Jeżeli nikt tego nie doświadczy to ciężko to zrozumieć... kiedyś sam uważałem, że nie ma czegoś takiego jak depresja, że to tak naprawdę lenistwo, brak ambicji, brak chęci lub wymówki, żeby nie robić nic - życie płynęło, człowiek osiągał sukcesy wszędzie gdzie działał, w pracy, w relacjach, w hobby, a nawet nie zauważał kiedy krok po kroku się rozsypywał, aż wszystko z dnia na dzień runęło. To jest jak odcinanie kuponów, kolejno coś innego staje się trudem wymagającego ogromu energii, nawet prozaiczne codzienne obowiązki, zaczynają się zaniedbania w domu, w relacjach, w pracy - takie błędne koło chociażby jak "nie mam sił posprzątać w domu, a jednocześnie źle mi z tym, że mam bałagan" przez co z człowiekiem tylko gorzej i gorzej i coraz gorzej (wstawić tu można cokolwiek z jakiegokolwiek aspektu w życiu). Samonapędzająca się spirala marazmu potęgowana przez zaniedbania w odżywianiu, braku ruchu, sportu (jak to się mawia - w zdrowym ciele zdrowy duch). Potem się sięga po alkohol lub środki nasenne - najlepsze usypiacze, wyłączające czarne myśli, pozwalające zasnąć nie myśląc o tym kim się stało i kim się jest. A z taką samooceną dalej to już można przewidzieć - z górki albo na dno albo do grobu...
Często też jest wstyd - ciężko się przyznać do tego, wypiera się problem. Szczególnie ludzie na wysokich stanowiskach, bo "jak to ja, skoro jestem dyrektorem i tyle osiągnąłem", a wystarczy spojrzeć w statystyki kogo najczęściej to dotyka. Terapia to nic wstydliwego - choroba jak każda inna, a jest skutecznie leczona i farmakologicznie i/lub przez psychoterapię.
Co powiedzieć? Najlepsza jest obecność, wysłuchanie i brak oceniania - każdy ma inne problemy i to nie podlega żadnej dyskusji ani ocenom. Sama obecność daje naprawdę dużo.
Poza obecnością i rozmową w powrocie do funkcjonowania najlepsze są drobne kroki i wsparcie w nich - od tych najmniejszych, na przykład domowych czynności (tylko nie wszystko na raz, ale pojedynczo), poprzez zmianę trybu życia (sport, zdrowe odżywianie, zmiana kolorystki - to ma duży wpływ na poziom serotoniny, dopaminy i endorfin).
Pozdrawiam
PS. Jak ktoś ma w swoim otoczeniu osoby leczone farmakologicznie, to obecność jest jeszcze bardziej wskazana - leki po 2-3 tygodniach wpływają na poziom hormonów co przejawia się zwiększeniem motywacji i działaniem, ale nie neutralizują lęków (do pełnej remisji potrzeba więcej czasu i najlepiej wsparcia psychoterapeuty). Więc mając w czarnym scenariuszu osobę z myślami samobójczymi z początku tego nie zrobi, bo mimo tych myśli nie ma na to ani energii ani motywacji, ale można sobie wyobrazić co się stanie jak ktoś chce odebrać sobie życie i zaczyna mieć siły i motywację...
Jeżeli nie można napisać "głowa do góry" i "weź się w garść" - to może idź i płacz gdzie indziej? Piszesz szukając atencji. Z innej strony znowu, oczekujesz, że co? Zorganizujesz grupę zbiorowego płaczu nad ciężkim losem?
@irek256 życzę Ci sprawnej gospodarki neurohormonalnej przez całe Twoje życie, a jeżeli się pogorszy to daj proszę znać - szkoda tracić życia jak można sobie pomóc i tak jak pisałem, dopóki się tego nie doświadczy jest to tak abstrakcyjne, że aż niewyobrażalne i nie do uwierzenia
@blebleblebb dziękuję za życzenia. Oczywiście - życzę sobie, żeby moja gospodarka neurohormonalna pozostała sprawna. Zaciekawiło mnie to co napisałeś. Jak można pomóc? Masz jakieś recepty? Pytam poważnie.
Tylko że na depresję takie teksty nie pomagają..
Wg Jaskra pomaga kiszona kapusta. Zwłaszcza popijana kwaśnym mlekiem.
p.s. Stosuję - działa.
Autorze wszystko bedzie dobrze nie poddawaj sie!
To nie wkurzaj wszystkich dookoła swoją "depresja" bo rzygać się chce.
@morowindus Może to ty jesteś wkurzający. I to z japskiem sapiącym chamstwem.
Trudno, musisz z tym żyć.
To co dzisiaj powiedzieć? Idź się powieś? Skocz pod pociąg? Nie zawracam innym głowy?
