Najciekawsze jest podsumowanie.. 'nie da się'. Otoż da się. Tyle że oczywiście nie jest życie własne, a córki. Ale córka wyniesie z domu tylko wzorce jak należy się zachowywać w stosunku do chłopaka czy męża, na dodatek podbudowane jeszcze późniejszym utyskiwaniem jak to mąż winien i powtórzy te same błędy.
to niebezpieczeństwo czyhające na wiele współczesnych kobiet. Przecież tak wiele z nich jest ciągle karmione tym jacy to mężczyźni są źli i paskudni a kobiety wspaniałe i uciskane. Jeżeli ktoś w związku patrzy wyłącznie na błędy drugiej strony a na siebie nijak krytycznie, to katastrofa w związku jest przecież kwestią czasu.
@kanapekr Kobiety są często tak samo winne jak mężczyźni. Patrzenie tylko na partnera/kę i jego błędy, zawsze doprowadzi do katastrofy. Często ktoś po prostu chce dominować w związku i całkowicie podporządkować sobie drugą osobę. Często to brak komunikacji doprowadza do rozwodu. Bo fochy nie pomogą, jeśli druga strona nie wie przez co one są :)
Moja pierwsza żona (na szczęście nie miałem z nią dzieci, choć alimenty płaciłem bo sąd przyjął że jest słonicą i dziecko urodzone 2 lata po ostatnim naszym spotkaniu, jest moje, o jego istnieniu dowiedziałem się 3 lata po porodzie i do 18-stych urodzin regularnie odmawiano mi testów DNA, dzisiaj ona oddaje mi całe alimenty bo dzieciak nie mój) często odstawiała szopki z fochami. Fakt, lubiłem w sobotę wyskoczyć ze znajomymi na jakiś mecz albo na ryby ale ona nie powiedziała mi nigdy że to jej się nie podoba. Wiecznie krytykowała wszystko co robiłem i jedyne co potrafiła to zwyzywać. To zaczęło się po ślubie. Rozwód z mojej winy, bo po prostu bez słowa wyszedłem i już nie wróciłem. Wytrzymałem aż 4 lata w takim czymś. Wiedziałem że muszę uciec, bo nie wytrzymam zbyt długo. Dzisiaj z drugą żoną jestem już od 28 lat i jest komunikacja między nami, kłótnie są ale jak ludzie potrafią ze sobą rozmawiać, to wszystko da się naprostować.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
11 maja 2021 o 18:36
@yankers wiadomka, przecież faceci też w niesamowicie idiotyczny sposób potrafią niszczyć związki. Ale facetów nie faszeruje się w mediach treściami o tym jaka to płeć przeciwna jest zła i do dupy. Powiedz mi lepiej jak to zrobiłes, że kobieta oddaje alimenty bo nigdy, nigdy o czymś takim nie słyszałem. Myślałem, że to niemożliwe bo przecież pozycja faceta w sądzie to wiadomo jaka jest. I nawet jak się wykaże że się płaciło na nieswoje dziecko to do tej pory czytałem, że jedyny skutek to sędzia który mówi "ojej".
@kanapekr
Nie sądzę, że kiedyś było lepiej. W mojej rodzinie w starszym pokoleniu kłótnie, fochy, chlanie (głównie w męskim wydaniu) i wyzwiska były dość częste. Różnica jest taka, że się nie rozwodzili. W tamtych czasach rozwody były rzadkością, a śluby zawierano wcześniej niż teraz.
Byłem przez krótki czas z taką. Krótki czas, bo ja od razu mówię jak mi coś nie pasuje. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że to z nią jest problem no to się rozstaliśmy. Po 10 latach, ja od 6 lat w szczęśliwym związku z normalną kobietą. Ona nadal nie znalazła tego, który się domyśli i zreflektuje. A lata lecą, już mało kto się za nią ogląda.
@arca wina nigdy nie jet po jednej stronie, o ile oczywiście ktoś nie jest totalną ku*wą czy ćpunem. Ale niektórzy ludzie zwyczajnie do siebie nie pasują. I owszem, można i trzeba się starać, jest opcja, żeby się to sklejało, ale sporo wysiłku to kosztuje - a z wiekiem przychodzi taki moment, że się czasem nie chce na głowie stawać za czymś, co niektórzy mają bez wysiłku tak dużego, jaki ty musisz w to włożyć.
