studenciaki... już nimi rzygam... i jeszcze będę musiał patrzeć na ich mordy w swojej firmie jak sprzątają a potem w MCdonaldzie na kasie jak na obiad wyskocze...
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
3 czerwca 2012 o 18:29
A może sprzedaje narkotyki? Wtedy praca w domu, na miejscu, elastyczne godziny pracy (chcesz, odbierasz telefon od klienta, nie chcesz to nie odbierasz) same plusy a i wyżyć się da. Ewentualnie jak nie wyjdzie to się idzie mieszkać z 5 chłopa w pokoju na koszt pastwa. Też w sumie dobra sprawa, jedzenie dostaniesz, dach nad głową też i nie wydasz ani grosza, za całe "wakacje" płacą podatnicy ;) :D
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
4 czerwca 2012 o 7:50
Akurat ja w macu ani tym podobnych przybytkach nigdy nie pracowałem, ale szanuję ludzi którzy tam pracują bo z tego co słyszałem praca bynajmniej do lekkich nie należy.
Gdzie studiujesz, na AWFie? Bo nie wyobrażam sobie połączenia 6-8h na uczelni z 6-8h w pracy, z kilkoma godzinami nauki, z obowiązkami domowymi, z odpoczynkiem, ze snem, itd.
Prawo na jednej z najlepszych uczelni w kraju. Pełnego etatu nie wygarniesz, to oczywiste. Ale płatne praktyki w topowych kancelariach pokroju Baker & McKenzie, Sołtysiński Kawęcki Szlęzak, Domański Zakrzewski Palinka itp. (niektóre naprawdę nieźle płatne) czy prace dorywcze - już tak.
Mhm, chyba, że tak. Gratuluję wytrwałości w takim razie. Ja kończę I rok Fizyki na PW (świadomy wybór ;) ) i nie sądzę bym wytrzymał, dokładając sobie do tego jeszcze pracę, nawet dorywczą. Może dalej będzie nieco luźniej...
Zapomniałeś dodać, że na te płatne praktyki przyjmują studentów dopiero po 3 roku studiów. "Praktyki organizujemy co do zasady dla studentów kończących w danym roku akademickim III lub IV rok studiów prawniczych." - ze strony kancelarii, którą wymieniłeś. Na stronach pozostałych kancelarii jest ta sama informacja. Pozdrawiam - również studentka prawa na najlepszym wydziale PiA w Polsce :)
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
3 czerwca 2012 o 12:09
Macjak - mój tata studiował fizykę :) ponoć cholernie trudny kierunek więc pewnie masz rację, chociaż wiesz, na prawie też nie jest łatwo pogodzić bo i tutaj nauki sporo ;) wymaga to sporo samozaparcia...
Mysz - w DZP czy SKS da się już na 3. roku załapać :) no i niektóre sieciówki prowadzą programy praktyk specjalnie dla studentów I i II roku (pewnie po to, aby wyłapać i wyszkolić sobie talenty, bo wiadomo, że tacy jesczze niewiele umieją - albo nic).
Pozdrawiam koleżankę z branży ;)
Mnie to juz ch*j strzela na te studia. Do pracy ciezko(mi sie tylko udalo po znajomosciach i dlatego pracuje kiedy chce, inaczej bym nie dal rady pogodzic pracy ze studiami), na uczelni sama teoria( jestem na kierunku automatyka, a wlasnie siedze i zakuwam ksiazke na pamiec...) i jak juz na jakies praktyki ci sie uda dostac, to jezeli nie sa po znajomosciach to 99proc za darmo(na wielu wymagana znajomosc programow i umiejetnosci, ktorych nie da se zdobyc na uczelni). Jeszcze cud, jak komus bedzie chcialo sie w firmie siedziec z praktykantem i cos mu pokazywac, bo wiekszosc to tylko po wpisy chodzi. Studia - PW automatyka. Mam nadzieje, ze zalicze ta smutna teorie, bo szczerze chodze do szkoly tylko po dyplom, a w pracy i tak wszystkiego sie bd musial nauczyc i zaczne robic pozyteczne i interesujace rzeczy...
