Nigdy, ale to nigdy nie będę się powstrzymywał przed jedzeniem. Lubię jeść, jem dużo i wcale na tym nie tracę, a wręcz przeciwnie. I pamiętajcie, że dużo jeść nie znaczy być otyłym. Tak samo dużo jeść, nie znaczy niezdrowo jeść. Nie bądźcie głupi. Po co odmawiać sobie przyjemności?
nie chodzi o zdanie innych, a o samego siebie.. co trzecia, a może nawet co druga dziewczyna narzeka na swoją wagę, a sama się zaniedbuje i sama jest temu winna..
najpierw daje szczęście, a potem nie wiesz od czego zacząć zrzucanie ciałka albo po prostu ci się nie chce tego robić, ale i tak narzekasz na swoją figure :)
We wszystkim trzeba mieć umiar, rozsądek. Można jeść naprawdę smacznie i zdrowo, byle z głową. W przeciwnym razie obejrzymy stertę demotów z narzekaniem na swoją tuszę, zwalających winę na wszystko wokół tylko nie na własne nawyki.
ShrOniCek, mają lepiej jeśli zmierzę miarą pieniędzy, swobód obywatelskich, bezpieczeństwa, wolności i niestety
też mentalności współobywateli. Poza tym mają normalny, myślący rząd. Nie powiedziałem, że są lepsi, tylko że mają lepiej.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
7 sierpnia 2011 o 14:36
Soviet, nie znasz ich dobrze, to sobie idealizujesz. Społeczeństwo żyjące na kredyt, ogłupione od pokoleń medialną papką, mało wymagający, mało wiedzący o życiu, wyniszczający się od najmłodszych lat do tego podatni na manipulację. Takie ja mam zdanie o tym całym społeczeństwie amerykańskim. Tam tylko elita (zdrowo rozumiana) ma dobrze poukładane w głowie. Reszta to wyrobnicy, którzy mają ROBIĆ i jeszcze się z tego cieszyć. Te wszystkie durne kury domowe, upodleni pracownicy, wszystko to co dobrze pokazał serial "Świat wg Bundych", to wszystko tam ma miejsce. Także w kwestii swobód obywatelskich wcale bym się nie zachwycał. Z punktu widzenia europejczyka w wielu kwestiach USA to państwo totalitarne, zresztą sporo też zależy od stanu w którym się żyje. Stosunkowo najlepiej jest "pośrodku", wschodnie i zachodnie wybrzeże aż roi się od patologii...
Tylko później się nie dziwcie że przez te kilka minut przyjemności jesteście strasznie spaśli nikt się z wami nie chce umówić, ludzie wytykają was palcami , po przejściu kilku kroków dostajecie zadyszki i jesteście cali spoceni.
Czy może lepiej odmówić sobie trochę przyjemności i cieszyć się życiem
Nie ma to nic do rzeczy. Pewnie wiesz, że mięśnie w stanie spoczynku nawet spalają kalorie? Ja jakieś 3 lata temu zredukowałem z 87 do niecałych 70. Po bardzo intensywnych treningach masy suchej przybyło i mogę wcinać co chcę, byle nie za dużo i i tak nie utyję. Także wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba wiedzieć jak i ile.
Może mi ktoś wytłumaczyć co w tym jest demotywującego? Prawdziwym demotywatorem było to, że wczoraj idąc na impreze myślałem, że mam stówe a miałem tylko 50zł;/ Po co dodawać takie gówno
Pai a nawet jeśli jest gruby to co, gorszy? Jedni mają tendencję do tycia i muszą się ciągle pilnować, a drudzy wpi*erdalają za trzech i chudzi jak glisda, więc nie oceniaj
Nigdy nie liczyłam kalorii,
pozwalam sobie na jakieś
frytki, chipsy, pizzę, itp.
Ale przecież wszystko z umiarem,
spojrzę na talerz i wiem,
czy to porcja dla mnie,
czy dla słonia.
Jedzenie to inwestycja w przyszłość, we własne zdrowie dlatego nie ma sensu się nim opychać dla przyjemności. Bo ta przyjemność jest tylko chwilowa... Z takim podejściem można się nabawić wielu chorób spowodowanych otyłością. Nie mówię, że trzeba liczyć kalorie... po prostu zdrowiej się odżywiać i widzieć efekty. Mniej kilogramów, ładniejsza cera, więcej energii ;) Nie ma sensu opychać się dla tej chwilowej przyjemności, a potem wstydzić się iść na basen.
