Mnie to akurat nie śmieszy. Bo część z tych obowiązków faktycznie wykonywałem w tym wieku. I nie mam tu na myśli np sprzątania zabawek bo jest normalne... Ale np udrożnienie komina już robiłem jako dzieciak.
Jak się pochodzi z patoli, to niestety trzeba szybko sobie wyrobić umiejętności techniczne, bo nikt niczego nie naprawi tylko będzie leżeć rozje***e :( .
@rafik54321 To prawda. Współczuję spieprzonego dzieciństwa. Niestety nie mamy wpływu na to, gdzie się rodzimy.
Ale jednocześnie szacun za to, że udało Ci się wyjść z patologii i nie stać się jednym z nich.
Czy wyjść to kwestia sporna. Aktualny rząd mocno wpycha w parole, ale patusem nie jestem... Ja tam specjalnie wielkiej pomocy nie potrzebuje, tylko niech mi nikt w niczym nie przeszkadza. Jakoś się wtedy pozbieram
Na własne oczy widziałem chłopaczka orzącego pole pługiem konnym. Nie wiem ile miał lat i jak to robił ale znad pługa wystawała mu tylko głowa.
Kiedyś dziesięciolatki za kierownicą ciągnika rolniczego widywało się często. Kumple z podstawówki nie mieli siły aby samodzielnie wcisnąć pedał sprzęgła/hamulca - jeździli we dwóch. :) Już dwunastolatki miały sporo obowiązków w gospodarstwie.
-----
Mojej bratanicy nawet się nie chce narwać owoców z krzaka tylko dla siebie. Musi mieć urwane, umyte i podstawione pod zęby. :)))))
@irulax Oj, moje dzieciństwo :) Mój tata to taki trochę zawsze był "Pawlak". To nic, że większość na około np zboże kosiła kombajnem, nie u nas trzeba było snopowiązałką więc najpierw trzeba było naokoło odkosić ręcznie.. generalnie było podejście takie, że "wymyślili te durackie urządzenia jak by siły w rękach nie mieli". I jak na dziecko też dużo pracowałam. Ale szczerze jakoś nie wspominam tego źle. Też jako dzieciak jeździłam traktorem, wykonywałam prace polowe sama, gdzie jak piszesz hamulec czasem było ciężko wcisnąć ;) ale nie zamieniłabym tego dzieciństwa na inne. Może dlatego, że pomimo pracy rodzice to kochający się ludzie, nigdy nie było kłótni, czy krzyków.
@ewilq83 Moi rodzice nie byli rolnikami ale mieszkaliśmy na wsi i był kawałek ziemi do obrobienia na własne potrzeby. Za to dużo pomagało się rodzinie/sąsiadom.
Najbardziej nienawidziłem pielenia: zagon ziemniorów/buraków/itp. pod horyzont i tydzień tyrki "chyłkiem". Kończyłeś to na początku już zarastał. :)))) Za to praca ze zwierzętami to coś pięknego.
-----
Też nie wspominam tego czasu źle. ;)
Teraz wracam po dłuższym okresie studiów i pracy w Wielkim Mieście. Mam parę krzaków, drzew, zwierzaków do pod opieką. Jakiś ogródek warzywny, warsztat... Obowiązków więcej, przyjemnostek "ludzi na poziomie" mniej, ale wcale nie tęsknię. :)
Pozdrawiam.
@irulax No tak, były te prace i "ulubione" i troszkę mniej ;)
Moi rodzice trochę tego mieli, a jeszcze tata z bratem wyjeżdżali do pracy na budowie (zawsze coś tam dorabiali o i od czasu do czasu i mnie zabierali do fugowania podłóg np;)) ) więc praktycznie trzeba było robić wszystko. Od ciężkich prac po te lżejsze..
Zawsze to jednak lubiłam. Jak poszłam na studia i przyjeżdżałam do domu co jakiś czas, to też pierwsze co robiłam to plecak rzucałam gdzieś pod domem i najpierw szłam się "przywitać" ze wszystkimi zwierzątkami i nie mam tu na myśli tylko kotów czy psów, ale serio ze wszystkimi ;)
A cały dzień "chyłkiem" to u mnie jeszcze jagody były ... ale też poza pozycją to nie narzekałam na to. Cały dzień w lesie, cisza. spokój, nikt nic nie chce ;)
Dziś mieszkam w bloku, w mieście i oczywiście też są plusy (choruję niestety na boreliozę od 9 lat więc też jest i wygodniej i do pracy łatwiej dojechać) ale marzę o tym by wrócić kiedyś na wieś aha i o tym by w magiczny sposób kleszcze wyginęły i nie wiem co jest mniej prawdopodobne ;))
Również pozdrawiam :)
Mnie to akurat nie śmieszy. Bo część z tych obowiązków faktycznie wykonywałem w tym wieku. I nie mam tu na myśli np sprzątania zabawek bo jest normalne... Ale np udrożnienie komina już robiłem jako dzieciak.
@rafik54321 A komu czyściłeś ten komin? :)
Wybacz, to oczywiście prymitywny żarcik, ale nie mogłem się powstrzymać :) Zero spiny i pozdrawiam :)
@Inspiron8767 u siebie, u swojej babci...
Jak się pochodzi z patoli, to niestety trzeba szybko sobie wyrobić umiejętności techniczne, bo nikt niczego nie naprawi tylko będzie leżeć rozje***e :( .
@rafik54321 To prawda. Współczuję spieprzonego dzieciństwa. Niestety nie mamy wpływu na to, gdzie się rodzimy.
Ale jednocześnie szacun za to, że udało Ci się wyjść z patologii i nie stać się jednym z nich.
Czy wyjść to kwestia sporna. Aktualny rząd mocno wpycha w parole, ale patusem nie jestem... Ja tam specjalnie wielkiej pomocy nie potrzebuje, tylko niech mi nikt w niczym nie przeszkadza. Jakoś się wtedy pozbieram
@rafik54321 W takim razie trzymam kciuki. Dasz radę.
Sto lat temu to była rzeczywistość dzieci z biedniejszych rodzin
Teraz taki dzieciak już po urodzeniu ma z 90 tys. zł zobowiązań wynikających z umowy społecznej. Nie może się obijać, bo i tak będzie tylko gorzej
Na własne oczy widziałem chłopaczka orzącego pole pługiem konnym. Nie wiem ile miał lat i jak to robił ale znad pługa wystawała mu tylko głowa.
Kiedyś dziesięciolatki za kierownicą ciągnika rolniczego widywało się często. Kumple z podstawówki nie mieli siły aby samodzielnie wcisnąć pedał sprzęgła/hamulca - jeździli we dwóch. :) Już dwunastolatki miały sporo obowiązków w gospodarstwie.
-----
Mojej bratanicy nawet się nie chce narwać owoców z krzaka tylko dla siebie. Musi mieć urwane, umyte i podstawione pod zęby. :)))))
@irulax Oj, moje dzieciństwo :) Mój tata to taki trochę zawsze był "Pawlak". To nic, że większość na około np zboże kosiła kombajnem, nie u nas trzeba było snopowiązałką więc najpierw trzeba było naokoło odkosić ręcznie.. generalnie było podejście takie, że "wymyślili te durackie urządzenia jak by siły w rękach nie mieli". I jak na dziecko też dużo pracowałam. Ale szczerze jakoś nie wspominam tego źle. Też jako dzieciak jeździłam traktorem, wykonywałam prace polowe sama, gdzie jak piszesz hamulec czasem było ciężko wcisnąć ;) ale nie zamieniłabym tego dzieciństwa na inne. Może dlatego, że pomimo pracy rodzice to kochający się ludzie, nigdy nie było kłótni, czy krzyków.
@ewilq83 Moi rodzice nie byli rolnikami ale mieszkaliśmy na wsi i był kawałek ziemi do obrobienia na własne potrzeby. Za to dużo pomagało się rodzinie/sąsiadom.
Najbardziej nienawidziłem pielenia: zagon ziemniorów/buraków/itp. pod horyzont i tydzień tyrki "chyłkiem". Kończyłeś to na początku już zarastał. :)))) Za to praca ze zwierzętami to coś pięknego.
-----
Też nie wspominam tego czasu źle. ;)
Teraz wracam po dłuższym okresie studiów i pracy w Wielkim Mieście. Mam parę krzaków, drzew, zwierzaków do pod opieką. Jakiś ogródek warzywny, warsztat... Obowiązków więcej, przyjemnostek "ludzi na poziomie" mniej, ale wcale nie tęsknię. :)
Pozdrawiam.
@irulax No tak, były te prace i "ulubione" i troszkę mniej ;)
Moi rodzice trochę tego mieli, a jeszcze tata z bratem wyjeżdżali do pracy na budowie (zawsze coś tam dorabiali o i od czasu do czasu i mnie zabierali do fugowania podłóg np;)) ) więc praktycznie trzeba było robić wszystko. Od ciężkich prac po te lżejsze..
Zawsze to jednak lubiłam. Jak poszłam na studia i przyjeżdżałam do domu co jakiś czas, to też pierwsze co robiłam to plecak rzucałam gdzieś pod domem i najpierw szłam się "przywitać" ze wszystkimi zwierzątkami i nie mam tu na myśli tylko kotów czy psów, ale serio ze wszystkimi ;)
A cały dzień "chyłkiem" to u mnie jeszcze jagody były ... ale też poza pozycją to nie narzekałam na to. Cały dzień w lesie, cisza. spokój, nikt nic nie chce ;)
Dziś mieszkam w bloku, w mieście i oczywiście też są plusy (choruję niestety na boreliozę od 9 lat więc też jest i wygodniej i do pracy łatwiej dojechać) ale marzę o tym by wrócić kiedyś na wieś aha i o tym by w magiczny sposób kleszcze wyginęły i nie wiem co jest mniej prawdopodobne ;))
Również pozdrawiam :)