Ja w ogóle podziwiam ludzi, którym się chce studiować w Polsce... Podobno, z tego co wiem od znajomych i artykułów edukacyjnych, jest to głównie teoria, czyli wkuwanie na pamięć mnóstwo notatek/książek/przepisów... etc., podczas gdy praktyka generalnie leży. Przecież to zwykłe marnowanie czasu i pieniędzy... I tak student np. prawa po 5 latach w Polsce zna kodeksy, ustawy i co tylko sie da przecyztać na pamieć, ale jakby go ktoś wrzucił do sądu, to usiądzie na lawace dla publiczności. Podczas gdy student np. amerykański tego samego kierunku może nie będzie znał każdego jednego ustępu w danym kodeksie, ale śmiało wejdzie do sądu i zareprezentuje klienta, bo od samego początku miał praktyki, (jak był bystry, to pomagał w prowadzeniu sprawy już po pierwszym roku aktywnie pracującemu w zawodzie profeesorowi), gdyż jego profesorowie uznali, że jeżeli coś jest w książkach, to nie trzeba wcale uczyć się tego na pamiec, ale wystarczy w chwili potrzeby PRZECZYTAĆ, wiedząc jedynie mniej więcej, gdzie szukać.
Podejrzewam, że to działa podobnie z wieloma innymi kierunkami. Ot, w innych krajach studenci po prostu się uczą, jak wykonywać dany zawód, podczas gdy w Polsce studenci ćwiczą pamieć i szybkość pisania...
Studiuję Filologię Angielską. Mieliśmy cudowną babkę z Historii Wielkiej Brytanii, która powiedziała "Nie chcę od Was dat. Jeśli będziecie ich potrzebować, znacie odpowiednie źródła. Sama nie znam wszystkich. Nauczyłam się ich, bo sprawdzałam kilka razy." Więc musieliśmy znać dynastie i rody, ale chodziło głównie o to, co jakie zmiany zachodziły tam i jakie były ich efekty - tworzenie się wspólczesnej Monarchii Konsytucyjnej :)
Junorus - prawnik ma wiedzieć, jak budować argumentację, jak przeprowdzić sprawę aż do zwycięstwa i gdzie znaleźć potrzebne artykuły, ale nie musi ich znać na apmieć. Kodeksu na pamięć to mogę nauczyć sie sama, od prawnika wymagam czegoś więcej.
spoko ellucjo, widzę, że masz spore doświadczenie w branży, wprawdzie ta branża mnie nie interesuje ale miło z Twojej strony, że chcesz się podzielić wiedzą
no i tak trzymaj:) ja też studiuję i to 2kierunki i godzę to z pracą. od początku studiów. co prawda mieszkam z mama, ale ona nie pracuje, bo nie może... i co, można? wystarczy tylko spiąć tyłek:)
Jestem studentką Psychologii, która mieszka 350 km od rodziców, których nie stać, żeby utrzymać mnie na studiach. Studiuję, pracuję, zaliczam egzaminy. Radzę sobie i nie głoduje. Pracuję na 3/4 etatu, tyle tylko, że nie chodzę na wszystkie wykłady. Jeśli ktoś na prawdę chce i nie ma wyjścia to do radę. Na pewno nie da się tak na wszystkich kierunkach, ale na wielu owszem.
Nie wiem co studiujesz ale ja jestem studentka dzienna i choc konczę 3 rok to z powodu nawału nauki/projektow/laborek nie mialam nigdy czasu na to, zeby isc do pracy...
Większość moich znajomych tak miało. Pracowaliśmy jedni w mc donald inni w żabce jeszcze inni w kinie. Najbardziej biedni byli ci co dostawali od rodziców pieniądze na czynsz, jedzenie z domu przywozili i około 1 000 zł na utrzymanie. Co najlepsze oni najbardziej narzekali a najwięcej imprezowali i najśmieszniejsze było to, że najszybciej odpadali. Mało jest studentów, którzy nie mieli tak naprawdę pieniędzy... dlaczego? Bo ci co dostawali pieniądze tylko na czynsz i trochę jedzenia z domu mieli godność i pracowali. Pękaliśmy ze śmiechu jak ci "kasiaści bez pieniędzy i wiecznie głodni" nazywali się dorosłymi:D Dorośli na utrzymaniu rodziny w innym mieście. Oczywiście nie są tu uwzględniani ludzie, którzy mieszkali z rodzicami... bo nie o to w tym democie chodzi:D
A ja nie pracuję, studiuję dziennie i chociaż budżet mam ograniczony i też nie głoduję (sama wszystko gotuję i kupuję), bo zwyczajnie umiem gospodarować pieniędzmi. Żenujące jest, gdy koleżanka z roku mówi mi, że kiszki jej się skręcają z głodu, bo wydała połowę miesięcznej kasy na imprezy i alkohol ze znajomymi. A ostatnie 10zł wolała wydać na piwo i szampana niż na obiad.
Może teraz się zmieniło ale jak ja studiowałem na fizyce UW to przez pierwsze 3 lata mieliśmy zajęcia od rana do wieczora (może jeden dzień byl luźniejszy). Szczególnie pracownie zajmowały sporo czasu. Pamiętam jak rodzina mi mówiła że "wszyscy studiują i pracują" a ja nawet w soboty miałem kolokwia :)
To dobrze jeśli się ma masz czas pracować bo jak się studiuje coś sensownego to się na pracę już nie ma czasu.. nawet wolnego weekendu nie ma :) pozdrawiam
Zależy, czy masz wszystkie zajęcia obowiązkowe. Na prawie wykłady są fakultatywne, a że wiele nie wnoszą (powtórka podręcznika) to od III roku sobie je odpuściłem i w ten sposób nagle miałem 3 dni w tygodniu do zagospodarowania ;)
Co wy chcecie? Koleś ma świętą rację! Sam skończyłem studia pracując. Mam wrażenie, że te wszystkie hejterskie komentarze piszą lenie, nieroby i nieudacznicy. Chcieć to móc.
Widocznie to takie studia, gdzie nie trzeba czytać książek i chodzić do biblioteki, przygotowywać się na ćwiczenia, chodzić na wykłady i nie ma laborków. Z litości nie spytam jakie autor ma oceny.
Ja studiuję, pracuję dorywczo (3 dni w tygodniu + cały weekend) i szczerze mówiąc mam ochotę czasami rzucić się pod najbliższy tramwaj. Tak, studiuję, tak, mam pieniądze, ale praktycznie nie mam już życia towarzyskiego. W domu ląduję po północy, więc w "luźniejsze" dni odsypiam. Mam wrażenie, że moje najlepsze lata młodości przeciekają mi przez palce, i w sumie co z tego mam? Wegetację? Bo życiem bym tego nie nazwała. Ale albo praca, albo pod most. Jeśli nie macie kasy na studia- idźcie od razu do pracy. Ja żałuję, że się tego podjęłam.
Bo to Polska. W Japonii praktycznie każdy pracuje u nas na dziennych mało kto. Najpierw kilka lat part-time job i później zatrudnienie na cały etat. W wielu krajach tak jest. Tylko u nas ludzie marnują 5 lat i wychodzą z niczym. To jest akurat wina uczelni, która nie stwarza możliwości przez rozwalone grafiki zajęć itp.
