A nie uważasz, że po śmierci ie będzie nic? Że to co mamy teraz to wszystko co jest dane naszemu ciału,sercu,umysłowi,świadomości? Ja z tego założenia wychodzę i robię wszystko bym był szczęśliwy i inni w okół mnie również. Niestety całego świata nie zmienię, i smutno mi jak i widzę, rzeczy jak na obrazku. Poza tym trochę śmieszne jest straszenie kościoła diabłem i piekłem. Skoro ja przeciwstawiam się bogu- grzesząc i za to rzekomo wyląduje w piekle to przecież nie powinno mi tam być źle, bo diabeł mnie polubi- jako tego który nie podporządkował się bożym regułom.
Wolę wierzyć, że jednak coś będzie, a nie że koniec i kropka, jakby mnie nigdy nie było, jakbym nic nie przeżyła i nie doświadczyła - tylko koniec filmu i wieczne zapomnienie. Jak najbardziej współgra to z założeniem pozostawienia po sobie lepszego świata. I bynajmniej "przyjaźń" z diabłem za pomocą grzechów nie zapewni ci "raju w piekle" z prostego powodu - diabeł nie nagradza. Ma cię w... poważaniu. Użyje i zostawi. Da ci na ziemi super życie, żebyś mógł jak najbardziej uprzykrzyć je innym (a więc będzie super tak długo, jak inni będą przez ciebie cierpieć), a potem pójdziesz w odstawkę - i będzie pusto, bo nikogo nie będziesz już obchodził. Ani Boga, którego się wyrzekasz, ani diabła, bo już mu nie jesteś potrzebny. A jeśli i ludzie nie będą cię dobrze wspominać, to "na wieki wieków" masz odsiadkę w izolatce. Kiepska perspektywa.
Jeśli w twoim życiu nie ma wyższych wartości, miłości i spokoju, to nic tylko współczuć. Ale to, że tobie nie udało się czegoś takiego osiągnąć, nie znaczy to, że takie zjawiska nie istnieją.
Ależ po co ma się wysilać na coś nowego - po prostu będziesz cały czas widzieć te sceny z udziałem najbliższych, czuć ich ból i strach, nie móc odratować, nie będzie żadnego pocieszenia, bo i skąd. Serio, nie sądzę aby warto było wybierać się na taką wycieczkę...
A nie uważasz, że po śmierci ie będzie nic? Że to co mamy teraz to wszystko co jest dane naszemu ciału,sercu,umysłowi,świadomości? Ja z tego założenia wychodzę i robię wszystko bym był szczęśliwy i inni w okół mnie również. Niestety całego świata nie zmienię, i smutno mi jak i widzę, rzeczy jak na obrazku. Poza tym trochę śmieszne jest straszenie kościoła diabłem i piekłem. Skoro ja przeciwstawiam się bogu- grzesząc i za to rzekomo wyląduje w piekle to przecież nie powinno mi tam być źle, bo diabeł mnie polubi- jako tego który nie podporządkował się bożym regułom.
Wolę wierzyć, że jednak coś będzie, a nie że koniec i kropka, jakby mnie nigdy nie było, jakbym nic nie przeżyła i nie doświadczyła - tylko koniec filmu i wieczne zapomnienie. Jak najbardziej współgra to z założeniem pozostawienia po sobie lepszego świata. I bynajmniej "przyjaźń" z diabłem za pomocą grzechów nie zapewni ci "raju w piekle" z prostego powodu - diabeł nie nagradza. Ma cię w... poważaniu. Użyje i zostawi. Da ci na ziemi super życie, żebyś mógł jak najbardziej uprzykrzyć je innym (a więc będzie super tak długo, jak inni będą przez ciebie cierpieć), a potem pójdziesz w odstawkę - i będzie pusto, bo nikogo nie będziesz już obchodził. Ani Boga, którego się wyrzekasz, ani diabła, bo już mu nie jesteś potrzebny. A jeśli i ludzie nie będą cię dobrze wspominać, to "na wieki wieków" masz odsiadkę w izolatce. Kiepska perspektywa.
A ja myślę, że widły w du.... jednak nieco cię zaskoczą ;)
Faktycznie się zaskoczysz, nie będzie piekła, nieba też nie ma i boga też
Jeśli w twoim życiu nie ma wyższych wartości, miłości i spokoju, to nic tylko współczuć. Ale to, że tobie nie udało się czegoś takiego osiągnąć, nie znaczy to, że takie zjawiska nie istnieją.
Ależ po co ma się wysilać na coś nowego - po prostu będziesz cały czas widzieć te sceny z udziałem najbliższych, czuć ich ból i strach, nie móc odratować, nie będzie żadnego pocieszenia, bo i skąd. Serio, nie sądzę aby warto było wybierać się na taką wycieczkę...
Diabła nie ma. Są tylko ludzie.