jakeharper, kajam się. ShrekForEver, tak mnie uczyli w szkole. Ja osobiście preferuję ''duża'' i ''mała'', nie dlatego, że forma ''wielka'' jest niepoprawna, bo nie jest, ale dlatego, że ''duża'' brzmi lepiej :)
A profesor Miodek mówił o wydźwięku tych słów. "Wielki" ma oznaczać coś istotnego, doniosłego i znaczącego, jak pan król Kazimierz Wielki, Wielki Mur Chiński, czy Wielka Emigracja, a "duży" oznacza coś wyróżniającego się większym rozmiarem. Moim skromnym zdaniem ta argumentacja jest słuszna, aczkolwiek Carmen ma rację że oficjalnie jeszcze nie ustalono czy któraś z form jest niepoprawna. Ma także rację w tym, że kiedyś uczono że używa się "wielkiej litery", a "dużą" tępiono (choć w sumie nie tak dawno, bo pamiętam że mi w podstawówce też tak wmawiano, a stary nie jestem).
Przy "Władcy..." jestem w stanie pokusić się o stwierdzenie że film był tak zajebisty, że potem trudno przeczytać książkę (przynajmniej mnie się nie udało, wymiękłem w połowie drugiego tomu).
Zgredek.. ja się od gimnazjum do tego przekonywałem, a mam teraz 21 lat. Aż w końcu na początku tego roku się przemogłem i powiem Ci, że ekranizacja Władcy Pierścieni podoba mi się wciąż tak samo, jak przed przeczytaniem książek. Jedne i drugie są po prostu tak zajebiste, że tego się nie da opisać. Z niecierpliwością czekam na Hobbita :)
Z Wiedźminem muszę się zgodzić- tam było tyle błędów że oglądając film myślałam tylko o tym jak bardzo bohaterowie nie pasują do filmu (np. spory biust Yennefer, która słynęła z małych i spiczastych- mogli przynajmniej jakoś to ukryć, albo chociażby jej strój- zawsze czerń i biel a na filmie kolorowo...). Książki o wiedźminie były naprawdę niezłe a z filmu wyszła totalna szmira, więc albo się robi ekranizację która oddaje detale książki albo robi się "reżyserski tu-mi-wisizm".
Serial "Wiedźmin" moim zdaniem jest całkiem spoko, jak na realia w jakich był tworzony, ale tylko jako samodzielna jednostka polskiego dorobku fantastyki, dlatego nie można go pod żadnym pozorem nazywać adaptacją, można by najwyżej powiedzieć "dzieło którego inspiracją była książka". Natomiast z filmem poszli na łatwiznę tak, że to aż smutne jest, pozlepiali kawałki z serialu, dodali kilka scen których w tv nie było i puścili to do kin żeby lud się cieszył (a lud płakał). Odnośnie "Władcy...", będę robił prezentację maturalną o największych współczesnych dziełach fantastyki Polskiej i światowej, więc muszę go przeczytać tak czy inaczej. Mam nadzieję że to podejście przyjemnością i zakończy się sukcesem. :)
Nie cierpię kiedy najpierw oglądam film a później czytam książke (vide Ojciec Chrzestny, Władca Pierścieni). Jedyne co widzę to twarze aktorów i filmowe scenerie.
Filmy są zwykle przeznaczone dla szerszej publiczności więc reżyserowie czasem wolą zrobić widowisko niż trzymać się książki. Denerwujące jest to wymyślanie nowych scen jak w HP, choć ja lubię uczepiać się szczegółów np inny kolor oczu bohaterów bardzo mnie drażni. rzadko widuje dobre adaptacje, choć co prawda nie czytałam wszystkich książek z których robiono filmy i
odwrotnie.
Niestety zazwyczaj ja wszystko wyobrażam sobie o wiele lepiej... Dlatego czasem po oglądnięciu filmu czuję niemałe rozczarowanie, bo już nic nie jest takie samo jak w mojej wyobraźni ;/
O wiele ładniej byłoby zacząć z wielkiej ;)
''Wielką'', a nie ''z wielkiej''.
Profesor Miodek postulował aby mówić o "dużej" literze, nie "wielkiej".
Ale ''wielka'' litera również jest poprawna.
Nie zaczynamy zdania od "ale".
jak jest wielka litera to powinna być też nie wielka co było by bez sensu:D moim zdaniem powinna być duża i mała i by było git:D
jakeharper, kajam się. ShrekForEver, tak mnie uczyli w szkole. Ja osobiście preferuję ''duża'' i ''mała'', nie dlatego, że forma ''wielka'' jest niepoprawna, bo nie jest, ale dlatego, że ''duża'' brzmi lepiej :)
A profesor Miodek mówił o wydźwięku tych słów. "Wielki" ma oznaczać coś istotnego, doniosłego i znaczącego, jak pan król Kazimierz Wielki, Wielki Mur Chiński, czy Wielka Emigracja, a "duży" oznacza coś wyróżniającego się większym rozmiarem. Moim skromnym zdaniem ta argumentacja jest słuszna, aczkolwiek Carmen ma rację że oficjalnie jeszcze nie ustalono czy któraś z form jest niepoprawna. Ma także rację w tym, że kiedyś uczono że używa się "wielkiej litery", a "dużą" tępiono (choć w sumie nie tak dawno, bo pamiętam że mi w podstawówce też tak wmawiano, a stary nie jestem).
Totalne klapy jakie było mi dane oglądać na podstawie książek - Wiedźmin, Gra o Tron - sezon drugi.
Najbardziej udane - Władca Pierścieni.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 lipca 2012 o 17:50
Totalna klapa ERAGON kto oglądał rozumie
Przy "Władcy..." jestem w stanie pokusić się o stwierdzenie że film był tak zajebisty, że potem trudno przeczytać książkę (przynajmniej mnie się nie udało, wymiękłem w połowie drugiego tomu).
Zgredek.. ja się od gimnazjum do tego przekonywałem, a mam teraz 21 lat. Aż w końcu na początku tego roku się przemogłem i powiem Ci, że ekranizacja Władcy Pierścieni podoba mi się wciąż tak samo, jak przed przeczytaniem książek. Jedne i drugie są po prostu tak zajebiste, że tego się nie da opisać. Z niecierpliwością czekam na Hobbita :)
dołączam WP to najlepsza ekranizacja w dziejach mimo że pozostawia trochę do życzenia to żaden nowszy film nie może się z nią równać
Z Wiedźminem muszę się zgodzić- tam było tyle błędów że oglądając film myślałam tylko o tym jak bardzo bohaterowie nie pasują do filmu (np. spory biust Yennefer, która słynęła z małych i spiczastych- mogli przynajmniej jakoś to ukryć, albo chociażby jej strój- zawsze czerń i biel a na filmie kolorowo...). Książki o wiedźminie były naprawdę niezłe a z filmu wyszła totalna szmira, więc albo się robi ekranizację która oddaje detale książki albo robi się "reżyserski tu-mi-wisizm".
Serial "Wiedźmin" moim zdaniem jest całkiem spoko, jak na realia w jakich był tworzony, ale tylko jako samodzielna jednostka polskiego dorobku fantastyki, dlatego nie można go pod żadnym pozorem nazywać adaptacją, można by najwyżej powiedzieć "dzieło którego inspiracją była książka". Natomiast z filmem poszli na łatwiznę tak, że to aż smutne jest, pozlepiali kawałki z serialu, dodali kilka scen których w tv nie było i puścili to do kin żeby lud się cieszył (a lud płakał). Odnośnie "Władcy...", będę robił prezentację maturalną o największych współczesnych dziełach fantastyki Polskiej i światowej, więc muszę go przeczytać tak czy inaczej. Mam nadzieję że to podejście przyjemnością i zakończy się sukcesem. :)
Ma się to szczęście, że co nie splusuję w poczekalni, to potem trafia to na główną. Bardzo dobry demot.
Wg mnie, jeśli chodzi o HP to książka też była o wiele ciekawsza niż film. Chyba jedynie pierwsza część filmu miała najwięcej wspólnego z książką.
Bo do pierwszego filmu najlepiej się przyłożyli (druga sprawa że od chyba "Komnaty..." był inny reżyser)
ta a zmiany scenarzysyów nie zgodne z wyobrażeniem czytelnika
Nie cierpię kiedy najpierw oglądam film a później czytam książke (vide Ojciec Chrzestny, Władca Pierścieni). Jedyne co widzę to twarze aktorów i filmowe scenerie.
Coś w tym jest, ale mnie to akurat nie drażniło :)
Jeszcze kilka lat wtórnego analfabetyzmu w naszej "postępowej" społeczności, a problem stanie się czysto akademickim rozważaniem...
Hobbit :)
Filmy są zwykle przeznaczone dla szerszej publiczności więc reżyserowie czasem wolą zrobić widowisko niż trzymać się książki. Denerwujące jest to wymyślanie nowych scen jak w HP, choć ja lubię uczepiać się szczegółów np inny kolor oczu bohaterów bardzo mnie drażni. rzadko widuje dobre adaptacje, choć co prawda nie czytałam wszystkich książek z których robiono filmy i
odwrotnie.
Niestety zazwyczaj ja wszystko wyobrażam sobie o wiele lepiej... Dlatego czasem po oglądnięciu filmu czuję niemałe rozczarowanie, bo już nic nie jest takie samo jak w mojej wyobraźni ;/