcji bez nakłaniania. Na macie zaś uczyliśmy się w sposób pokazany na democie. Nie było lekcji bez zażartowania.
Bo mają odgórnie narzucony program, który muszą zrealizować niezależnie od tego czego sami chcieliby nas uczyć? Tak jest już z każdą publiczną instytucją, bo edukacja tak samo jak kolej i medycyna jest usługą, a usługodawca zawsze stara się dogodzić temu kto mu płaci. Więc jeśli pensję dyrektorowi i nauczycielom wypłaca minister edukacji, albo dowolny inny urzędnik, to nic dziwnego że wykonują jedynie to czego wymagają od nich przepisy i rozporządzenia, a nie to do czego zostali powołani. Jeśli klientami byliby uczniowie (bądź ich rodzice) to edukacja byłaby podporządkowana ich gustom, a nie gustom urzędników.
Ja pozdrawiam P. Janusza.
Jego lekcji wosu nigdy nie zapomnę.
Zawsze były jaja :P
Szkoda, że już kończę gimnazjum...
z chęcią przychodziłabym na jego lekcje przez wakacje :)
pamietam jak w gimnazjum dzien po dyskotece szkolnej, babka od mamty tlumaczy nam 'jakim debilem trzeba byc zeby wniesc na dyskoteke 1L finlandii a potem cie przylapac bo nie mozesz schowac , ja to bym brala kilka cwiartek - latwiej schowac'
Z mojego doświadczenia (10 lat po drugiej stronie biurka) powiem tak - zależy jacy nauczyciele i PRZEDE WSZYSTKIM! Kogo i Czego uczymy. Wiadomo że Ci, którzy mają pod sobą 30 osób, z czego - bywa - 20 przychodzi za karę, będą postępować inaczej, niż Tacy, którzy uczą jedną osobę, na przykład niepełnosprawną (też w szkole). Polska szkoła jest jaka jest, mamy duże klasy i naprawdę czasem nie ma możliwości osobistego zajęcia się każdym z tych przykładowych trzydziestu wychowanków, którzy być może przy takim podejściu zaczęliby się lepiej rozwijać, i okres spędzony w szkole wpłynąłby pozytywnie na ich życie.
Dopóki nie przeprowadzimy PRAWDZIWEJ reformy szkolnictwa, podejścia na przykład skandynawskiego (małe klasy, nauka poprzez zabawę, kółka zainteresowań, uczenie przedmiotów przydatnych w życiu - co najlepsze! - opracowane i sprawdzone praktycznie w początkach zeszłego wieku!), będziemy mieli takich uczniów, absolwentów i obywateli jakich mamy. Albo jeszcze gorszych.
Bardzo Was proszę, drodzy Uczący się, nie wrzucajcie nauczycieli do jednego worka, bo naprawdę jest tak, że ile gatunków szkół, tyle odmian nauczycieli. Specyfikacja pracy w każdym typie szkoły naprawdę jest różna. I o ile Wy przychodzicie do szkoły tylko z plecakiem, podręcznikami i zeszytami, my do każdych zajęć musimy się przygotować, co niejednokrotnie zajmuje więcej czasu niż ten spędzony w szkole. (Za ten dodatkowy czas nam zresztą nie płacą.) Proszę - szanujcie nas, tak jak my staramy się szanować Was.
Co do demotywatora - to nie my nie potrafimy tego zrozumieć, tylko ministerstwa, które nas zatrudniają. Czasem mamy swobodę podejścia, w większości przypadków musimy zrealizować tzw. podstawę programową, aktualizowaną co jakiś czas. I - naprawdę - MUSIMY to zrobić. Mimo że czasami widzimy w niej ewidentne błędy i bzdury.
Na koniec - życzę wszystkim, Nauczającym i Uczącym się, takiej satysfakcji, jaka czasami jest moim udziałem, gdy uda mi się osiągnąć jeden z pomniejszych celów (w mojej szkole metoda małych kroków - inna się po prostu nie sprawdza), gdy widzę uśmiech na twarzy Ucznia, radość, że mu się udało. Gdy mówi mi, że nie może doczekać się zajęć ze mną, szkoda mu, gdy kończymy.
Brakuje wymiotnika (po czym? po ilu?)
Bo za dużo zabawy mogłoby zepsuć jej sens.
Najlepsze jest zakłopotanie nauczyciela kiedy pyta się go:
-Panie po co nam to!? ;d
- Bo tak jest w książce i tak trzeba haha ( tak ja to widzę)
Bo tak trzeba. Nauczyciel musi zrealizować to, co każe mu ministerstwo, choć sam często wie, że musi uczyć rzeczy,które niekoniecznie są przydatne. System jest chory.
Poza tym naprawdę nie wiem, czy nauczyciel ma taki obrazek pokazać dzieciom w podstawówce, żeby się nauczyły przypadków? I potem wpadną oburzeni rodzice.
Naprawdę jest wielu, szczególnie młodych, nauczycieli, którzy bardzo się starają, by urozmaicać prowadzone zajęcia, ale są ograniczani przez programy, wytyczne, papiery, cuda wianki.
Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 29 lipca 2011 o 21:04
No dokładnie. Nauczyciele potrafią tylko mordy drzeć i obserwować wszystkich tak dokładnie, by tylko nie przeoczyć okazji do wpisania uwagi. Zero jakiegokolwiek podejścia do młodzieży i dzieci. Odkąd się uczę, a mam lat 15 i 3 szkoły za sobą, to pamiętam tylko JEDNĄ prawdziwą nauczycielke z powołania, a nie za kase. Potrafiła tak wszystko dobrze wytłumaczyć, że w klasie były same oceny od dostata w górę. Miała poczucie humoru, a nie tylko rozdartego ryja. Szacun.
