Tak zwany "autentyk" ode mnie z roboty w kontekście buntu dzieci/nastolatków.
Dzieciaki są dziś o wiele bardziej świadome swoich praw i możliwości obrony przez zj**nymi rodzicami. To w sumie dobrze, no chyba, że dzieciakowi odbije i będzie chciał się poczuć ważny, jednocześnie odgrywając się na rodzicach.
Syn kolegi nie dostał tego, czego chciał. Pierd**nął drzwiami od pokoju. Cisza. Spokój.
15 minut później pukanie do drzwi - patrol Policji. Kumpel zdziwiony - o co chodzi? - pyta.
Okazało się, że dzieciak zadzwonił ze swojego telefonu na Policję. Poinformował dyżurnego, że ojciec się nad nim znęca. Dyżurny zgłoszenie przyjął, wysłał patrol.
I tu zaczęły się schody, bo takie zgłoszenie i zarzut, to nie w kij dmuchał. Teoretycznie dzieciaka powinni zawinąć na Izbę Dziecka do czasu wyjaśnienia sprawy.
Matka z ojcem, jak dwa słupy soli - stali w salonie z rozdziawionymi gębami. Zawołano młodego. Płacz i lament, bo dzieciak zdał sobie sprawę, w jakim kał wdepnął i w co wpakował rodziców.
Szczęście w nieszczęściu, że funkcjonariusze okazali się w miarę ogarnięci. Wyczuli pismo nosem, pogadali z młodym, ten się do wszystkiego przyznał i skończyło się na poważnej rozmowie.
Dzieciak jednak od ponad roku (bo wtedy mniej więcej miało to miejsce) nie zobaczył jeszcze swojego telefonu i zapewne długo nie zobaczy :-)
Tak zwany "autentyk" ode mnie z roboty w kontekście buntu dzieci/nastolatków.
Dzieciaki są dziś o wiele bardziej świadome swoich praw i możliwości obrony przez zj**nymi rodzicami. To w sumie dobrze, no chyba, że dzieciakowi odbije i będzie chciał się poczuć ważny, jednocześnie odgrywając się na rodzicach.
Syn kolegi nie dostał tego, czego chciał. Pierd**nął drzwiami od pokoju. Cisza. Spokój.
15 minut później pukanie do drzwi - patrol Policji. Kumpel zdziwiony - o co chodzi? - pyta.
Okazało się, że dzieciak zadzwonił ze swojego telefonu na Policję. Poinformował dyżurnego, że ojciec się nad nim znęca. Dyżurny zgłoszenie przyjął, wysłał patrol.
I tu zaczęły się schody, bo takie zgłoszenie i zarzut, to nie w kij dmuchał. Teoretycznie dzieciaka powinni zawinąć na Izbę Dziecka do czasu wyjaśnienia sprawy.
Matka z ojcem, jak dwa słupy soli - stali w salonie z rozdziawionymi gębami. Zawołano młodego. Płacz i lament, bo dzieciak zdał sobie sprawę, w jakim kał wdepnął i w co wpakował rodziców.
Szczęście w nieszczęściu, że funkcjonariusze okazali się w miarę ogarnięci. Wyczuli pismo nosem, pogadali z młodym, ten się do wszystkiego przyznał i skończyło się na poważnej rozmowie.
Dzieciak jednak od ponad roku (bo wtedy mniej więcej miało to miejsce) nie zobaczył jeszcze swojego telefonu i zapewne długo nie zobaczy :-)