@Nace92 możesz nie lubieć i możesz się upierać przy swoim zdaniu. I jasne, że jak ktoś zrobi skok w bok, to jest tym złym. Ale w prawidłowo funkcjonującym związku nie przychodzi do glowy zrobić skoku w bok - to jest efekt tego, że w związku coś się sypie. A jak w związku się sypie, to wina jest zawsze obustronna - masa zaniedbań i odkładania na później wyczyszczenia zbierających się trudnych spraw. Obwinianie tego, kto finalnie odwalił numer to pójście na łatwiznę - "idealna" sytuacja żeby z siebie zrzucić odpowiedzialność za całą sytuację, bo przecież "on/ona zdradził/a"
Nie zauważyłem, żeby ludzie byli nauczeni szukania winy po swojej stronie - z pewnością nie jest to cecha Polaków i raczej powiedziałbym, że tego ludziom brakuje. Nie tylko w odniesieniu do związków. Idealnie potrafimy szukać winy wszędzie, byle nie w nas. Sam też to robię, mimo że mam tego świadomość, bo tak często wygodniej.
A debilne przepraszanie za absurdalne zarzuty, to też tylk sposób na ucieczkę od tematu. Tak jakby to cokolwiek załatwiało. W żadnym wypadku relacji to nie naprawi o ile żeczyiwście nie powinni przeprosić.
Nie mamy szukać winy u siebie, ani u drugiej strony. W zasadzie szukanie winy jest zupełnie zbędne, bo do niczego nie prowadzi. To nie system prawny, gdzie za winą idzie kara, a po odbyciu kary jest resocjalizacja i wszystko pięknie. Związek powinien działać inaczej, na szukaniu rozwiązań, a nie win. Jak zaczynasz szukać winnych to znak, że coś się pie*doli w związku.
@Nace92 obserwuję uważnie, najwyraźniej w moim otoczeniu jest inaczej, niż w twoich założeniach. Świat psychologii też to widzi inaczej - że ludziom brakuje autorefleksji.
Relacje zawodowe, to temat osobny - inna kategoria. Jak ci nie psuje, to zmieniasz pracę i krzywdy dla nikogo nie ma, bo to relacja zawodowa oparta na umowie. Proste i jasne zasady - emocje można wyłączyć.
"Jest pewien typ ludzi, który potrafi całkiem skutecznie wpędzać w poczucie winy" - pewnie, że jest. Ale tak jak ci pisałem, szukanie winnych do niczego nie prowadzi. A taka osoba albo próbuje zrzucać z siebie winę, albo odwrotnie, to jej sposób komunikacji, że dzieje jej się krzywda w związku. Psychologia nie każe brać na siebie część winy, tylo odpowiedzialność, a to spora różnica.
"Bo zdefiniuj proszę zaniedbanie? Czym to mityczne zaniedbanie jest? Bo jeśli subiektywnym odczuciem zaniedbanego to pies go je...ał, bo co ja jestem wróżbita Maciej?" - proszę bardzo, na przykładzie tego zdania: zaniedbanie to choćby nie poświęcanie należnej uwagi drugiej osobie i nie zwracanie uwagi na jej SUBIEKTYWNE odczucia, zdanie i potrzeby. Przecież każdy z nas ma swoje. Nie znaczy, że zawsze ono jest najważniejsze i najlepsze. Ale jeśli podchodzisz do tego "pies je*ał towje subiektywne zdanie" to długo nie pociągniesz tak w związku. Bo nawet nie będziesz wiedział, o co tej drugiej stronie chodzi.
" bo co ja jestem wróżbita Maciej" - nie jesteś i nie masz być. I nie oczekuj, że ktokolwiek nim jest. Wystarczy zapytać, wystarczy posłuchać, wystarczy powiedzieć swoje zdanie na temat tego, co usłyszałeś, a nie "pies je*ał towje zdanie". Wtedy magiczne zdolności wróżbity macieja przestają być potrzebne,To jest to zaniedbanie na podanym przykładzie - brak prawidłowej komnikacji w związku i próba rozwiązaywania problemów skupiające się na szukaniu winnego, którego będzie można zlinczować.
I dotyczy to też oczekiwań. Niestety znam temat, więc za słówka nie mam potrzeby łąpać. Ale oczekiwania tak jak powyższe, należy moderować, komunikować, obgadać, zetknąć z realiami. To są standardcowe problemy i rozwiązaniem ich nie jest zmienianie się. Ale też nie można lachy położyć na oczekiwaniach partnera - związek polega jednak TEŻ na ustępstwach. Tak samo jak na dawaniu przestrzeni.
