Demotywatory.pl

Pokaż panel
Szukaj
+
574 588
-

Komentarze ⬇⬇


Komentarze


Dodaj nowy komentarz Zamknij Dodaj obrazek
Y yarro_B
-1 / 35

Jak sam/sama zaczniesz "wychowywać" własne to zobaczysz, że to nie takie proste :-)

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
V vetulae
+4 / 18

@yarro_B dokładnie. Poza tym dziecko musi się nauczyć samo panować nad swoimi emocjami i reakcjami, nie przy pomocy rodzica i rozwiązywać konflikty samodzielnie, a nie czekać aż przyjdzie rodzić i je rozwiąże. Niestety takie różne sytuacje są konieczne, by dzieci się mogły tego nauczyć. Rodzic może tylko: dawać dobry przykład, tłumaczyć i wskazywać właściwe postawy, interweniować, wtedy kiedy naprawdę robi się nie fajnie i ktoś może ucierpieć.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
K katem
+9 / 13

@vetulae O to chodzi, że rodzić powinien TŁUMACZYĆ, WYJAŚNIAĆ, UCZYĆ, a nie patrzeć, jak się dzieciaki za łby biorą. Z dziećmi trzeba dużo rozmawiać, spokojnie i bardzo dużo.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar fefefka
+1 / 1

@katem Absolutnie się zgodzę. Dam taki przykład dosłownie z wczoraj. Dom holenderskiej rodziny - mają dwulatka, którego znam od jego narodzin i widziałam nie raz, jak to dziecko na różne rzeczy reaguje i widać, że tak jak jego starsze rodzeństwo wychowywany jest bezstresowo. I tu uwaga - bezstresowo nie znaczy bez opieki i niech rośnie na sku*wiela. Nie. Chodzi właśnie o rozmowy, tłumaczenie, o uznanie opinii dziecka za ważną i ewentualnie powiedzenie, czemu ma być jednak jak rodzić chce,, a co się może wydarzyć jeśli pójdzie się scenariuszem dziecka. Młody ma obecnie nieco ponad dwa latka. Rodzice ściągali graty ze strychu i pozwolili dziecku pójść ze sobą, aby wiedzialo, że jest takie pomieszczenie w domu i co się tam znajduje. Po wszystkim tata czekał pod składaną drabiną, żeby pomóc młodemu zejść. Ale on chciał zostać jeszcze u góry i nie reagował na wołanie taty. Byłotłumaczenie i proszenie i było słychać, że tata jest wpieniony. Było liczenie do 5 i ostatecznie tata poszedł i przyniósł młodego pod pachą. Szczerze - myślalam, że tak jak u mnie w domu to będzie klaps i krzyk. Nie - tata go zniósł, schował drabinę i zamknął właz na strych. Młody oczywiście w bek i to taki straszny, jak jeszcze nie słyszałam. Więc tata tłumaczy, że słucha się tego co tata i mama mówią [mama była obok ale nie wchodziła pomiędzy nich] i że czas na górze się skończył i że teraz trzeba inne rzeczy porobić i ma być spokojny, bo nic złego się nie wydarzyło, ale tata woli aby był razem z nim niż sam. Młody dość szybko się uspokoił - pokazali mu między innymi jego pierwszą kołyskę, którą ze strychu zabrali i młody skupił się na wesołym tu i teraz niż na tym, że stała mu się krzywda. Bo się nie stała.Moi rodzice szybko tracili cierpliwość. U mnie w domu był pas i byly klapsy. Mama nie raz mówiła, że czuła się winna jak musiała nas "naprostować". Wiele lat zajęło mi ogarnięcie się tak, aby nie reagować krzykiem na pewne sytuacje. Bo bądźmy szczerzy - krzyczenie i bicie dziecka uczy je że krzyk i bicie jest uzasadnione, kiedy nie radzimy sobie z emocjami. Teraz umiem mówić spokojnie, kiedy jest nie po mojej myśli, teraz umiem uspokoić drugą stronę, jeśli ta podnosi glos na mnie. Ale to zajęło LATA pracy nad sobą i nadal czasami się potrafię zagotować w sobie. Wierzę, że moi rodzice chcieli dobrze i mam nadzieję, że ludzie zrozumieją czym jest bezstresowe wychowanie i pozwalanie dziecku na przeżywanie emocji i negocjowanie z nim rozwiązań zamiast albo je tłuc, bo "ma być po mojemu" albo puszczać zupełnie wolno i niech rośnie na roszczeniowego dziada.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
K katem
+1 / 1

