Takie tam gadanie... a później narzekanie na komary, brak nie tylko galerii handlowych ale i zwykłych sklepów, jedzenie sobie trzeba złowić samemu, do tego rekiny, egzotyczne choroby, upał, wilgoć itp. No chyba, że to jakiś luksusowy kurort udający pierwotne szałasy. Ale wtedy to to czteropokojowe mieszkanie po sprzedaży pokryłoby koszty kilku miesięcy życia tam. I to pod warunkiem, że jest w Warszawie :)
Ja tam mogę się obyć bez galerii handlowych, upał i wilgoć - kwestia przyzwyczajenia i jedzenie również można się nauczyć łowić samemu. No ale jak ktoś jest uzależniony od dobrodziejstw współczesnej cywilizacji, to trudno. Nikt na siłę tam cię nie zaciągnie.
Takie tam gadanie... a później narzekanie na komary, brak nie tylko galerii handlowych ale i zwykłych sklepów, jedzenie sobie trzeba złowić samemu, do tego rekiny, egzotyczne choroby, upał, wilgoć itp. No chyba, że to jakiś luksusowy kurort udający pierwotne szałasy. Ale wtedy to to czteropokojowe mieszkanie po sprzedaży pokryłoby koszty kilku miesięcy życia tam. I to pod warunkiem, że jest w Warszawie :)
Ja tam mogę się obyć bez galerii handlowych, upał i wilgoć - kwestia przyzwyczajenia i jedzenie również można się nauczyć łowić samemu. No ale jak ktoś jest uzależniony od dobrodziejstw współczesnej cywilizacji, to trudno. Nikt na siłę tam cię nie zaciągnie.
To chyba to mieszkanie masz w centrum szczerego pola na końcu świata, gdzie wiatr zawraca.
A później wracaj po pijaku do domu...
Nie zamienisz...
Wie ktoś może, co to za miejsce?