W dłuższycm związku nic nie jest proste i operowanie na winach nic nie wnosi. Winą to możesz obarczyć dziewczynę, z którą jesteś od 2 tygodni, a ta wczoraj na imprezie zrobiła loda twojemu koledze: wina jest jasna i kop w dupę na drogę (o ile sam tego dnia nie pukałeś swojej koleżanki... bo wtedy jesteście siebie warci hehe) W długoletnich związkach takich prostych problemów nie ma, a zdarzenia nadzwyczajne są wynikiem kumulacji zaniedbań takich jak wyżej.
Jak jesteś z kimś 10 lat i odwali numer na boku, to nie dlatego, że jest ch*jem. Na to zapracowaliście oboje - gdyby był takim ch*jem, za jakiego partner chce go uważać po tym, to odwalałby takie numery dużo częściej od początku. A tak nie jest. Każdy chciałby jednak żyć w szczęśliwym związku, w którym może się realizować wielopłaszczyznowo - a nie ruchać na boku w dramatycznym geście odskoczni od chu*owej codzienności, na którą sam też zapracował (nie sam, wspólnie z partnerem/ką).
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
12 maja 2021 o 10:45
Problemem jak zwykle jest brak komunikacji w życiu codziennym.
Problem w tym, że faceci lubią cisnąć w sobie co tam im na wątrobie leży, aż nie wybuchną ponad miarę, a baby z kolei lubią robić dramaty z każdej błahostki, zamiast po ludzku podnieść temat, czym obrzydzają facetom chęć do rozmowy. A ci z kolei cisną problemy w sobie. I tak to się kręci, aż któroś nie wybuchnie/zdradzi/odejdzie, albo jak już nie ma co ratować, bo tylko pretensje zostały, do których przerobienia życia nie styknie...
Najciekawsze jest podsumowanie.. 'nie da się'. Otoż da się. Tyle że oczywiście nie jest życie własne, a córki. Ale córka wyniesie z domu tylko wzorce jak należy się zachowywać w stosunku do chłopaka czy męża, na dodatek podbudowane jeszcze późniejszym utyskiwaniem jak to mąż winien i powtórzy te same błędy.
I vice versa.
@perskieoko Jestem bardzo ciekaw, co kierowało minusującymi Cię?
@RomekC
Kiedyś już pisałem to: jeśli napisałbyś że dzisiaj jest środa, dostałbyś kilka minusów.
Nie rozumiem tylko po co przez 3 lata próbował odzyskać...
@Grzesiek_95 Silna miłość tak działa. Z czasem jednak słabnie. W tym przypadku po 3 latach.
Głupia ci....a.
to niebezpieczeństwo czyhające na wiele współczesnych kobiet. Przecież tak wiele z nich jest ciągle karmione tym jacy to mężczyźni są źli i paskudni a kobiety wspaniałe i uciskane. Jeżeli ktoś w związku patrzy wyłącznie na błędy drugiej strony a na siebie nijak krytycznie, to katastrofa w związku jest przecież kwestią czasu.
@kanapekr Kobiety są często tak samo winne jak mężczyźni. Patrzenie tylko na partnera/kę i jego błędy, zawsze doprowadzi do katastrofy. Często ktoś po prostu chce dominować w związku i całkowicie podporządkować sobie drugą osobę. Często to brak komunikacji doprowadza do rozwodu. Bo fochy nie pomogą, jeśli druga strona nie wie przez co one są :)
Moja pierwsza żona (na szczęście nie miałem z nią dzieci, choć alimenty płaciłem bo sąd przyjął że jest słonicą i dziecko urodzone 2 lata po ostatnim naszym spotkaniu, jest moje, o jego istnieniu dowiedziałem się 3 lata po porodzie i do 18-stych urodzin regularnie odmawiano mi testów DNA, dzisiaj ona oddaje mi całe alimenty bo dzieciak nie mój) często odstawiała szopki z fochami. Fakt, lubiłem w sobotę wyskoczyć ze znajomymi na jakiś mecz albo na ryby ale ona nie powiedziała mi nigdy że to jej się nie podoba. Wiecznie krytykowała wszystko co robiłem i jedyne co potrafiła to zwyzywać. To zaczęło się po ślubie. Rozwód z mojej winy, bo po prostu bez słowa wyszedłem i już nie wróciłem. Wytrzymałem aż 4 lata w takim czymś. Wiedziałem że muszę uciec, bo nie wytrzymam zbyt długo. Dzisiaj z drugą żoną jestem już od 28 lat i jest komunikacja między nami, kłótnie są ale jak ludzie potrafią ze sobą rozmawiać, to wszystko da się naprostować.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 maja 2021 o 18:36
@yankers wiadomka, przecież faceci też w niesamowicie idiotyczny sposób potrafią niszczyć związki. Ale facetów nie faszeruje się w mediach treściami o tym jaka to płeć przeciwna jest zła i do dupy. Powiedz mi lepiej jak to zrobiłes, że kobieta oddaje alimenty bo nigdy, nigdy o czymś takim nie słyszałem. Myślałem, że to niemożliwe bo przecież pozycja faceta w sądzie to wiadomo jaka jest. I nawet jak się wykaże że się płaciło na nieswoje dziecko to do tej pory czytałem, że jedyny skutek to sędzia który mówi "ojej".
