Przy pracy na etacie liczyła się długość pracy - np. do 5 lat na danym stanowisku była grupa A, następne 5 lat B a od 10 lat C (może trochę inaczej, ale mniej więcej tak). Od tego zależały zarobki - najniższy przedział miała grupa A, najwyższy grupa C. Oczywiście był zakres od do, ale nie można było pracownikowi zapłacić więcej, niż przewidywał zakres. W praktyce pracownik w najniższej grupie mógł zarobić maksymalnie tyle, ile zarabiał minimalnie ktoś z grupy C. Czyli jeżeli pracowałeś poniżej 5 lat, to mogłeś być Billem Gatesem i Steve'm Jobsem w jednej osobie, a i tak nie mogli ci zapłacić więcej, niż przewidywała odgórnie ustalona stawka dla pracowników z twoim stażem. Dodam jeszcze, że żadna fabryka czy zakład pracy nie miały swoich pieniędzy. Pieniądze na wypłaty przychodziły z Centralnego Funduszu Płac, na podstawie przedstawionego zapotrzebowania na pensje pracowników (naprawdę!!), a pensje były ustalane na podstawie w/w zasady i paru innych. To była jedna z przyczyn, dla których nikomu w PRL'u nie opłacało się wysilać na stanowisku (chyba, że to była praca na akord, np. górnictwo). No chyba, że miało się wyższą grupę i tym samym lepsze zarobki, wtedy coś tam się robiło, żeby nie wyrzucili z pracy. EDIT Aha, jeszcze dodam, że w niektórych zakładach produkcyjnych można było dostać premie za wydajność. Ale tylko w niektórych.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
3 razy.
Ostatnia modyfikacja:
23 lipca 2013 o 19:39
Czyli pamiątka z PRLu - jeśli ktoś jeszcze w ogóle pamięta, co to była niska grupa.
Ja pamiętam, bo byłem z bratem w takiej grupie. Nic specjalnego.
@piotyr czym jest ta niska grupa?
Przy pracy na etacie liczyła się długość pracy - np. do 5 lat na danym stanowisku była grupa A, następne 5 lat B a od 10 lat C (może trochę inaczej, ale mniej więcej tak). Od tego zależały zarobki - najniższy przedział miała grupa A, najwyższy grupa C. Oczywiście był zakres od do, ale nie można było pracownikowi zapłacić więcej, niż przewidywał zakres. W praktyce pracownik w najniższej grupie mógł zarobić maksymalnie tyle, ile zarabiał minimalnie ktoś z grupy C. Czyli jeżeli pracowałeś poniżej 5 lat, to mogłeś być Billem Gatesem i Steve'm Jobsem w jednej osobie, a i tak nie mogli ci zapłacić więcej, niż przewidywała odgórnie ustalona stawka dla pracowników z twoim stażem. Dodam jeszcze, że żadna fabryka czy zakład pracy nie miały swoich pieniędzy. Pieniądze na wypłaty przychodziły z Centralnego Funduszu Płac, na podstawie przedstawionego zapotrzebowania na pensje pracowników (naprawdę!!), a pensje były ustalane na podstawie w/w zasady i paru innych. To była jedna z przyczyn, dla których nikomu w PRL'u nie opłacało się wysilać na stanowisku (chyba, że to była praca na akord, np. górnictwo). No chyba, że miało się wyższą grupę i tym samym lepsze zarobki, wtedy coś tam się robiło, żeby nie wyrzucili z pracy. EDIT Aha, jeszcze dodam, że w niektórych zakładach produkcyjnych można było dostać premie za wydajność. Ale tylko w niektórych.
Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 23 lipca 2013 o 19:39
...."Tak dożyjesz starczej renty nigdy w dupę nie kopnięty" ciąg dalszy rymowanki :)
"przed 15 bierz kapotę pier*** szefa i robotę, a gdy przyjdzie pracy kres powiedz srał was pies"
''A JAK KOPNIESZ JUŻ KALENDARZ TO NIE BĘDZIESZ NIC PAMIĘTAŁ''...KONIEC ;D
Polsko-katolicki etos pracy.
Tekst idealnie pasuje do pań z Zusu
Było toto i u mojej fizyczki w pracowni.