@fefefka Sam tak wychowywałam swoje dzieci, że bardzo dużo do nich mówiłam, tłumaczyłam, wyjaśniałam. Często łapałam się na myśli, że to takie "gadanie dziada do chińskiego ludu", ale nie umiałam inaczej. Po wielu latach ze zdziwieniem stwierdziłam, że to gadanie miało pozytywne skutki.
Nie, nie jestem żadnym ideałem - zdarzyło mi się krzyknąć na nie, a nawet dać klapsa (bardzo rzadko, ja to pamiętam, a moje dzieci nie), gdy sytuacja była niebezpieczna, dziecko nie reagowało na metody perswazji, a ja przestraszona ewentualnymi skutkami. Ba - zdarzyło mi się przy nich bluzgnąć, co tłumaczyłam im - jestem bardzo zdenerwowana o wściekła, i dlatego używam brzydkich słów - jeśli będziesz tak samo zdenerwowany, też możesz użyć brzydkiego słowa. I moje dzieci praktycznie takich słów nie używały(my między sobą nie używaliśmy "łaciny podwórkowej"a moje "szanowne panie" były faktycznie używany w momencie maksymalnego wkur**** .
I jeszcze jedno jest bardzo ważne dla dzieci - my z moim mężem mieliśmy identyczne podejście do wychowania - nie uzgadnialiśmy go, po prostu mieliśmy takie samo. Dzieci nie mogły od mamy usłyszeć jednego a od taty czegoś innego. Miały jasno postawione granice.
A ja sama byłam chowana metodą bicia. Rodzice nie umieli inaczej - nie mam do nich o to pretensji. Te "metody wychowawcze" skończyły się po 10 roku życia - moja mam mówiła mi, że nie znosiła mnie bić, bo nie płakałam, żadnej skruchy nie okazywałam, tylko patrzyłam na nią z wyrzutem, a ona uważała, że karze mnie dla mojego własnego dobra. Już jako nastolatka, byłam traktowana jako człowiek rozumny i rodzice wtedy dopiero wyjaśniali mi powody swoich zakazów i nakazów - ale mogłam z nimi dyskutować i czasem coś uzyskać - bardzo dobrze uczyłam się i nie sprawiałam kłopotów wychowawczych, więc pewnie dlatego. Oczywiście - pory powrotu do domu usiały być przestrzegane (najpóźniej 22.00) - mama tłumaczyła je tym, że się niepokoi i martwi, że coś nam się stało. I to było zrozumiałe, bo ona faktycznie była panikara, a telefonu u nas nie było - gdy się spóźnialiśmy ona była niemalże chora ze strachu.

Podsumowując - z mojego osobistego doświadczenia wynika, jak ważne jest takie właśnie tłumaczenie, wyjaśnianie, zachęcanie, włączanie dzieci do prac domowych (wiadomo, że na początku to ich możliwości są ograniczone, ale chęci ogromne :-) ), ustalanie obowiązków, ustalenie też jasnego sytemu kar i nagród ( przy czym, wcale nie należy ani karać ani nagradzać za byle co), przekazanie dzieciom, dlaczego podejmuje się takie, a nie inne decyzje, i jednolity "front rodzicielki".

Gdy te moje dzieci były już dorosłe, stwierdziłam, że jednego ich nie nauczyłam, i muszą nauczyć się same - nie nauczyłam ich kłamać, co w naszym świecie jest istotną umiejętnością. Mam nadzieję, że do tej pory nauczyły się same.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
M misiunio1234
-1 / 1

"TŁUMACZYĆ, WYJAŚNIAĆ, UCZYĆ"
@katem Wszystko się zgadza. W którym podręczniku psychologii, albo w której z tysięcy pozycji o tym jak wychowywać dziecko tak napisali? Przypomnę tylko, że nawet "superniania" nie podołała wychowaniu własnego dziecka...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
K katem
0 / 0

@misiunio1234 Zauważ, że napisałam "z mojego osobistego doświadczenia wynika", nie przeczytałam tego w podręczniku ani w internecie, choć na temat ciąży, pielęgnacji i wychowania dzieci przeczytałam bardzo dużo - nawet Spocka . Podstawą mojego postępowania było "pamięta wół jak cielęciem był". W różnych sytuacjach przypominałam sobie, jak ja reagowałam na taką sytuację będąc w wieku mojego dziecka, a że jestem osobą której pamięć sięga 2 roku życia, to nie było to trudne. Pewnie dlatego tyle z dziećmi rozmawiałam, bo ze mną nie rozmawiano, gdy byłam taka mała - tzn, gdzieś do 10 roku życia, tylko nakazywano lub zakazywano, a ja nie rozumiałam dlaczego, więc musiałam dzieciom tłumaczyć - ta potrzeba wyjaśniania tkwi we mnie bardzo mocno.