Słuszna postawa, byle tylko z głową. ;) Również jestem zdania, że kalorie to nie rzecz, którą szczególnie trzeba się zamartwiać. Je bez problemu można spalić, jeśli tylko ma się minimum chęci i motywacji. Cięższy orzech do zgryzienia stanowi niemalże zerowa aktywność fizyczna, która prędzej, czy później zaskutkuje przybraniem na wadze. Jak dużym, to oczywiście zależy ile i co się spożywa, ale nie warto się łudzić, że pobierając dziennie zapotrzebowanie kaloryczne(albo i więcej) i mając przy tym zerową aktywność fizyczną, ciało pozostanie szczupłe. Niespalony tłuszczyk lubi się odkładać, dlatego nie jęczeć później: "Skąd mi tak d**pa/uda/brzuch przytyły?"
Beznadziejne. Zachęca do niezdrowego odżywiania się. A żryj co chcesz ale jak będziesz gruby/a jak świnia to nie narzekaj że nikt cię nie lubi i nie kocha :D
Piszecie o amerykanizacji społeczeństwa, o tym że obżeranie się to wynik wpływu kultury amerykańskiej, a prawda jest taka, że np. w Polsce długo jeszcze takiej masowej wyżerki nie uświadczymy. Z prostej przyczyny: w USA jedzenie jest tanie. Śmiesznie tanie. Fast foody, napoje gazowane czy słodycze, a więc ogólnie pojęte "śmieciowe jedzenie" (junk food) kosztuje grosze. Wystarczy wyobrazić sobie taką sytuację: mamy święta (dowolne). Producent batoników wypuszcza na rynek edycję świąteczną i zapycha nią półki. Normalną rzeczą jest, że w ciągu dwóch dni świąt ta masa towaru zwyczajnie nie zejdzie. Co robi market? Ano wprowadza poświąteczną obniżkę, powiedzmy o 80%. Amerykanie lubią wyprzedaże, promocje czy obniżki, więc towar schodzi jak świeże bułeczki, a skoro się już kupiło sporą ilość, to przecież nie po to, aby na to patrzeć. Je się. Je, aż do kolejnej promocji czy innej okazji do wypchania po brzegi domowej lodówki. A tyłek rośnie. U nas byłoby identycznie, ale "chronią" nas ceny. Ile kosztuje taki snickers? 1,50 zł? Gdyby kosztował 40 groszy i był sprzedawany w "paczce rodzinnej" po 5-8 sztuk to bardzo szybko Polacy przestaliby się mieścić w drzwiach autobusu.
Gadka typowa dla obżarciucha, który o siebie nie dba. Wpieprzacie, a potem nażekacie że nie możecie schudnąć. Niektórzy mogliby się zastanowić zanim zaczną wsuwać co popadnie (bo sprawia im to przyjemność)i potem mieć z tego powodu problemy.
wlasnie. Po co sie przejmowac zdaniem innych
nowe motto Karola Krawczyka i innych rozmiar 4 XL.
A ilość kalorii jak na złość proporcjonalna do tego szczęścia
A dupa rośnie... W końcu będziesz tak tłusty że nabawisz się miażdżycy i skończy się twe szczęście..
chciałabym tak potrafić w sensie, że się nie przejmować
Nigdy, ale to nigdy nie będę się powstrzymywał przed jedzeniem. Lubię jeść, jem dużo i wcale na tym nie tracę, a wręcz przeciwnie. I pamiętajcie, że dużo jeść nie znaczy być otyłym. Tak samo dużo jeść, nie znaczy niezdrowo jeść. Nie bądźcie głupi. Po co odmawiać sobie przyjemności?
"jem by żyć a nie żyje by jeśc"
nie chodzi o zdanie innych, a o samego siebie.. co trzecia, a może nawet co druga dziewczyna narzeka na swoją wagę, a sama się zaniedbuje i sama jest temu winna..
A dupa rośnie.. ale mniejsza o to. Jeśli człowiek w ruchu to nawet niezdrowe jedzenie nie jest tak szkodliwe
najpierw daje szczęście, a potem nie wiesz od czego zacząć zrzucanie ciałka albo po prostu ci się nie chce tego robić, ale i tak narzekasz na swoją figure :)
http://imageshack.us/f/197/areyou.jpg/
We wszystkim trzeba mieć umiar, rozsądek. Można jeść naprawdę smacznie i zdrowo, byle z głową. W przeciwnym razie obejrzymy stertę demotów z narzekaniem na swoją tuszę, zwalających winę na wszystko wokół tylko nie na własne nawyki.