@kanapekr
Nie sądzę, że kiedyś było lepiej. W mojej rodzinie w starszym pokoleniu kłótnie, fochy, chlanie (głównie w męskim wydaniu) i wyzwiska były dość częste. Różnica jest taka, że się nie rozwodzili. W tamtych czasach rozwody były rzadkością, a śluby zawierano wcześniej niż teraz.
Byłem przez krótki czas z taką. Krótki czas, bo ja od razu mówię jak mi coś nie pasuje. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że to z nią jest problem no to się rozstaliśmy. Po 10 latach, ja od 6 lat w szczęśliwym związku z normalną kobietą. Ona nadal nie znalazła tego, który się domyśli i zreflektuje. A lata lecą, już mało kto się za nią ogląda.
@arca wina nigdy nie jet po jednej stronie, o ile oczywiście ktoś nie jest totalną ku*wą czy ćpunem. Ale niektórzy ludzie zwyczajnie do siebie nie pasują. I owszem, można i trzeba się starać, jest opcja, żeby się to sklejało, ale sporo wysiłku to kosztuje - a z wiekiem przychodzi taki moment, że się czasem nie chce na głowie stawać za czymś, co niektórzy mają bez wysiłku tak dużego, jaki ty musisz w to włożyć.
@Nace92 możesz nie lubieć i możesz się upierać przy swoim zdaniu. I jasne, że jak ktoś zrobi skok w bok, to jest tym złym. Ale w prawidłowo funkcjonującym związku nie przychodzi do glowy zrobić skoku w bok - to jest efekt tego, że w związku coś się sypie. A jak w związku się sypie, to wina jest zawsze obustronna - masa zaniedbań i odkładania na później wyczyszczenia zbierających się trudnych spraw. Obwinianie tego, kto finalnie odwalił numer to pójście na łatwiznę - "idealna" sytuacja żeby z siebie zrzucić odpowiedzialność za całą sytuację, bo przecież "on/ona zdradził/a"
Nie zauważyłem, żeby ludzie byli nauczeni szukania winy po swojej stronie - z pewnością nie jest to cecha Polaków i raczej powiedziałbym, że tego ludziom brakuje. Nie tylko w odniesieniu do związków. Idealnie potrafimy szukać winy wszędzie, byle nie w nas. Sam też to robię, mimo że mam tego świadomość, bo tak często wygodniej.
A debilne przepraszanie za absurdalne zarzuty, to też tylk sposób na ucieczkę od tematu. Tak jakby to cokolwiek załatwiało. W żadnym wypadku relacji to nie naprawi o ile żeczyiwście nie powinni przeprosić.
Nie mamy szukać winy u siebie, ani u drugiej strony. W zasadzie szukanie winy jest zupełnie zbędne, bo do niczego nie prowadzi. To nie system prawny, gdzie za winą idzie kara, a po odbyciu kary jest resocjalizacja i wszystko pięknie. Związek powinien działać inaczej, na szukaniu rozwiązań, a nie win. Jak zaczynasz szukać winnych to znak, że coś się pie*doli w związku.
@Nace92 obserwuję uważnie, najwyraźniej w moim otoczeniu jest inaczej, niż w twoich założeniach. Świat psychologii też to widzi inaczej - że ludziom brakuje autorefleksji.
Relacje zawodowe, to temat osobny - inna kategoria. Jak ci nie psuje, to zmieniasz pracę i krzywdy dla nikogo nie ma, bo to relacja zawodowa oparta na umowie. Proste i jasne zasady - emocje można wyłączyć.
