Murzyni przez większość dziejów mieli znacznie gorsze warunki życia i kształcenia niż biali, więc jak mieli się rozwijać? To samo dotyczy kobiet - nadal jest ich mniejszość np. w nauce.
Niektórzy słuchają na lekcjach/zajęciach. To dużo pomaga. Niektórzy stosują złe metody nauki. Jak ktoś czyta sobie zadania z matematyki w ramach nauki to nie ma co liczyć na dobrą ocenę nawet jak spędzi na tym kilka dni. Mnie bardziej denerwowali Ci co siali panikę przed lekcją, że nic nie umieją, a na koniec dostawali dobre oceny.
Kwestia jeszcze jak kto szybko potrafi coś zrozumieć. Może samo przeglądanie zadań nie jest najlepszym pomysłem ale nei zawsze jest czas na przerobienie wszystkiego od deski do deski wiec wolę mieć już rozwiązane zadanie i na tym bazować analizując co się robiło niż samemu liczyć od początku. Po co tracić czas na kwestie liczeniowe skoro na egzaminie i tak będzie inny przykład
Warto też zauważyć że być może ta osoba akurat do tego testu uczyła się godzinę, bo umiała na niego już wcześniej. Przykładowo interesuję się od małego geografią, na test ze stolic i państw świata nie uczyłem się wcale a miałem najlepszą ocenę w klasie, lepszą od ludzi, którzy uczyli się godzinę czy półtorej...
Moim zdaniem trzeba widzieć, przy czym ja sam najlepiej przyswajam wiedzę. Dla mnie słuchanie i trochę notatek da więcej niż zakuwanie czegoś nie wiadomo ile. Warto też pamiętać, że nie wszystko da się "zakuć", tylko trzeba to zrozumieć.
Sekret tkwi w tym, że ten chłopak uczył sie na bieżąco, a tą godzinę poświęcił na krótką powtórkę. Dziewczyna zaś myslała, że nadrobi kilku miesięczne zaległości w jeden weekend.- to jest z autopsji. Nie oszukuj się!
Ja jestem zawsze na pozycji tego zdolnego kolegi, nikt nie odważy nazwać się mnie kujonem, ale przez to, że zwykle przed lekcją przeglądam jeszcze ściągę, którą dzień wcześniej napisałem, to nauczycielom wmawiają, że ściągam. I pomyśleć, że to poziom szkoły średniej.
37% przecież jest dobre, na 2 wystarczy :P Ja mam podobnie z matmą, mogę się uczyć miesiąc przed sprawdzianem a najlepsza moja ocena to 3, a jeżeli chodzi o angielski to nie uczę się w ogóle i spokojnie piszę na 6.
Nie, przynajmniej na Warszawskiej jest 50% na 3. Z trzeciej strony - może się trafić rypnięty na umyśle wykładowca, który postanowi "umilić" życie studentom, ale na to nie ma rady i może zdarzyć się wszędzie.
U pewnego matematyka na UP Poznań przez wiele lat był dokładnie taki próg na ocenę dst - 70%. Chciał jednego razu podwyższyć na 75%, ale podniósł się bunt.
Wniosek - "zakuwanie" nie jest najlepszą metodą nauki. Wbicie czegokolwiek na pamięć, zwłaszcza w przedmiotach ścisłych kończy się zazwyczaj marnie. Niestety czasami trzeba się postarać _zrozumieć_ zagadnienie, nie liczyć na zaliczenie odtwórcze - a do tego zdecydowanie przydają się rzeczy typu nauka na bieżąco, a przynajmniej względne uważanie na zajęciach. Zwykłe robienie notatek b. często wystarcza - wtedy przynajmniej masz własnym sposobem zapisany materiał i jesteś w stanie sobie go powtórzyć.
Tsa.. Tu to jest dobrze. Ja sie na matme ucze po 5 godzin (codziennie kilka dni przed spr. i mam 1 a 30% to na 2 trzeba.. Mam w kl. kumpli co w ogole nie siedza przy matmie i dostają 5..
pamiętam na studiach takich miszczow co to twierdzili, ze w ogole książki nie otworzyli ale potem zbiegiem okoliczności wiedzieli co jest na której stronie... zdolności to jedno ale sciema z serii przeczytałem 1000 str jadac autobusem to niestety standard od dawna.
Sorry,ale ja nie znam super inteligentnego murzyna.
Heh, bywa i tak
Murzyni przez większość dziejów mieli znacznie gorsze warunki życia i kształcenia niż biali, więc jak mieli się rozwijać? To samo dotyczy kobiet - nadal jest ich mniejszość np. w nauce.
A najciekawsze, że inni nazwą kujonem tego, który otrzymał wysoką ocenę, a nie tego, kto więcej zakuwał.
Niektórzy słuchają na lekcjach/zajęciach. To dużo pomaga. Niektórzy stosują złe metody nauki. Jak ktoś czyta sobie zadania z matematyki w ramach nauki to nie ma co liczyć na dobrą ocenę nawet jak spędzi na tym kilka dni. Mnie bardziej denerwowali Ci co siali panikę przed lekcją, że nic nie umieją, a na koniec dostawali dobre oceny.
Kwestia jeszcze jak kto szybko potrafi coś zrozumieć. Może samo przeglądanie zadań nie jest najlepszym pomysłem ale nei zawsze jest czas na przerobienie wszystkiego od deski do deski wiec wolę mieć już rozwiązane zadanie i na tym bazować analizując co się robiło niż samemu liczyć od początku. Po co tracić czas na kwestie liczeniowe skoro na egzaminie i tak będzie inny przykład
Warto też zauważyć że być może ta osoba akurat do tego testu uczyła się godzinę, bo umiała na niego już wcześniej. Przykładowo interesuję się od małego geografią, na test ze stolic i państw świata nie uczyłem się wcale a miałem najlepszą ocenę w klasie, lepszą od ludzi, którzy uczyli się godzinę czy półtorej...
Moim zdaniem trzeba widzieć, przy czym ja sam najlepiej przyswajam wiedzę. Dla mnie słuchanie i trochę notatek da więcej niż zakuwanie czegoś nie wiadomo ile. Warto też pamiętać, że nie wszystko da się "zakuć", tylko trzeba to zrozumieć.
Sekret tkwi w tym, że ten chłopak uczył sie na bieżąco, a tą godzinę poświęcił na krótką powtórkę. Dziewczyna zaś myslała, że nadrobi kilku miesięczne zaległości w jeden weekend.- to jest z autopsji. Nie oszukuj się!
Ja jestem zawsze na pozycji tego zdolnego kolegi, nikt nie odważy nazwać się mnie kujonem, ale przez to, że zwykle przed lekcją przeglądam jeszcze ściągę, którą dzień wcześniej napisałem, to nauczycielom wmawiają, że ściągam. I pomyśleć, że to poziom szkoły średniej.
37% przecież jest dobre, na 2 wystarczy :P Ja mam podobnie z matmą, mogę się uczyć miesiąc przed sprawdzianem a najlepsza moja ocena to 3, a jeżeli chodzi o angielski to nie uczę się w ogóle i spokojnie piszę na 6.
Gdzie 37% starcza na 2? Chyba jeszcze w gimnazjum, bo mimo że moje liceum posysało to próg na 2 był 50%, na studiach 70% (też posysały).
Ludzie bystrzy nie muszą zakuwać, ot i cała tajemnica.
Jak coś cię naprawdę interesuje, to nawet godziny nie musisz zakuwać. Jak czegoś naprawdę nie lubisz, to i pół życia na nauczenie może być za mało.
@MrCookie CO ty pierd**** za przeproszeniem? Gdzie niby jest próg 70%? Na polibudzie?
Nie, przynajmniej na Warszawskiej jest 50% na 3. Z trzeciej strony - może się trafić rypnięty na umyśle wykładowca, który postanowi "umilić" życie studentom, ale na to nie ma rady i może zdarzyć się wszędzie.
U pewnego matematyka na UP Poznań przez wiele lat był dokładnie taki próg na ocenę dst - 70%. Chciał jednego razu podwyższyć na 75%, ale podniósł się bunt.
Wniosek - "zakuwanie" nie jest najlepszą metodą nauki. Wbicie czegokolwiek na pamięć, zwłaszcza w przedmiotach ścisłych kończy się zazwyczaj marnie. Niestety czasami trzeba się postarać _zrozumieć_ zagadnienie, nie liczyć na zaliczenie odtwórcze - a do tego zdecydowanie przydają się rzeczy typu nauka na bieżąco, a przynajmniej względne uważanie na zajęciach. Zwykłe robienie notatek b. często wystarcza - wtedy przynajmniej masz własnym sposobem zapisany materiał i jesteś w stanie sobie go powtórzyć.
Wystarczy nie być idiotą.. lol
Tsa.. Tu to jest dobrze. Ja sie na matme ucze po 5 godzin (codziennie kilka dni przed spr. i mam 1 a 30% to na 2 trzeba.. Mam w kl. kumpli co w ogole nie siedza przy matmie i dostają 5..
pamiętam na studiach takich miszczow co to twierdzili, ze w ogole książki nie otworzyli ale potem zbiegiem okoliczności wiedzieli co jest na której stronie... zdolności to jedno ale sciema z serii przeczytałem 1000 str jadac autobusem to niestety standard od dawna.