Albo sami sobie zasłużyć potrafimy na to, że przyjaciele odchodzą. Każdy ma jakieś granice i jak je przekroczymy to nie ma się co dziwić, że potem nie ma się do kogo odezwać. Że bliscy ludzie odeszli.
Po prostu się rozwijamy, a każdy robi to indywidualnie. Fajnie się latało po drzewach i po śmietnikach z rezolutną dziewczynką z sąsiedztwa, ale o czym miałbym teraz gadać z laską, która siedzi w Meksyku, lata boso, gra na bębnach i zajmuje się tam jakimś kołczingiem?
Albo sami sobie zasłużyć potrafimy na to, że przyjaciele odchodzą. Każdy ma jakieś granice i jak je przekroczymy to nie ma się co dziwić, że potem nie ma się do kogo odezwać. Że bliscy ludzie odeszli.
Po prostu się rozwijamy, a każdy robi to indywidualnie. Fajnie się latało po drzewach i po śmietnikach z rezolutną dziewczynką z sąsiedztwa, ale o czym miałbym teraz gadać z laską, która siedzi w Meksyku, lata boso, gra na bębnach i zajmuje się tam jakimś kołczingiem?