Policjanci uratowali? serio? co najwyżej nie przeszkodzili innym go uratować, nic więcej. Nie reanimowali, pozwolili kierowcy w takim stanie jechać dalej zamiast sami ich zawieść
nieodwracalne zmiany w mózgu następują już po 4 minutach od zatrzymania akcji serca. Nie rozumiem zarówno rodziców że nie podjęli się resuscytacji krążeniowo-oddechowej i nie wezwali karetki, ale jeszcze bardziej nie rozumiem policjantów którzy nie zrobili tego samego. Bo o ile rodzice mogą nie wiedzieć jak, to już policja powinna to wiedzieć. Tym bardziej że u dziecka częściej przyczyną są problemy oddechowe i czasami wystarczy początkowe 5 wdechów żeby przywrócić czynności życiowe.
No chyba że jest taka sytuacja, że "ogarnięty" autor artykułu powielanego w powyższym democie pokręcił przyczynę i to "nieoddychanie" było czymś innym niż faktycznie nieoddychaniem...
Ratowanie życia i służba obywatelom to ich praca, a więc "zasrany obowiązek", za który im płacimy w podatkach. W związku z tym nie rozumiem robienia bohaterów z ludzi, którzy prawidłowo wykonali swoją pracę. To, że się ich postrzega jako wyjątkowych, może tylko świadczyć o kiepskiej jakości pracy polskiej policji lub słabej opinii wśród społeczeństwa.
Brawa za dobre chęci, ale nie za działanie, bo działanie było nieprawidłowe. Prawidłowo powinno to wyglądać tak: policjanci sprawdzają czy dziecko faktycznie nie oddycha, jeżeli nie oddycha, to jeden podejmuje resuscytację, a drugi wzywa karetkę. Utorować drogę do szpitala mogą wtedy, gdy nie ma natychmiastowego zagrożenia życia. Jeżeli to dziecko faktycznie przestało oddychać jeszcze w domu, to nawet jeżeli szpital był bardzo blisko, zanim lekarze przywrócili funkcje życiowe, musiało minąć przynajmniej 10 minut. Brak oddechu przez tak długi czas to prawie gwarantowane uszkodzenie mózgu, zatem uratowane dziecko ma duże szanse na upośledzenie. No chyba, że przez całą drogę matka robiła sztuczne oddychanie, ale podano, że była zajęta płaczem.
Nie pierwsza tego typu akcja. "Miśki" są w porządku.
Nie byłoby rozsądniej, żeby ich zabrać radiowozem do szpitala, zamiast na dwa samochody? Bezpieczniej i szybciej by było.
Policjanci uratowali? serio? co najwyżej nie przeszkodzili innym go uratować, nic więcej. Nie reanimowali, pozwolili kierowcy w takim stanie jechać dalej zamiast sami ich zawieść
1312
nieodwracalne zmiany w mózgu następują już po 4 minutach od zatrzymania akcji serca. Nie rozumiem zarówno rodziców że nie podjęli się resuscytacji krążeniowo-oddechowej i nie wezwali karetki, ale jeszcze bardziej nie rozumiem policjantów którzy nie zrobili tego samego. Bo o ile rodzice mogą nie wiedzieć jak, to już policja powinna to wiedzieć. Tym bardziej że u dziecka częściej przyczyną są problemy oddechowe i czasami wystarczy początkowe 5 wdechów żeby przywrócić czynności życiowe.
No chyba że jest taka sytuacja, że "ogarnięty" autor artykułu powielanego w powyższym democie pokręcił przyczynę i to "nieoddychanie" było czymś innym niż faktycznie nieoddychaniem...
W jaki sposób uratowali? Mogli co najwyżej przyczynić się do śmierci dziecka tym, że zatrzymali jadącego do szpitala Forda.
@donmaestro bo on na dachu miał świecący transparent "pędzę przez miasto, bo wiozę dziecko do szpitala"...
Ratowanie życia i służba obywatelom to ich praca, a więc "zasrany obowiązek", za który im płacimy w podatkach. W związku z tym nie rozumiem robienia bohaterów z ludzi, którzy prawidłowo wykonali swoją pracę. To, że się ich postrzega jako wyjątkowych, może tylko świadczyć o kiepskiej jakości pracy polskiej policji lub słabej opinii wśród społeczeństwa.
Brawa za dobre chęci, ale nie za działanie, bo działanie było nieprawidłowe. Prawidłowo powinno to wyglądać tak: policjanci sprawdzają czy dziecko faktycznie nie oddycha, jeżeli nie oddycha, to jeden podejmuje resuscytację, a drugi wzywa karetkę. Utorować drogę do szpitala mogą wtedy, gdy nie ma natychmiastowego zagrożenia życia. Jeżeli to dziecko faktycznie przestało oddychać jeszcze w domu, to nawet jeżeli szpital był bardzo blisko, zanim lekarze przywrócili funkcje życiowe, musiało minąć przynajmniej 10 minut. Brak oddechu przez tak długi czas to prawie gwarantowane uszkodzenie mózgu, zatem uratowane dziecko ma duże szanse na upośledzenie. No chyba, że przez całą drogę matka robiła sztuczne oddychanie, ale podano, że była zajęta płaczem.
Jaka wzorowa postawa? Poprostu nie powinni postąpić inaczej. Dobrze, ale po co robic szum.