- powiedziały miliony otyłych Amerykanów
I tak mają 50 razy lepiej niż Polacy...
ShrOniCek, mają lepiej jeśli zmierzę miarą pieniędzy, swobód obywatelskich, bezpieczeństwa, wolności i niestety
też mentalności współobywateli. Poza tym mają normalny, myślący rząd. Nie powiedziałem, że są lepsi, tylko że mają lepiej.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 sierpnia 2011 o 14:36
Soviet, nie znasz ich dobrze, to sobie idealizujesz. Społeczeństwo żyjące na kredyt, ogłupione od pokoleń medialną papką, mało wymagający, mało wiedzący o życiu, wyniszczający się od najmłodszych lat do tego podatni na manipulację. Takie ja mam zdanie o tym całym społeczeństwie amerykańskim. Tam tylko elita (zdrowo rozumiana) ma dobrze poukładane w głowie. Reszta to wyrobnicy, którzy mają ROBIĆ i jeszcze się z tego cieszyć. Te wszystkie durne kury domowe, upodleni pracownicy, wszystko to co dobrze pokazał serial "Świat wg Bundych", to wszystko tam ma miejsce. Także w kwestii swobód obywatelskich wcale bym się nie zachwycał. Z punktu widzenia europejczyka w wielu kwestiach USA to państwo totalitarne, zresztą sporo też zależy od stanu w którym się żyje. Stosunkowo najlepiej jest "pośrodku", wschodnie i zachodnie wybrzeże aż roi się od patologii...
Hahahah... wymówki. Lepiej zwyczajnie przyznaj się, że jesteś gruby.
demot: Nieważne
Amerykanie jak byli chudzi, to też tak mówili.
Po co mu nóż do frytek?..
No, a później płaczą, że dupsko albo bebech rośnie.
On też jest prze szczęśliwy!
http://img233.imageshack.us/img233/2544/110212.jpg
Tak jak i ona: http://m.onet.pl/_m/8c30072525369c5720705230069e8df0,35,1.jpg
Dobry koleś je frytki nożem i widelcem.
a moze stek robi mu zdjecie??
Moderatorzy Demotywatorów = analfabeci. Nie znają zasad pisowni łącznej i rozłącznej. Kolejny przykład na to, jak niski stał się poziom tej strony.
Tylko później się nie dziwcie że przez te kilka minut przyjemności jesteście strasznie spaśli nikt się z wami nie chce umówić, ludzie wytykają was palcami , po przejściu kilku kroków dostajecie zadyszki i jesteście cali spoceni.
Czy może lepiej odmówić sobie trochę przyjemności i cieszyć się życiem
Nie ma to nic do rzeczy. Pewnie wiesz, że mięśnie w stanie spoczynku nawet spalają kalorie? Ja jakieś 3 lata temu zredukowałem z 87 do niecałych 70. Po bardzo intensywnych treningach masy suchej przybyło i mogę wcinać co chcę, byle nie za dużo i i tak nie utyję. Także wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba wiedzieć jak i ile.
Może mi ktoś wytłumaczyć co w tym jest demotywującego? Prawdziwym demotywatorem było to, że wczoraj idąc na impreze myślałem, że mam stówe a miałem tylko 50zł;/ Po co dodawać takie gówno
Pff -.- Jak się ma 175 cm i 55 kg to nie trzeba się martwić. I skłonności do tycia oczywiście. dno.
a potem to niby ku*wa choroba jest...
Szczęście szczęściem, a potem cholesterol za wysoki przez takie żarcie.
Następny demot będzie taki: "Nie ważny jest wygląd, tylko wnętrze"
"Najlepszą przyprawą jest głód"
Pai a nawet jeśli jest gruby to co, gorszy? Jedni mają tendencję do tycia i muszą się ciągle pilnować, a drudzy wpi*erdalają za trzech i chudzi jak glisda, więc nie oceniaj
Ale mi narobiłeś smaka tym obrazkiem ;)
powiedziała osoba, która nie potrafi przytyć
Nigdy nie liczyłam kalorii,
pozwalam sobie na jakieś
frytki, chipsy, pizzę, itp.
Ale przecież wszystko z umiarem,
spojrzę na talerz i wiem,
czy to porcja dla mnie,
czy dla słonia.
Jedzenie to inwestycja w przyszłość, we własne zdrowie dlatego nie ma sensu się nim opychać dla przyjemności. Bo ta przyjemność jest tylko chwilowa... Z takim podejściem można się nabawić wielu chorób spowodowanych otyłością. Nie mówię, że trzeba liczyć kalorie... po prostu zdrowiej się odżywiać i widzieć efekty. Mniej kilogramów, ładniejsza cera, więcej energii ;) Nie ma sensu opychać się dla tej chwilowej przyjemności, a potem wstydzić się iść na basen.
a dupa rośnie
jeśćć z głową, jeśli ktoś trenuje jakiś sport to zaraz energie z jedzenia spali..
Cholera z tego wszystkiego zapomnialem dac minusa
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 sierpnia 2011 o 13:35
A ja tam niczego sobie nie żałuje. Jem co chce.
heh chciałbym cię widzieć.;]
jak zobaczyłem tego demota, musiałem iść do kuchni i zrobić sobie frytki :D
popieram demota, też jem to na co mam ochote a wcale nie tyje.
Słuszna postawa, byle tylko z głową. ;) Również jestem zdania, że kalorie to nie rzecz, którą szczególnie trzeba się zamartwiać. Je bez problemu można spalić, jeśli tylko ma się minimum chęci i motywacji. Cięższy orzech do zgryzienia stanowi niemalże zerowa aktywność fizyczna, która prędzej, czy później zaskutkuje przybraniem na wadze. Jak dużym, to oczywiście zależy ile i co się spożywa, ale nie warto się łudzić, że pobierając dziennie zapotrzebowanie kaloryczne(albo i więcej) i mając przy tym zerową aktywność fizyczną, ciało pozostanie szczupłe. Niespalony tłuszczyk lubi się odkładać, dlatego nie jęczeć później: "Skąd mi tak d**pa/uda/brzuch przytyły?"
Tak, a potem płacz, bo waży się 120 kg.
minus za obrazek, jestem na diecie ...
Beznadziejne. Zachęca do niezdrowego odżywiania się. A żryj co chcesz ale jak będziesz gruby/a jak świnia to nie narzekaj że nikt cię nie lubi i nie kocha :D
Po co mu widelec, po co mu nuż to sie je łapami XD
A później trzeba sobie żołądek zmniejszać operacyjnie, jeżeli faktycznie nie ma się żadnego umiaru.
Piszecie o amerykanizacji społeczeństwa, o tym że obżeranie się to wynik wpływu kultury amerykańskiej, a prawda jest taka, że np. w Polsce długo jeszcze takiej masowej wyżerki nie uświadczymy. Z prostej przyczyny: w USA jedzenie jest tanie. Śmiesznie tanie. Fast foody, napoje gazowane czy słodycze, a więc ogólnie pojęte "śmieciowe jedzenie" (junk food) kosztuje grosze. Wystarczy wyobrazić sobie taką sytuację: mamy święta (dowolne). Producent batoników wypuszcza na rynek edycję świąteczną i zapycha nią półki. Normalną rzeczą jest, że w ciągu dwóch dni świąt ta masa towaru zwyczajnie nie zejdzie. Co robi market? Ano wprowadza poświąteczną obniżkę, powiedzmy o 80%. Amerykanie lubią wyprzedaże, promocje czy obniżki, więc towar schodzi jak świeże bułeczki, a skoro się już kupiło sporą ilość, to przecież nie po to, aby na to patrzeć. Je się. Je, aż do kolejnej promocji czy innej okazji do wypchania po brzegi domowej lodówki. A tyłek rośnie. U nas byłoby identycznie, ale "chronią" nas ceny. Ile kosztuje taki snickers? 1,50 zł? Gdyby kosztował 40 groszy i był sprzedawany w "paczce rodzinnej" po 5-8 sztuk to bardzo szybko Polacy przestaliby się mieścić w drzwiach autobusu.
ja niestety zawsze patrzę na to, żeby dużo nie zjeść i przez to właśnie czuję się mniej szczęśliwa.
Gadka typowa dla obżarciucha, który o siebie nie dba. Wpieprzacie, a potem nażekacie że nie możecie schudnąć. Niektórzy mogliby się zastanowić zanim zaczną wsuwać co popadnie (bo sprawia im to przyjemność)i potem mieć z tego powodu problemy.
Chwila w gębie, wieczność w biodrach...
I stąd epidemia otyłości.