Tak uważają ludzie którzy nie uczą się systematycznie i to nie tylko z matmy, wiem po sobie.
W podstawówce olałam matmę całkowicie, poza "dodawaniem i mnożeniem" nic nie umiałam, ale zdałam jakimś dziwnym trafem mając same jedynki. W gimnazjum trafiłam na wymagającą nauczycielkę która powiedziała jasno że mnie nie przepuści, przez kilka miesięcy siedziałam nad książkami z podstawówki nadrabiając materiał i starając zrozumieć to czego uczyliśmy się na bieżąco.
Zajęło mi to dużo czasu, w którym mogłam się np. bawić, albo odpoczywać, dlatego w LO uczyłam się na bieżąco matmy i fizy z których i tak nie byłam dobra.
Ale jak ktoś się nie uczy i woli się tylko bawić i myśli że matmę zrozumie w jedną noc przed sprawdzianem to powodzenia!
To zależy, ja w gimnazjum mam taki poziom, że jestem w stanie przez mniej niż jedną noc opanować cały materiał na sprawdzian i mieć te 4/5, w dodatku podobno moje gimnazjum jest powyżej średniej, jeśli chodzi o wyniki testöw gimnazjalnych.
@Anneetta To zależy jakie ma się zdolności. Ja w podstawówce i gimnazjum nie uczyłem się matmy prawie wcale, to co wynosiłem z lekcji starczało na 4-5. Zadania domowe robiłem na przerwach albo rano jak mi się zapomniało. Dopiero w szkole średniej trochę musiałem przysiąść. Jeśli ktoś nie ma zdolności to potrzebuje więcej czasu i on nie może tego olać. Ale jeśli kuma się o co chodzi to nie trzeba się tak spinać.
Mówcie co chcecie, ale nauczyciele, którzy potrafią wytłumaczyć uczniom matematykę są na wagę złota. Matematyka niestety jest takim przedmiotem, że bez zrozumienia danej partii materiału nie będzie można zrozumieć kolejnej. Od podstawówki aż do teraz miałam beznadziejnych nauczycieli i byłam zasypana cząstkowymi niedostatecznymi. Jedna nauczycielka starej daty (zmarła rok przed ukończeniem przeze mnie szkoły, później się okazało, że miała problemy z alkoholem i nabawiła się raka płuc) zamiast tłumaczyć na lekcji temat, kazała nam śpiewać, gimnastykować się na lekcji i od czasu do czasu bawiła się w wykładowcę historii średniowiecza. Do domu każdego dnia zadawała od 4 do 8 stron zadań, więc siedziałam godzinami z nosem w podręczniku próbując na własną rękę nauczyć się tematu. Potem zniechęciłam się do nauki matematyki i narobiłam sobie sporych braków, co było widoczne na początku gimnazjum. Dopiero dzięki korepetytorce z dwójkowej uczennicy stałam się trójkowo-czwórkową, swoją drogą zależało mi na nadrobieniu straconego zarówno z mojej winy, jak i wcześniejszych nauczycieli (obecnej belferki również). Tylko dlaczego zostałam zmuszona do wydawania pieniędzy na prywatnego nauczyciela, skoro w szkole też mogłabym się tego nauczyć?
@centurionek - Nauczycieli z powolaniem jest tylko garstka. Wiekszosc to niestety miernoty, ktore nie daly sobie rady w zyciu, wiec zostaly nauczycielami, zeby sie moc pastwic nad slabszymi. Niestety system szkolnictwa publicznego w Polsce jest porazajacy.
@centurionek Zgadzam sie ale uczniówk którzy na prawdę chcą opanowaćmatematykę jest jeszcze mniejsza garstka niż tych dobrych nauczycieli. Bo przecietny przedstawiciel populacji gimbazy uważa że matematyka jest trudna, nauczyciel jest zły a w ogóle to on jest artystą/humanistą wiec sie matematyki uczyć nie bedzie bo i tak sie nie nauczy.
A czy wpadliście na to, ze absolwenci np matematyki którzy na prawdę ją ogarniają bez problemu znaleźli jakieś bardziej dochodowe i mniej stresujące zajęcie niż "niesienie kagańca oświaty" bałwanom z gimbazjum? To smutne ale do szkoły trafiają ci których nie chciało ani IT, ani banki
I później takie głąby trafiają do rządu i twierdzą, że matura z matematyki jest "niekonstytucyjna"...
to wina polskiego systemu szkolnictwa
Statystyka juz to pokazala, ze debili matematycznych jest tylko garstka. Jestes unikatem, skoro sie do nich kwalifikujesz.
CHUMANISTA :)
Tak uważają ludzie którzy nie uczą się systematycznie i to nie tylko z matmy, wiem po sobie.
W podstawówce olałam matmę całkowicie, poza "dodawaniem i mnożeniem" nic nie umiałam, ale zdałam jakimś dziwnym trafem mając same jedynki. W gimnazjum trafiłam na wymagającą nauczycielkę która powiedziała jasno że mnie nie przepuści, przez kilka miesięcy siedziałam nad książkami z podstawówki nadrabiając materiał i starając zrozumieć to czego uczyliśmy się na bieżąco.
Zajęło mi to dużo czasu, w którym mogłam się np. bawić, albo odpoczywać, dlatego w LO uczyłam się na bieżąco matmy i fizy z których i tak nie byłam dobra.
Ale jak ktoś się nie uczy i woli się tylko bawić i myśli że matmę zrozumie w jedną noc przed sprawdzianem to powodzenia!
To zależy, ja w gimnazjum mam taki poziom, że jestem w stanie przez mniej niż jedną noc opanować cały materiał na sprawdzian i mieć te 4/5, w dodatku podobno moje gimnazjum jest powyżej średniej, jeśli chodzi o wyniki testöw gimnazjalnych.
@Anneetta To zależy jakie ma się zdolności. Ja w podstawówce i gimnazjum nie uczyłem się matmy prawie wcale, to co wynosiłem z lekcji starczało na 4-5. Zadania domowe robiłem na przerwach albo rano jak mi się zapomniało. Dopiero w szkole średniej trochę musiałem przysiąść. Jeśli ktoś nie ma zdolności to potrzebuje więcej czasu i on nie może tego olać. Ale jeśli kuma się o co chodzi to nie trzeba się tak spinać.
@twoj_nick bo uczy a jak jej nie ogarniasz to logicznie nie myślisz, matmy sie uczyc nie trzeba wiec na szkole winy nie ma co zwalac
Mówcie co chcecie, ale nauczyciele, którzy potrafią wytłumaczyć uczniom matematykę są na wagę złota. Matematyka niestety jest takim przedmiotem, że bez zrozumienia danej partii materiału nie będzie można zrozumieć kolejnej. Od podstawówki aż do teraz miałam beznadziejnych nauczycieli i byłam zasypana cząstkowymi niedostatecznymi. Jedna nauczycielka starej daty (zmarła rok przed ukończeniem przeze mnie szkoły, później się okazało, że miała problemy z alkoholem i nabawiła się raka płuc) zamiast tłumaczyć na lekcji temat, kazała nam śpiewać, gimnastykować się na lekcji i od czasu do czasu bawiła się w wykładowcę historii średniowiecza. Do domu każdego dnia zadawała od 4 do 8 stron zadań, więc siedziałam godzinami z nosem w podręczniku próbując na własną rękę nauczyć się tematu. Potem zniechęciłam się do nauki matematyki i narobiłam sobie sporych braków, co było widoczne na początku gimnazjum. Dopiero dzięki korepetytorce z dwójkowej uczennicy stałam się trójkowo-czwórkową, swoją drogą zależało mi na nadrobieniu straconego zarówno z mojej winy, jak i wcześniejszych nauczycieli (obecnej belferki również). Tylko dlaczego zostałam zmuszona do wydawania pieniędzy na prywatnego nauczyciela, skoro w szkole też mogłabym się tego nauczyć?
@centurionek - Nauczycieli z powolaniem jest tylko garstka. Wiekszosc to niestety miernoty, ktore nie daly sobie rady w zyciu, wiec zostaly nauczycielami, zeby sie moc pastwic nad slabszymi. Niestety system szkolnictwa publicznego w Polsce jest porazajacy.
@centurionek wiesz matmty sie uczyc nie trzeba wiec nie wiem po co ci do tego nauczyciel
@centurionek Zgadzam sie ale uczniówk którzy na prawdę chcą opanowaćmatematykę jest jeszcze mniejsza garstka niż tych dobrych nauczycieli. Bo przecietny przedstawiciel populacji gimbazy uważa że matematyka jest trudna, nauczyciel jest zły a w ogóle to on jest artystą/humanistą wiec sie matematyki uczyć nie bedzie bo i tak sie nie nauczy.
Taa, bo rozniczka to jak wiadomo wyniczek odejmowanka.
A czy wpadliście na to, ze absolwenci np matematyki którzy na prawdę ją ogarniają bez problemu znaleźli jakieś bardziej dochodowe i mniej stresujące zajęcie niż "niesienie kagańca oświaty" bałwanom z gimbazjum? To smutne ale do szkoły trafiają ci których nie chciało ani IT, ani banki