Ja bym powiedziała,że to wina pracodawców którzy chcą studenta,żeby mniejsze składki płacić a wymagają,żeby pracował na pełny etat. Ja skończyłam architekturę i miałam pewien przebłysk by pójść do pracy,ale ostatecznie mi się po tym odechciało. W efekcie robiłam tylko pracę dorywcze które wnosiło coś do CV i dzięki czemu mogłam się rozwijać.Natomiast mój chłopak który jest niemcem i tam właściwie każdy student pracuje no może 90% tylko tam pracujesz jak masz czas łątwiej się dogadać z pracodawcom co do godzin pracy i tak faktycznie istnieje coś takiego jak pół etatu u nas w większości pół etat to pół etatu,ale tylko na papierze bo w praktyce cały. Na szczęscie ja już po studiach więc już się tym nie martwię :
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
9 czerwca 2012 o 16:26
A moim zdaniem autor ma jakieś inne potrzeby psychiczne. Sama jestem zmuszona tkwić w takim chorym układzie (tak, uważam za chore, że po opłaceniu wszystkich niezbędnych rachunków przy obowiązujących stawkach (ok. 7 zł/h) zostaje mi co najwyżej na batonik i tanią szynkę) i przyznam, że życie uczelnia-praca-uczelnia mnie po prostu męczy. Nie mam czasu na piwo ze znajomymi, bo wracam do domu po 22 i mówiąc krótko nie chce mi się po jedenastu godzinach pracy [kochane fastfoody] żeby wyrobić godziny. Jeśli kogoś satysfakcjonuje wegetacja we własnym towarzystwie, to gratulacje, ale praca i studia równocześnie to koszmar na dłuższą metę, młodość leci między palcami.
Rok temu udało mi się pogodzić pracę ze studiami i życiem towarzyskim :) Inna sprawa, że miałem świetną szefową, dla której nie było problemu że np. muszę zostać dłużej na uczelni, albo mam zajęcia w środku dnia. No i grafik miałem udany, większość zajęć odbywała się do południa. Pracowałem po 4-8 godzin dziennie, czasami i po 15, w weekendy, święta itp. przy myciu okien. Teraz zajęcia mam rozwalone na cały dzień, do tego trafił się "trudny" semestr(duuużo projektów) i generalnie nikt mnie nie zatrudni, bo musiałbym co 2 godziny biegać miedzy uczelnią a pracą. Mieszkam z rodzicami, więc problemu z jedzeniem nie mam, ale w portfelu pusto, bo pieniędzy ciągnąć od rodzicieli nie lubię...
no wlasnie, nie macie co zrec studenciki? do roboty wypier dalac
Znowu w życiu Ci nie wyszło, że tak jadem plujesz? Przecież to nie studentów wina, że skończyłeś edukację wcześniej od nich.
studenciaki... już nimi rzygam... i jeszcze będę musiał patrzeć na ich mordy w swojej firmie jak sprzątają a potem w MCdonaldzie na kasie jak na obiad wyskocze...
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 czerwca 2012 o 18:29
Weekendy w MCD... za taką "pracę" yyy.. sorry wyzysk, dziękuję...
A może sprzedaje narkotyki? Wtedy praca w domu, na miejscu, elastyczne godziny pracy (chcesz, odbierasz telefon od klienta, nie chcesz to nie odbierasz) same plusy a i wyżyć się da. Ewentualnie jak nie wyjdzie to się idzie mieszkać z 5 chłopa w pokoju na koszt pastwa. Też w sumie dobra sprawa, jedzenie dostaniesz, dach nad głową też i nie wydasz ani grosza, za całe "wakacje" płacą podatnicy ;) :D
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 czerwca 2012 o 7:50
Akurat ja w macu ani tym podobnych przybytkach nigdy nie pracowałem, ale szanuję ludzi którzy tam pracują bo z tego co słyszałem praca bynajmniej do lekkich nie należy.
Gdzie studiujesz, na AWFie? Bo nie wyobrażam sobie połączenia 6-8h na uczelni z 6-8h w pracy, z kilkoma godzinami nauki, z obowiązkami domowymi, z odpoczynkiem, ze snem, itd.
Da się, ale jeśli to praca dorywcza a nie etat.