"Jest pewien typ ludzi, który potrafi całkiem skutecznie wpędzać w poczucie winy" - pewnie, że jest. Ale tak jak ci pisałem, szukanie winnych do niczego nie prowadzi. A taka osoba albo próbuje zrzucać z siebie winę, albo odwrotnie, to jej sposób komunikacji, że dzieje jej się krzywda w związku. Psychologia nie każe brać na siebie część winy, tylo odpowiedzialność, a to spora różnica.
"Bo zdefiniuj proszę zaniedbanie? Czym to mityczne zaniedbanie jest? Bo jeśli subiektywnym odczuciem zaniedbanego to pies go je...ał, bo co ja jestem wróżbita Maciej?" - proszę bardzo, na przykładzie tego zdania: zaniedbanie to choćby nie poświęcanie należnej uwagi drugiej osobie i nie zwracanie uwagi na jej SUBIEKTYWNE odczucia, zdanie i potrzeby. Przecież każdy z nas ma swoje. Nie znaczy, że zawsze ono jest najważniejsze i najlepsze. Ale jeśli podchodzisz do tego "pies je*ał towje subiektywne zdanie" to długo nie pociągniesz tak w związku. Bo nawet nie będziesz wiedział, o co tej drugiej stronie chodzi.
" bo co ja jestem wróżbita Maciej" - nie jesteś i nie masz być. I nie oczekuj, że ktokolwiek nim jest. Wystarczy zapytać, wystarczy posłuchać, wystarczy powiedzieć swoje zdanie na temat tego, co usłyszałeś, a nie "pies je*ał towje zdanie". Wtedy magiczne zdolności wróżbity macieja przestają być potrzebne,To jest to zaniedbanie na podanym przykładzie - brak prawidłowej komnikacji w związku i próba rozwiązaywania problemów skupiające się na szukaniu winnego, którego będzie można zlinczować.
I dotyczy to też oczekiwań. Niestety znam temat, więc za słówka nie mam potrzeby łąpać. Ale oczekiwania tak jak powyższe, należy moderować, komunikować, obgadać, zetknąć z realiami. To są standardcowe problemy i rozwiązaniem ich nie jest zmienianie się. Ale też nie można lachy położyć na oczekiwaniach partnera - związek polega jednak TEŻ na ustępstwach. Tak samo jak na dawaniu przestrzeni.
W dłuższycm związku nic nie jest proste i operowanie na winach nic nie wnosi. Winą to możesz obarczyć dziewczynę, z którą jesteś od 2 tygodni, a ta wczoraj na imprezie zrobiła loda twojemu koledze: wina jest jasna i kop w dupę na drogę (o ile sam tego dnia nie pukałeś swojej koleżanki... bo wtedy jesteście siebie warci hehe) W długoletnich związkach takich prostych problemów nie ma, a zdarzenia nadzwyczajne są wynikiem kumulacji zaniedbań takich jak wyżej.
Jak jesteś z kimś 10 lat i odwali numer na boku, to nie dlatego, że jest ch*jem. Na to zapracowaliście oboje - gdyby był takim ch*jem, za jakiego partner chce go uważać po tym, to odwalałby takie numery dużo częściej od początku. A tak nie jest. Każdy chciałby jednak żyć w szczęśliwym związku, w którym może się realizować wielopłaszczyznowo - a nie ruchać na boku w dramatycznym geście odskoczni od chu*owej codzienności, na którą sam też zapracował (nie sam, wspólnie z partnerem/ką).
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 maja 2021 o 10:45
Problemem jak zwykle jest brak komunikacji w życiu codziennym.
Problem w tym, że faceci lubią cisnąć w sobie co tam im na wątrobie leży, aż nie wybuchną ponad miarę, a baby z kolei lubią robić dramaty z każdej błahostki, zamiast po ludzku podnieść temat, czym obrzydzają facetom chęć do rozmowy. A ci z kolei cisną problemy w sobie. I tak to się kręci, aż któroś nie wybuchnie/zdradzi/odejdzie, albo jak już nie ma co ratować, bo tylko pretensje zostały, do których przerobienia życia nie styknie...
Na szczęście my z żoną rozmawiamy i problemy pokonujemy razem. Oby tak pozostało, czego życzę sobie i pozostałym. ;-)
Złoty chłopak. Tyle czasu wytrzymał.