Wytłumaczą czy przeczytają albo każą przeczytać w podręczniku? Do kitu z taką nauką. Tym bardziej, że sprawdziany od podstawówki aż po maturę to nie "zrozumienie", ale bezmyślne wykucie na blachę.
Dawno temu musiało być to "kiedyś", bo w moich czasach szkolnych, w latach '80, były zarówno zadania domowe, jak u uczenie się w domu na sprawdziany szkolne.
Gorzej, moja babcia pokazywała mi swój zeszyt do j.polskiego sprzed wojny, a tam(nie do uwierzenia!), były jej prace domowe w postaci np. kaligrafowania liter. ZGROZA.
Dzieci uczące się w domu? To chyba kiedyś. Teraz mają w nosie zadania domowe, a referaty drukują z wiki ... nawet nie czytając, często przetłumaczone z angielskich stron "tłumaczem google". Mam w rodzinie nauczycieli. Czasami czytuję takie kwiatki.
@kriseq1970 dokładnie, demot wstawił gimbus, któremu nie chce się uczyć ani w szkole ani w domu. Moi rówieśnicy uczą teraz w szkołach (mam 38), prawie nikt nie czyta lektur. A rodzice mają w d. co robi po szkole dziecko, czy się uczy, czy nie uczy. A jak nauczyciel postawi 1 za totalny brak przygotowania i nie robienie niczego w związku z nauką danego przedmiotu, to jeszcze rodzice przychodzą z ryjem, jak on mógł. Przecież Dżesika i Sandro to takie zdolne dzieci, tylko nikt nie rozumie ich geniuszu. Jakby ktoś w mojej podstawówce tak olewał system i naukę, to nie miałby życia w szkole, i rodzice tez by się za takiego wzięli. Ale teraz jest takie przyzwolenie społeczne na przepychanie głąbów z klasy do klasy. Szkoda tylko, że Ochotnicze Hufce Pracy i zawodówki zlikwidowano
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
2 razy.
Ostatnia modyfikacja:
18 listopada 2015 o 13:12
Dawniej to jak moja matka źle odpowiedziała, to miała zeszyt darty na strzępy, a na następny raz miała mieć przepisany. Za moich czasów było normą, że na lekcje poświęcało się kilka godzin, i żadna niedojda nie jęczała, że mu się krzywda dzieje, jeszcze rodzic gonił do pracy. Obecnie do masówek dopuszczono każdego geniusza, który 30 lat temu byłby w specjalnej, i zaczyna się beczenie, że się krzywda od zadania dzieje. A potem pracodawcy narzekają, że nie ma kogo zatrudniać.
Kiedyś rodzice dbali, aby ich dzieci szanowały nauczyciela, dlatego ten nie musiał marnować większości lekcji na upominanie i wyciszanie uczniów. Dzięki temu wystarczyło mu czasu, aby omówić i przećwiczyć wszystko co zaplanował, a praca domowa była tego naturalnym utrwaleniem.
Fakt. Czasem mam wrażenie że do szkoły idę tylko po prace domowe i żeby napisać sprawdzian
Dobre masz wrażenie. Dopiero na studiach zobaczysz, ile czasu tam marnowałeś.
Na studiach to się studiuje, a nie uczy...
"Kiedyś" Magiczna kraina w której wszystko było lepsze, nie to co "teraz". Za x lat nasze "teraz" będzie "kiedyś.
W szkole opiszą(czy wytłumaczą czy nie to inna sprawa) zagadnienie. Ale żeby je zapamiętać to uczeń musi powtarzać.
Wytłumaczą czy przeczytają albo każą przeczytać w podręczniku? Do kitu z taką nauką. Tym bardziej, że sprawdziany od podstawówki aż po maturę to nie "zrozumienie", ale bezmyślne wykucie na blachę.
Dawno temu musiało być to "kiedyś", bo w moich czasach szkolnych, w latach '80, były zarówno zadania domowe, jak u uczenie się w domu na sprawdziany szkolne.
Gorzej, moja babcia pokazywała mi swój zeszyt do j.polskiego sprzed wojny, a tam(nie do uwierzenia!), były jej prace domowe w postaci np. kaligrafowania liter. ZGROZA.
Dzieci uczące się w domu? To chyba kiedyś. Teraz mają w nosie zadania domowe, a referaty drukują z wiki ... nawet nie czytając, często przetłumaczone z angielskich stron "tłumaczem google". Mam w rodzinie nauczycieli. Czasami czytuję takie kwiatki.
@kriseq1970 dokładnie, demot wstawił gimbus, któremu nie chce się uczyć ani w szkole ani w domu. Moi rówieśnicy uczą teraz w szkołach (mam 38), prawie nikt nie czyta lektur. A rodzice mają w d. co robi po szkole dziecko, czy się uczy, czy nie uczy. A jak nauczyciel postawi 1 za totalny brak przygotowania i nie robienie niczego w związku z nauką danego przedmiotu, to jeszcze rodzice przychodzą z ryjem, jak on mógł. Przecież Dżesika i Sandro to takie zdolne dzieci, tylko nikt nie rozumie ich geniuszu. Jakby ktoś w mojej podstawówce tak olewał system i naukę, to nie miałby życia w szkole, i rodzice tez by się za takiego wzięli. Ale teraz jest takie przyzwolenie społeczne na przepychanie głąbów z klasy do klasy. Szkoda tylko, że Ochotnicze Hufce Pracy i zawodówki zlikwidowano
Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 18 listopada 2015 o 13:12
Znam to uczucie bracie...
Dawniej to jak moja matka źle odpowiedziała, to miała zeszyt darty na strzępy, a na następny raz miała mieć przepisany. Za moich czasów było normą, że na lekcje poświęcało się kilka godzin, i żadna niedojda nie jęczała, że mu się krzywda dzieje, jeszcze rodzic gonił do pracy. Obecnie do masówek dopuszczono każdego geniusza, który 30 lat temu byłby w specjalnej, i zaczyna się beczenie, że się krzywda od zadania dzieje. A potem pracodawcy narzekają, że nie ma kogo zatrudniać.
Nic dziwnego, że poprzednie pokolenie jest takie powalone. Skoro wychowywali ich psychopaci z przerostem ego...
Kiedyś rodzice dbali, aby ich dzieci szanowały nauczyciela, dlatego ten nie musiał marnować większości lekcji na upominanie i wyciszanie uczniów. Dzięki temu wystarczyło mu czasu, aby omówić i przećwiczyć wszystko co zaplanował, a praca domowa była tego naturalnym utrwaleniem.