W tym względzie poszło mi więc lepiej niż super-niani, bo akurat moje dzieci są dobrze wychowane - bez przesady, oczywiście, mają swoje wady - genetyki nie przeskoczysz np. mój (np. syn wie wszystko lepiej i na wszystko ma rozwiązanie - wypisz wymaluj jak jego dziadek, do którego zresztą jest podobny). To i żadnej super-niani się pewnie nie uda:D

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
M misiunio1234
-1 / 1

@katem Są bardzo różne dzieci. Swoje mam, "tłumaczę, rozmawiam, wyjaśniam i uczę". Przynajmniej tak mi się wydaje, że choć połowicznie z tym trafiam, bo jedno pojmuje, a drugie zupełnie nie. To, że działa to w przypadku Twoich dzieci - znakomicie. Nie wszystkie dzieci są takie same.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
K katem
0 / 0

@misiunio1234 Oczywistości piszesz, ale jednak wychowanie swoje robi. Moja przyjaciółka miała bardzo problematyczną córkę - ja nawet nie poświęciłam połowy tego czasu i starań swojej dwójce, ile ona poświęciła tej jednej (druga była normalna, jak moje), ale gdy wreszcie dorosła okazało się, że warto było. Dzieci trzeba obserwować od urodzenia i właściwie dobierać środki wychowawcze, a nie ustępować, "by znalazło własną drogę". Pewnie kiedyś znajdzie, ale może już być za późno, bo samemu zawsze trudniej. Mało kto jednak tak robi - lecą schematami i stereotypami (jednym z taki wg mnie groźnych schematów postępowania jest " bo mnie traktowano inaczej, więc jak pozwolę swojemu dziecku na to, czego mi nie było wolno") - trzeba krytycznie spojrzeć na proces swojego wychowania i rozsądnie ocenić, co było w nim naprawdę złe, a co miało w efekcie swoje zalety.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
A Andrzej70
-3 / 21

Właśnie ich wychowuje, uczą się rozwiązywania konfliktów, dyskusji, współpracy i nic w tym dziwnego.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar hek_sa
+4 / 8

Mnie wychowywano ale z bratem kłóciłam się tak że pierze leciało i, dodatkowo, buty-drewniaki, talerz, doniczka i wiele innych. Na szczęście sąsiedzi też mieli dzieci w podobnym wieku i podchodzili ze zrozumieniem do sytuacji. A powody do kótni-awantury były bardzo różne.
PS teraz z braciszkiem świetnie się dogadujemy.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
D dupazyzor
+2 / 4

trzymaj się, pewnie będzie "weselej".
ciesz się dziećmi, kochaj i wspieraj

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
A acotam43
+12 / 18

Pamiętam obrazek z galerii handlowej - na oko dwu-trzy latek na ziemi, wrzeszczący i wierzgajacy nogami i obok mama zawstydzona, bezradnie patrzącą na dziecko.
.Pomyślałam sobie, matko co za matka, żeby tak nad dzieckiem nie panować, w życiu bym sobie na to nie pozwoliła! Miałam 20 lat i nie miałam dzieci. Potem sama zostalam matką i się dowiedziałam dlaczego ona patrzyła tak na swoje dziecko.
Tak to już jest, że każdy jest specem od wychowywania CUDZYCH dzieci.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
H HAWAJ
-1 / 11

A po co wychowywać? Wygodniej jest zyebać wszystkich naokoło (w tym sasiada co ciszy się dopomina raz w tygodniu), że to są tylko dzieci. I co? Na DZIETZKO ma krzyknąć? NA DZIETZKO??!!

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar be4bee
+2 / 6

Gdy pobiją się małe dzieci to można z tym sobie poradzić. Wkraczałam stanowczo do akcji i ich rozdzielałam do innych pokoi. Gdy pobiją się nastolatki to robi się groźnie. Po prostu taki wiek i chłopcy do siebie startowali jak dwa koguty. A teraz dorośli i są dwa kumple.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Pasqdnik82
+1 / 1

"Stałam bezrada i patrzyłam na te monstery"..... brawo mama... może się było zaszyć zamiast się pchać w macierzyństwo i wychowywanie dzieci... bo widać, że nie potrafisz tego robić.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar pawelkolodziej
-1 / 1

Przecież tego typu kłótnie to 99% kłótni wszczynanych przez kobiety. Może synki napatrzyły się jak mamusia robi tatusiowi awantury o nici biorą przykład.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
B bwieczorek
0 / 0

Widać, że, autor nie ma dzieci.

jak nic nie wiesz na jakiś temat, to się w tym temacie nie udzielaj.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem