Nie koniecznie klatkowy, mogą być też na otwartej hali ale są żywione wyłącznie paszą i żyją tam jak w "inkubatorze" z odpowiednią temperaturą i wilgotnością w ilości nie pozwalającej na przemieszczanie się inaczej niż między wodą a paszą, mam w pobliżu taką fermę, i prawdę mówiąc 47 dnia nie dożyje żaden z tych kurczaków, najwyżej 35-40 dni...
Jeżeli jesteś zainteresowany zdrową żywnością, ziemniakami hodowanymi bez jakichkolwiek oprysków, zjeść NORMALNE jajo, w którym nie czujesz smaku sztucznych "proszkowanych dopalaczy", w udku z kurczaka czuć trzysta procent obecnego mięsa, z kilograma szynki mieć kilogramową szyneczkę a nie 2,5kg. (wg danych pewnego zakładu mięsnego - tak robią!), to ZAPRASZAMY NA LUBELSZCZYZNĘ! Wieś wsią, ale ogarnijcie się ludzie - bez wsi nie byłoby życia :)
Zgadza się. Ja pochodzę z Lubelszczyzny i przyznam, że jak zawsze brało się (i do tej pory zresztą się kupuje) mięso to się jechało na wieś do gospodarza, którego się zna, zamawia świniaczka, na miejscu się zabija, opala i co tam trzeba i świeżutkie mięsko przywozi się do domu. Zresztą to samo jest z jajami, jadę na wieś, biorę jajka prosto od kury i kur*aaa, no nie ma chu*a we wsi, że tak powiem, bez porównania z tymi kupczymi ze sklepu. Miód pszczeli też biorę od znajomego moich rodziców. Zresztą moja babcia pochodzi ze wsi, też z Lubelszczyzny i zna tematy :D także jaja, miód ogarnia mi hehe :D wcześniej jeszcze jeździło się po kozie i krowie mleko no ale wiadomo, nie będę jechał codziennie nie wiadomo ile kilometrów po 2L mleka, tak więc ze sklepu biorę. Ja np chciałbym mieszkać na wsi, tylko nie w takiej jak to teraz takie "nowoczesne" się budują tylko gdzieś w cichej okolicy, żeby mi nikt dupy nie zawracał, trzymał bym kury, ze 2 krowy, jakieś tam jeszcze może coś i byłoby elegancko, jaja swoje, mleko swoje, ogródek swój, ahh może kiedyś... :)
jarobakmac wiem właśnie, jak byłem na wsi to lubiłem sie przypatrywać i coś tam pomóc w miarę możliwości bo wiadomo "mieszczuch" to do krowy się bałem podejść bo myślałem, że mi coś zrobi, wstawało się z samego rana, dawało świniom jeść, krowy doić (ja tego nie robiłem bo nie umiem i jakoś tak dziwnie sie czułem przy tym) :D chociaż kogut raz mnie pogonił... je*any... hehe ale wiesz, nie mówię aby mieć nie wiadomo jakie gospodarstwo, kilkanaście krów i świń, chciałbym mieć tak po prostu dla siebie, aby MI wystarczyło :-) Ajj miło tak sobie poprzypominać... Teraz to nie to samo, kur*a na wsi jakieś bloki, ludzie w blokach mieszkają, szpital jest itp, to już taka jakby odleglejsza dzielnica miasta się zrobiła. Kur*a jak to mozna mieszkac sw bloku na wsi, jak ja chce mieszkac na wsi to chcę tez od czasu do czasu wdepnąc w jakieś krowie gówno czy coś, abym wiedział, że na wsi jestem. O albo właśnie jak byłem młodszy to jeździłem na wieś do takiego drewnianego domku a później kilkanaście metrów dalej nad rzeczkę i siedziałem łowiłem ryby, ajjj zajebiście.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
3 razy.
Ostatnia modyfikacja:
21 października 2012 o 15:38
Ja za to mieszkam na granicy Mazowsza i Lubelszczyzny, różnicę w żywieniu zilustruję tak: czasami przyjeżdża brat ze stolicy i wywozi jajka. Jak opowiadał, w robocie na hasło "jajka przyjechały" towaru nie ma po maksymalnie minucie. :) Niech sobie marudzą malkontenci, że wieś jest brudna, ohydna i śmierdzi, to często prawda, ale przynajmniej nie muszą pić ścieków z kartonu zwanych przez was mlekiem albo jeść chemii w skorupce zwanego jajkiem. Kokosów na wsi nie ma, bo jeśli nie wykończy cię szef w robocie, to wykończy cię robota na polu albo UE ze swoimi chorymi dyrektywami. Pocieszenie takie, że przynajmniej nie ma tyle świństwa w jedzeniu i powietrzu.
Oczywiście, że zdrowa żywność istnieje...u mnie na wsi. Tylko problem w tym że ludziom nie chce się pracować. Wolą sprzedać kawałek ziemi, a warzywa kupić w sklepie...chemiczne. Prawda jest taka, że to z lenistwa mamy żywność jaką mamy. Ale na szczęście nie wszyscy boją się pobrudzić rąk ziemią:)
Sorry, ale przesadzasz. praca w polu to bardzo ciężka, fizyczna praca, a wyobraź sobie, że niektórzy wolą pracę umysłową. Rolnik się martwi, wyrośnie, nie wyrośnie, przyjdzie zaraza, nie przyjdzie, plony zdechną, nie zdechną. A jak masz normalną pracę, to przynajmniej wiesz kiedy i jakie wynagrodzenie dostaniesz. Poza tym rolnik, który uprawia warzywa na sprzedaż opryskuje je czym się da, żeby jak najmniej się zniszczyło, czyli produkuje wysoce niezdrową żywność. Człowiek, który produkuje zdrową żywność, czyli niczym nie opryskuje, nie jest w stanie uzyskać takiej ilości, żeby utrzymać się z jej sprzedaży. Wtedy ma dwa wyjścia. Pójść do pracy i uprawiać dla siebie trochę warzyw, a resztę jedzenia kupować w sklepach lub nie podjąć pracy i stworzyć samowystarczalne gospodarstwo rolne, które wyżywi cała rodzinę. ale tu pojawia się kolejny problem. Skąd wziąć pieniądze na lekarza, ubezpieczenie, prąd, itp? Można jeszcze kupić zdrowe jedzenie na targu, od starej babci, która ma stoisko z kilkoma pęczkami marchewek i 3 ogórkami, ale to tez pod warunkiem że wie się, gdzie ta babcia mieszka i czy jej ogródek nie leży czasem przy ulicy.
Osoby zarejestrowane w KRUS mają ubezpieczenie i świadectwa emerytalne fundowane z tytułu odprowadzanych składek. Mimo to masz sporo racji, wszak dochody na wsi są coraz mniejsze.
Wiesz, ubezpieczenie otrzymujesz, jeśli odprowadzasz składki, a robią to ci, którzy opryskują plony. Ci, którzy chcą produkować zdrową żywność i mieć samowystarczalne gospodarstwo nie mają pieniędzy na nic, a zdarza się nawet, że nie posyłają dzieci do szkoły.
Na sterydach pędzone, tak zwane brojlery. Chów klatkowy. Ale i tak kupimy takiego bo tańszy niż naturalny.
Tyle dobrze, że w UE już nie można już dosypywać antybiotyków do każdej paszy. Takie coś to wylęgarnia niebezpiecznych szczepów wirusów i ich mutacji.
Nie koniecznie klatkowy, mogą być też na otwartej hali ale są żywione wyłącznie paszą i żyją tam jak w "inkubatorze" z odpowiednią temperaturą i wilgotnością w ilości nie pozwalającej na przemieszczanie się inaczej niż między wodą a paszą, mam w pobliżu taką fermę, i prawdę mówiąc 47 dnia nie dożyje żaden z tych kurczaków, najwyżej 35-40 dni...
zdrowa żywność to już przeszłość ;)
Najzdrowsza to wyhodowana w swoim ogródku.
Jeżeli jesteś zainteresowany zdrową żywnością, ziemniakami hodowanymi bez jakichkolwiek oprysków, zjeść NORMALNE jajo, w którym nie czujesz smaku sztucznych "proszkowanych dopalaczy", w udku z kurczaka czuć trzysta procent obecnego mięsa, z kilograma szynki mieć kilogramową szyneczkę a nie 2,5kg. (wg danych pewnego zakładu mięsnego - tak robią!), to ZAPRASZAMY NA LUBELSZCZYZNĘ! Wieś wsią, ale ogarnijcie się ludzie - bez wsi nie byłoby życia :)
Zgadza się. Ja pochodzę z Lubelszczyzny i przyznam, że jak zawsze brało się (i do tej pory zresztą się kupuje) mięso to się jechało na wieś do gospodarza, którego się zna, zamawia świniaczka, na miejscu się zabija, opala i co tam trzeba i świeżutkie mięsko przywozi się do domu. Zresztą to samo jest z jajami, jadę na wieś, biorę jajka prosto od kury i kur*aaa, no nie ma chu*a we wsi, że tak powiem, bez porównania z tymi kupczymi ze sklepu. Miód pszczeli też biorę od znajomego moich rodziców. Zresztą moja babcia pochodzi ze wsi, też z Lubelszczyzny i zna tematy :D także jaja, miód ogarnia mi hehe :D wcześniej jeszcze jeździło się po kozie i krowie mleko no ale wiadomo, nie będę jechał codziennie nie wiadomo ile kilometrów po 2L mleka, tak więc ze sklepu biorę. Ja np chciałbym mieszkać na wsi, tylko nie w takiej jak to teraz takie "nowoczesne" się budują tylko gdzieś w cichej okolicy, żeby mi nikt dupy nie zawracał, trzymał bym kury, ze 2 krowy, jakieś tam jeszcze może coś i byłoby elegancko, jaja swoje, mleko swoje, ogródek swój, ahh może kiedyś... :)
CocaineBusiness
A wiesz ile by to pracy kosztowało????