Prawo na jednej z najlepszych uczelni w kraju. Pełnego etatu nie wygarniesz, to oczywiste. Ale płatne praktyki w topowych kancelariach pokroju Baker & McKenzie, Sołtysiński Kawęcki Szlęzak, Domański Zakrzewski Palinka itp. (niektóre naprawdę nieźle płatne) czy prace dorywcze - już tak.
Mhm, chyba, że tak. Gratuluję wytrwałości w takim razie. Ja kończę I rok Fizyki na PW (świadomy wybór ;) ) i nie sądzę bym wytrzymał, dokładając sobie do tego jeszcze pracę, nawet dorywczą. Może dalej będzie nieco luźniej...
Zapomniałeś dodać, że na te płatne praktyki przyjmują studentów dopiero po 3 roku studiów. "Praktyki organizujemy co do zasady dla studentów kończących w danym roku akademickim III lub IV rok studiów prawniczych." - ze strony kancelarii, którą wymieniłeś. Na stronach pozostałych kancelarii jest ta sama informacja. Pozdrawiam - również studentka prawa na najlepszym wydziale PiA w Polsce :)
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 czerwca 2012 o 12:09
Macjak - mój tata studiował fizykę :) ponoć cholernie trudny kierunek więc pewnie masz rację, chociaż wiesz, na prawie też nie jest łatwo pogodzić bo i tutaj nauki sporo ;) wymaga to sporo samozaparcia...
Mysz - w DZP czy SKS da się już na 3. roku załapać :) no i niektóre sieciówki prowadzą programy praktyk specjalnie dla studentów I i II roku (pewnie po to, aby wyłapać i wyszkolić sobie talenty, bo wiadomo, że tacy jesczze niewiele umieją - albo nic).
Pozdrawiam koleżankę z branży ;)
może jest prostytutkiem
No właśnie - nie każdy studiuje prawo by robić praktyki za kupę kasy...
śmiem twierdzić że codziennie masz wykłady itp? pon-niedz?
Nie wiem jak to pogodzić będąc na studiach dziennych, ale na zaocznych już łatwo - w pn-pt pracujesz, a w weekend na uczelni.
Mnie to juz ch*j strzela na te studia. Do pracy ciezko(mi sie tylko udalo po znajomosciach i dlatego pracuje kiedy chce, inaczej bym nie dal rady pogodzic pracy ze studiami), na uczelni sama teoria( jestem na kierunku automatyka, a wlasnie siedze i zakuwam ksiazke na pamiec...) i jak juz na jakies praktyki ci sie uda dostac, to jezeli nie sa po znajomosciach to 99proc za darmo(na wielu wymagana znajomosc programow i umiejetnosci, ktorych nie da se zdobyc na uczelni). Jeszcze cud, jak komus bedzie chcialo sie w firmie siedziec z praktykantem i cos mu pokazywac, bo wiekszosc to tylko po wpisy chodzi. Studia - PW automatyka. Mam nadzieje, ze zalicze ta smutna teorie, bo szczerze chodze do szkoly tylko po dyplom, a w pracy i tak wszystkiego sie bd musial nauczyc i zaczne robic pozyteczne i interesujace rzeczy...
A ile masz czasu dla siebie? Uważaj bo się zesrasz tymi pieniędzmi.
sporo, pozdrawiam zazdrosnego kolegę, nie ma to jak tradycyjna polska zawiść (choć za granicą też dość często spotykana)
A ja sobie gotuję sama + dostaję mrożonki od rodziców.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 czerwca 2012 o 18:28
Ja w ogóle podziwiam ludzi, którym się chce studiować w Polsce... Podobno, z tego co wiem od znajomych i artykułów edukacyjnych, jest to głównie teoria, czyli wkuwanie na pamięć mnóstwo notatek/książek/przepisów... etc., podczas gdy praktyka generalnie leży. Przecież to zwykłe marnowanie czasu i pieniędzy... I tak student np. prawa po 5 latach w Polsce zna kodeksy, ustawy i co tylko sie da przecyztać na pamieć, ale jakby go ktoś wrzucił do sądu, to usiądzie na lawace dla publiczności. Podczas gdy student np. amerykański tego samego kierunku może nie będzie znał każdego jednego ustępu w danym kodeksie, ale śmiało wejdzie do sądu i zareprezentuje klienta, bo od samego początku miał praktyki, (jak był bystry, to pomagał w prowadzeniu sprawy już po pierwszym roku aktywnie pracującemu w zawodzie profeesorowi), gdyż jego profesorowie uznali, że jeżeli coś jest w książkach, to nie trzeba wcale uczyć się tego na pamiec, ale wystarczy w chwili potrzeby PRZECZYTAĆ, wiedząc jedynie mniej więcej, gdzie szukać.
Podejrzewam, że to działa podobnie z wieloma innymi kierunkami. Ot, w innych krajach studenci po prostu się uczą, jak wykonywać dany zawód, podczas gdy w Polsce studenci ćwiczą pamieć i szybkość pisania...
Studiuję Filologię Angielską. Mieliśmy cudowną babkę z Historii Wielkiej Brytanii, która powiedziała "Nie chcę od Was dat. Jeśli będziecie ich potrzebować, znacie odpowiednie źródła. Sama nie znam wszystkich. Nauczyłam się ich, bo sprawdzałam kilka razy." Więc musieliśmy znać dynastie i rody, ale chodziło głównie o to, co jakie zmiany zachodziły tam i jakie były ich efekty - tworzenie się wspólczesnej Monarchii Konsytucyjnej :)
Dlatego jak pójdę na studia koniecznie zapiszę się do jakiegoś koła naukowe gdzie zdobędę wiedzę praktyczną
Junorus - prawnik ma wiedzieć, jak budować argumentację, jak przeprowdzić sprawę aż do zwycięstwa i gdzie znaleźć potrzebne artykuły, ale nie musi ich znać na apmieć. Kodeksu na pamięć to mogę nauczyć sie sama, od prawnika wymagam czegoś więcej.
Ten obraz po lewej jest moją doskonale odwzorowaną reakcją na treść tego demotywatora.
nom w nocy łatwo zarobic niezla kase,tylko wiesz,chigiena przede wszystkim
spoko ellucjo, widzę, że masz spore doświadczenie w branży, wprawdzie ta branża mnie nie interesuje ale miło z Twojej strony, że chcesz się podzielić wiedzą
Szkoda tylko ze nie napisał ile zarabia i ile od rodziców dostaje.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 czerwca 2012 o 20:20
Po nocach pracujesz? Zawał przed czterdziestką to Twoja przyszłość. Albo zmarszczki sześćdziesięciolatka w wieku 35 lat. Tak czy inaczej - gratulacje.
jak najbardziej w dzień...
no i tak trzymaj:) ja też studiuję i to 2kierunki i godzę to z pracą. od początku studiów. co prawda mieszkam z mama, ale ona nie pracuje, bo nie może... i co, można? wystarczy tylko spiąć tyłek:)
Jestem studentką Psychologii, która mieszka 350 km od rodziców, których nie stać, żeby utrzymać mnie na studiach. Studiuję, pracuję, zaliczam egzaminy. Radzę sobie i nie głoduje. Pracuję na 3/4 etatu, tyle tylko, że nie chodzę na wszystkie wykłady. Jeśli ktoś na prawdę chce i nie ma wyjścia to do radę. Na pewno nie da się tak na wszystkich kierunkach, ale na wielu owszem.
Nie wiem co studiujesz ale ja jestem studentka dzienna i choc konczę 3 rok to z powodu nawału nauki/projektow/laborek nie mialam nigdy czasu na to, zeby isc do pracy...
Spróbuj na medycynie.
Większość moich znajomych tak miało. Pracowaliśmy jedni w mc donald inni w żabce jeszcze inni w kinie. Najbardziej biedni byli ci co dostawali od rodziców pieniądze na czynsz, jedzenie z domu przywozili i około 1 000 zł na utrzymanie. Co najlepsze oni najbardziej narzekali a najwięcej imprezowali i najśmieszniejsze było to, że najszybciej odpadali. Mało jest studentów, którzy nie mieli tak naprawdę pieniędzy... dlaczego? Bo ci co dostawali pieniądze tylko na czynsz i trochę jedzenia z domu mieli godność i pracowali. Pękaliśmy ze śmiechu jak ci "kasiaści bez pieniędzy i wiecznie głodni" nazywali się dorosłymi:D Dorośli na utrzymaniu rodziny w innym mieście. Oczywiście nie są tu uwzględniani ludzie, którzy mieszkali z rodzicami... bo nie o to w tym democie chodzi:D
Fake. Nie oszukasz nas na ramieniu wiesza ci sie laska. Pewnie od niej masz tą kasę?
W takim razie to jest chyba zwykła przechwałka ze strony Hetman-a bo ogół jest inny.
A ja nie pracuję, studiuję dziennie i chociaż budżet mam ograniczony i też nie głoduję (sama wszystko gotuję i kupuję), bo zwyczajnie umiem gospodarować pieniędzmi. Żenujące jest, gdy koleżanka z roku mówi mi, że kiszki jej się skręcają z głodu, bo wydała połowę miesięcznej kasy na imprezy i alkohol ze znajomymi. A ostatnie 10zł wolała wydać na piwo i szampana niż na obiad.
Może teraz się zmieniło ale jak ja studiowałem na fizyce UW to przez pierwsze 3 lata mieliśmy zajęcia od rana do wieczora (może jeden dzień byl luźniejszy). Szczególnie pracownie zajmowały sporo czasu. Pamiętam jak rodzina mi mówiła że "wszyscy studiują i pracują" a ja nawet w soboty miałem kolokwia :)
U taty ?
To dobrze jeśli się ma masz czas pracować bo jak się studiuje coś sensownego to się na pracę już nie ma czasu.. nawet wolnego weekendu nie ma :) pozdrawiam
Zależy, czy masz wszystkie zajęcia obowiązkowe. Na prawie wykłady są fakultatywne, a że wiele nie wnoszą (powtórka podręcznika) to od III roku sobie je odpuściłem i w ten sposób nagle miałem 3 dni w tygodniu do zagospodarowania ;)
Jak pracujesz w Polsce, to nie masz kasy, tylko kieszonkowe na fajki i piwo.
pffft akademia morska i pływanie na statkach i sie da, jak nowi wiedza co zrobic i kiedy to nawet oszczednosci sie znajda :D
Nie napisałem co studiujesz... Filologia? Psychologia? Fizjoterapia? Na pewno nie studiujesz na kierunku technicznym, bo to mało realne.
Kumpel studiuje fizjoterapię na uczelni medycznej i właściwie nie ma życia.
... Ale nie śpię i nie życia osobistego.
Co wy chcecie? Koleś ma świętą rację! Sam skończyłem studia pracując. Mam wrażenie, że te wszystkie hejterskie komentarze piszą lenie, nieroby i nieudacznicy. Chcieć to móc.
Też mi wyczyn.
Pewnie słaby kierunek.
napisałem dwa razy powyżej co to za kierunek i wierz mi, że nie jest słaby.
oj tam zaraz ze pracuje w MCD albo prochy sprzedaje...
moze po prostu student abstynent?
podobno na zachodzie taka nowa, abstrakcyjna moda jest :D
Widocznie to takie studia, gdzie nie trzeba czytać książek i chodzić do biblioteki, przygotowywać się na ćwiczenia, chodzić na wykłady i nie ma laborków. Z litości nie spytam jakie autor ma oceny.
Z Twojej wypowiedzi zgadza się jedynie to, że nie ma laborków ani nie trzeba chodzić na wykłady.
Ja studiuję, pracuję dorywczo (3 dni w tygodniu + cały weekend) i szczerze mówiąc mam ochotę czasami rzucić się pod najbliższy tramwaj. Tak, studiuję, tak, mam pieniądze, ale praktycznie nie mam już życia towarzyskiego. W domu ląduję po północy, więc w "luźniejsze" dni odsypiam. Mam wrażenie, że moje najlepsze lata młodości przeciekają mi przez palce, i w sumie co z tego mam? Wegetację? Bo życiem bym tego nie nazwała. Ale albo praca, albo pod most. Jeśli nie macie kasy na studia- idźcie od razu do pracy. Ja żałuję, że się tego podjęłam.
zapomniałeś dodać,że mieszkasz za granicą
Bo to Polska. W Japonii praktycznie każdy pracuje u nas na dziennych mało kto. Najpierw kilka lat part-time job i później zatrudnienie na cały etat. W wielu krajach tak jest. Tylko u nas ludzie marnują 5 lat i wychodzą z niczym. To jest akurat wina uczelni, która nie stwarza możliwości przez rozwalone grafiki zajęć itp.
Ja bym powiedziała,że to wina pracodawców którzy chcą studenta,żeby mniejsze składki płacić a wymagają,żeby pracował na pełny etat. Ja skończyłam architekturę i miałam pewien przebłysk by pójść do pracy,ale ostatecznie mi się po tym odechciało. W efekcie robiłam tylko pracę dorywcze które wnosiło coś do CV i dzięki czemu mogłam się rozwijać.Natomiast mój chłopak który jest niemcem i tam właściwie każdy student pracuje no może 90% tylko tam pracujesz jak masz czas łątwiej się dogadać z pracodawcom co do godzin pracy i tak faktycznie istnieje coś takiego jak pół etatu u nas w większości pół etat to pół etatu,ale tylko na papierze bo w praktyce cały. Na szczęscie ja już po studiach więc już się tym nie martwię :
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 czerwca 2012 o 16:26
A moim zdaniem autor ma jakieś inne potrzeby psychiczne. Sama jestem zmuszona tkwić w takim chorym układzie (tak, uważam za chore, że po opłaceniu wszystkich niezbędnych rachunków przy obowiązujących stawkach (ok. 7 zł/h) zostaje mi co najwyżej na batonik i tanią szynkę) i przyznam, że życie uczelnia-praca-uczelnia mnie po prostu męczy. Nie mam czasu na piwo ze znajomymi, bo wracam do domu po 22 i mówiąc krótko nie chce mi się po jedenastu godzinach pracy [kochane fastfoody] żeby wyrobić godziny. Jeśli kogoś satysfakcjonuje wegetacja we własnym towarzystwie, to gratulacje, ale praca i studia równocześnie to koszmar na dłuższą metę, młodość leci między palcami.
Rok temu udało mi się pogodzić pracę ze studiami i życiem towarzyskim :) Inna sprawa, że miałem świetną szefową, dla której nie było problemu że np. muszę zostać dłużej na uczelni, albo mam zajęcia w środku dnia. No i grafik miałem udany, większość zajęć odbywała się do południa. Pracowałem po 4-8 godzin dziennie, czasami i po 15, w weekendy, święta itp. przy myciu okien. Teraz zajęcia mam rozwalone na cały dzień, do tego trafił się "trudny" semestr(duuużo projektów) i generalnie nikt mnie nie zatrudni, bo musiałbym co 2 godziny biegać miedzy uczelnią a pracą. Mieszkam z rodzicami, więc problemu z jedzeniem nie mam, ale w portfelu pusto, bo pieniędzy ciągnąć od rodzicieli nie lubię...
A dziewczyny z tyłu i tak się z ciebie śmieją ;p
8h uczelnia 3h nauka własna 9h praca 5h sen. Oczywiście bez czasu na przemieszczanie się, bo UFOlotem to teleportacja. Z jakiej planety piszesz?
Normalnie, po prostu nie spędzam 8h dziennie na uczelni.