Jeżeli nikt tego nie doświadczy to ciężko to zrozumieć... kiedyś sam uważałem, że nie ma czegoś takiego jak depresja, że to tak naprawdę lenistwo, brak ambicji, brak chęci lub wymówki, żeby nie robić nic - życie płynęło, człowiek osiągał sukcesy wszędzie gdzie działał, w pracy, w relacjach, w hobby, a nawet nie zauważał kiedy krok po kroku się rozsypywał, aż wszystko z dnia na dzień runęło. To jest jak odcinanie kuponów, kolejno coś innego staje się trudem wymagającego ogromu energii, nawet prozaiczne codzienne obowiązki, zaczynają się zaniedbania w domu, w relacjach, w pracy - takie błędne koło chociażby jak "nie mam sił posprzątać w domu, a jednocześnie źle mi z tym, że mam bałagan" przez co z człowiekiem tylko gorzej i gorzej i coraz gorzej (wstawić tu można cokolwiek z jakiegokolwiek aspektu w życiu). Samonapędzająca się spirala marazmu potęgowana przez zaniedbania w odżywianiu, braku ruchu, sportu (jak to się mawia - w zdrowym ciele zdrowy duch). Potem się sięga po alkohol lub środki nasenne - najlepsze usypiacze, wyłączające czarne myśli, pozwalające zasnąć nie myśląc o tym kim się stało i kim się jest. A z taką samooceną dalej to już można przewidzieć - z górki albo na dno albo do grobu...
Często też jest wstyd - ciężko się przyznać do tego, wypiera się problem. Szczególnie ludzie na wysokich stanowiskach, bo "jak to ja, skoro jestem dyrektorem i tyle osiągnąłem", a wystarczy spojrzeć w statystyki kogo najczęściej to dotyka. Terapia to nic wstydliwego - choroba jak każda inna, a jest skutecznie leczona i farmakologicznie i/lub przez psychoterapię.
Co powiedzieć? Najlepsza jest obecność, wysłuchanie i brak oceniania - każdy ma inne problemy i to nie podlega żadnej dyskusji ani ocenom. Sama obecność daje naprawdę dużo.
Poza obecnością i rozmową w powrocie do funkcjonowania najlepsze są drobne kroki i wsparcie w nich - od tych najmniejszych, na przykład domowych czynności (tylko nie wszystko na raz, ale pojedynczo), poprzez zmianę trybu życia (sport, zdrowe odżywianie, zmiana kolorystki - to ma duży wpływ na poziom serotoniny, dopaminy i endorfin).
Pozdrawiam
PS. Jak ktoś ma w swoim otoczeniu osoby leczone farmakologicznie, to obecność jest jeszcze bardziej wskazana - leki po 2-3 tygodniach wpływają na poziom hormonów co przejawia się zwiększeniem motywacji i działaniem, ale nie neutralizują lęków (do pełnej remisji potrzeba więcej czasu i najlepiej wsparcia psychoterapeuty). Więc mając w czarnym scenariuszu osobę z myślami samobójczymi z początku tego nie zrobi, bo mimo tych myśli nie ma na to ani energii ani motywacji, ale można sobie wyobrazić co się stanie jak ktoś chce odebrać sobie życie i zaczyna mieć siły i motywację...
Jeżeli nie można napisać "głowa do góry" i "weź się w garść" - to może idź i płacz gdzie indziej? Piszesz szukając atencji. Z innej strony znowu, oczekujesz, że co? Zorganizujesz grupę zbiorowego płaczu nad ciężkim losem?
@irek256 A ty z tego masz, że piszesz dla atencji jaki to jesteś ale jaja twardy?
@irek256 życzę Ci sprawnej gospodarki neurohormonalnej przez całe Twoje życie, a jeżeli się pogorszy to daj proszę znać - szkoda tracić życia jak można sobie pomóc i tak jak pisałem, dopóki się tego nie doświadczy jest to tak abstrakcyjne, że aż niewyobrażalne i nie do uwierzenia
Pozdrawiam
@CatFish Możesz przełożyć to na język polski?
@blebleblebb dziękuję za życzenia. Oczywiście - życzę sobie, żeby moja gospodarka neurohormonalna pozostała sprawna. Zaciekawiło mnie to co napisałeś. Jak można pomóc? Masz jakieś recepty? Pytam poważnie.
@irek256 odpowiedziałem na PW
@irek256 Niestety nie.
@CatFish jakoś to przeżyje. Ciężko będzie, ale jakoś to przejdę...
Ludzie, którzy nie zmagali się z chorobą psychiczną, NIGDY nie zrozumieją, jak to tak naprawdę jest. Nigdy.
idealnie