Miabyś drugi etat.
jarobakmac wiem właśnie, jak byłem na wsi to lubiłem sie przypatrywać i coś tam pomóc w miarę możliwości bo wiadomo "mieszczuch" to do krowy się bałem podejść bo myślałem, że mi coś zrobi, wstawało się z samego rana, dawało świniom jeść, krowy doić (ja tego nie robiłem bo nie umiem i jakoś tak dziwnie sie czułem przy tym) :D chociaż kogut raz mnie pogonił... je*any... hehe ale wiesz, nie mówię aby mieć nie wiadomo jakie gospodarstwo, kilkanaście krów i świń, chciałbym mieć tak po prostu dla siebie, aby MI wystarczyło :-) Ajj miło tak sobie poprzypominać... Teraz to nie to samo, kur*a na wsi jakieś bloki, ludzie w blokach mieszkają, szpital jest itp, to już taka jakby odleglejsza dzielnica miasta się zrobiła. Kur*a jak to mozna mieszkac sw bloku na wsi, jak ja chce mieszkac na wsi to chcę tez od czasu do czasu wdepnąc w jakieś krowie gówno czy coś, abym wiedział, że na wsi jestem. O albo właśnie jak byłem młodszy to jeździłem na wieś do takiego drewnianego domku a później kilkanaście metrów dalej nad rzeczkę i siedziałem łowiłem ryby, ajjj zajebiście.
Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 21 października 2012 o 15:38
Ja za to mieszkam na granicy Mazowsza i Lubelszczyzny, różnicę w żywieniu zilustruję tak: czasami przyjeżdża brat ze stolicy i wywozi jajka. Jak opowiadał, w robocie na hasło "jajka przyjechały" towaru nie ma po maksymalnie minucie. :) Niech sobie marudzą malkontenci, że wieś jest brudna, ohydna i śmierdzi, to często prawda, ale przynajmniej nie muszą pić ścieków z kartonu zwanych przez was mlekiem albo jeść chemii w skorupce zwanego jajkiem. Kokosów na wsi nie ma, bo jeśli nie wykończy cię szef w robocie, to wykończy cię robota na polu albo UE ze swoimi chorymi dyrektywami. Pocieszenie takie, że przynajmniej nie ma tyle świństwa w jedzeniu i powietrzu.
Oczywiście, że zdrowa żywność istnieje...u mnie na wsi. Tylko problem w tym że ludziom nie chce się pracować. Wolą sprzedać kawałek ziemi, a warzywa kupić w sklepie...chemiczne. Prawda jest taka, że to z lenistwa mamy żywność jaką mamy. Ale na szczęście nie wszyscy boją się pobrudzić rąk ziemią:)
Sorry, ale przesadzasz. praca w polu to bardzo ciężka, fizyczna praca, a wyobraź sobie, że niektórzy wolą pracę umysłową. Rolnik się martwi, wyrośnie, nie wyrośnie, przyjdzie zaraza, nie przyjdzie, plony zdechną, nie zdechną. A jak masz normalną pracę, to przynajmniej wiesz kiedy i jakie wynagrodzenie dostaniesz. Poza tym rolnik, który uprawia warzywa na sprzedaż opryskuje je czym się da, żeby jak najmniej się zniszczyło, czyli produkuje wysoce niezdrową żywność. Człowiek, który produkuje zdrową żywność, czyli niczym nie opryskuje, nie jest w stanie uzyskać takiej ilości, żeby utrzymać się z jej sprzedaży. Wtedy ma dwa wyjścia. Pójść do pracy i uprawiać dla siebie trochę warzyw, a resztę jedzenia kupować w sklepach lub nie podjąć pracy i stworzyć samowystarczalne gospodarstwo rolne, które wyżywi cała rodzinę. ale tu pojawia się kolejny problem. Skąd wziąć pieniądze na lekarza, ubezpieczenie, prąd, itp? Można jeszcze kupić zdrowe jedzenie na targu, od starej babci, która ma stoisko z kilkoma pęczkami marchewek i 3 ogórkami, ale to tez pod warunkiem że wie się, gdzie ta babcia mieszka i czy jej ogródek nie leży czasem przy ulicy.
Osoby zarejestrowane w KRUS mają ubezpieczenie i świadectwa emerytalne fundowane z tytułu odprowadzanych składek. Mimo to masz sporo racji, wszak dochody na wsi są coraz mniejsze.
Wiesz, ubezpieczenie otrzymujesz, jeśli odprowadzasz składki, a robią to ci, którzy opryskują plony. Ci, którzy chcą produkować zdrową żywność i mieć samowystarczalne gospodarstwo nie mają pieniędzy na nic, a zdarza się nawet, że nie posyłają dzieci do szkoły.
Istnieje, u mnie w ogródku ;)
Który masz przy ulicy?