Miałam takie 2 najlepsze nauczycielki w gim. Od polskiego i od maty. Ta pierwsza potrafiła świetnie przeprowadzać lekcje. Dzięki niej naprawdę polubiłam polski. Każdy słuchał i uczestniczył w lekcji bez nakłaniania. Na macie zaś uczyliśmy się w sposób pokazany na democie. Nie było lekcji bez zażartowania.
Pozdrawiam mojego nauczyciela PO z Liceum, Pana Jarosława P., który potrafił to zrozumieć:)
Z chęcią chodziłbym do szkoły gdyby była tak ciekawa jak "Pogromcy mitów" albo "Brainiac"
cóż za ironia... ;) a obrazek to z czego jest? tak, z podręcznika do gimnazjum ...
Bo mają odgórnie narzucony program, który muszą zrealizować niezależnie od tego czego sami chcieliby nas uczyć? Tak jest już z każdą publiczną instytucją, bo edukacja tak samo jak kolej i medycyna jest usługą, a usługodawca zawsze stara się dogodzić temu kto mu płaci. Więc jeśli pensję dyrektorowi i nauczycielom wypłaca minister edukacji, albo dowolny inny urzędnik, to nic dziwnego że wykonują jedynie to czego wymagają od nich przepisy i rozporządzenia, a nie to do czego zostali powołani. Jeśli klientami byliby uczniowie (bądź ich rodzice) to edukacja byłaby podporządkowana ich gustom, a nie gustom urzędników.
*w polskich szkołach. i dlatego nie wolno się dawać nauczycielom i naszej żałosnej oświacie :>
Bo szkoła to więzienie a nie park zabawy ;]
Ja pozdrawiam P. Janusza.
Jego lekcji wosu nigdy nie zapomnę.
Zawsze były jaja :P
Szkoda, że już kończę gimnazjum...
z chęcią przychodziłabym na jego lekcje przez wakacje :)
ta wiedza jest tez po tgo, bys wiedzial, jak Twoj jezyk funkcjonuje i by bylo Ci prosciej nauczyc sie innych obcych jezykow Pluski od lingwisty!
bo nauczanie przez coś takiego jest niemoralne
pamietam jak w gimnazjum dzien po dyskotece szkolnej, babka od mamty tlumaczy nam 'jakim debilem trzeba byc zeby wniesc na dyskoteke 1L finlandii a potem cie przylapac bo nie mozesz schowac , ja to bym brala kilka cwiartek - latwiej schowac'
Z mojego doświadczenia (10 lat po drugiej stronie biurka) powiem tak - zależy jacy nauczyciele i PRZEDE WSZYSTKIM! Kogo i Czego uczymy. Wiadomo że Ci, którzy mają pod sobą 30 osób, z czego - bywa - 20 przychodzi za karę, będą postępować inaczej, niż Tacy, którzy uczą jedną osobę, na przykład niepełnosprawną (też w szkole). Polska szkoła jest jaka jest, mamy duże klasy i naprawdę czasem nie ma możliwości osobistego zajęcia się każdym z tych przykładowych trzydziestu wychowanków, którzy być może przy takim podejściu zaczęliby się lepiej rozwijać, i okres spędzony w szkole wpłynąłby pozytywnie na ich życie.
Dopóki nie przeprowadzimy PRAWDZIWEJ reformy szkolnictwa, podejścia na przykład skandynawskiego (małe klasy, nauka poprzez zabawę, kółka zainteresowań, uczenie przedmiotów przydatnych w życiu - co najlepsze! - opracowane i sprawdzone praktycznie w początkach zeszłego wieku!), będziemy mieli takich uczniów, absolwentów i obywateli jakich mamy. Albo jeszcze gorszych.
Bardzo Was proszę, drodzy Uczący się, nie wrzucajcie nauczycieli do jednego worka, bo naprawdę jest tak, że ile gatunków szkół, tyle odmian nauczycieli. Specyfikacja pracy w każdym typie szkoły naprawdę jest różna. I o ile Wy przychodzicie do szkoły tylko z plecakiem, podręcznikami i zeszytami, my do każdych zajęć musimy się przygotować, co niejednokrotnie zajmuje więcej czasu niż ten spędzony w szkole. (Za ten dodatkowy czas nam zresztą nie płacą.) Proszę - szanujcie nas, tak jak my staramy się szanować Was.
Co do demotywatora - to nie my nie potrafimy tego zrozumieć, tylko ministerstwa, które nas zatrudniają. Czasem mamy swobodę podejścia, w większości przypadków musimy zrealizować tzw. podstawę programową, aktualizowaną co jakiś czas. I - naprawdę - MUSIMY to zrobić. Mimo że czasami widzimy w niej ewidentne błędy i bzdury.
Na koniec - życzę wszystkim, Nauczającym i Uczącym się, takiej satysfakcji, jaka czasami jest moim udziałem, gdy uda mi się osiągnąć jeden z pomniejszych celów (w mojej szkole metoda małych kroków - inna się po prostu nie sprawdza), gdy widzę uśmiech na twarzy Ucznia, radość, że mu się udało. Gdy mówi mi, że nie może doczekać się zajęć ze mną, szkoda mu, gdy kończymy.
Wierzcie mi - to NAPRAWDĘ jest możliwe.
Bo szkoła uczy syfu który nikomu nie jest potrzebny. Ukończyłem technikum 5 lat temu i ze szkoły nic nie pamiętam bo to wszystko to gówno!!!