Demotywatory.pl

Pokaż panel
Szukaj
+
298 317
-

Komentarze ⬇⬇


Komentarze


Dodaj nowy komentarz Zamknij Dodaj obrazek
avatar Albiorix
+10 / 10

@rafik54321 znam ludzi którym terapia pomogła, ludzi którym nie pomogła i znałem ludzi którzy na terapię nie poszli i teraz nie żyją lub nie kontaktują się z powodu samobójstwa, śmierci z zaniedbania własnego zdrowia lub totalnego wycofania z życia. Jak wszędzie - nie zawsze działa ale czasem jest potrzebne.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar RomekC
0 / 2

"znam ludzi którym terapia pomogła..."
Wiedziałem, że zjawi się @rafik54321 i nie znając Twoich przypadków, @Albiorix, będzie udowadniał, że terapia nie działa. Choć sądziłem, że wcześniej poprosi Cię o szczegóły aby lepiej uargumentować swoje stanowisko.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
H haakim1
+24 / 30

I @Kyrie i @rafik54321 pleciecie 3 po 3 i chyba nigdy nie mieliście do czynienia z prawdziwą terapią prowadzoną przez prawdziwego, rzetelnego terapeutę. To co stoi w opisie demota to brzmi raczej jak osoba z problemami po spotkaniu z jakimś niedorobionym pseudo-kołczem.
Są ludzie którzy zmagają się z realnymi problemami: DDA, DDD, uzależnienia, depresje itd. i nie, nie "wyliżą" się z tego sami. Od tego są dobrzy (jeszcze raz podkreślam) terapeuci, a by takim być, nie wystarczy skończyć psychologię na KUL.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
0 / 12

@haakim1 No to człowieku dopiero walisz kulą w płot...
JESTEM osobą DDA, WWO, z nerwicą i poważną depresją. Zaliczyłem kilku różnych psychiatrów, w tym połowę prywatnie.

O ludziach którzy "wyliżą się sami" mam na myśli takich, którzy mają np zawód miłosny, albo "wypalenie z pracy" (gdzie jej zmiana może wszystko załatwić) itp kaliber. To są "małe" depresje. Takie, mogą i często ustępują samoistnie jeśli osoba jest w odpowiednim otoczeniu.

Ci którzy "sami się nie wyliżą" to na prawdę potężne depresje, nerwice czy stany lękowe wywołane wieloletnią traumą lub wyjątkowo intensywnym, negatywnym doświadczeniem (np gwałt).

"Od tego są dobrzy (jeszcze raz podkreślam) terapeuci, a by takim być, nie wystarczy skończyć psychologię na KUL." - dlaczego zakładasz że na innych uczelniach jest lepiej?
Każda osoba która wylądowała u psychiatrów w moim mieście, wyraża się o nich co najwyżej "średnio", zwykle, negatywnie lub skrajnie negatywnie.

I zawsze ten wytrych "prawdziwa terapia" XD, a co? Lekarz konował, ale z legalnymi uprawnieniami to "nieprawdziwa terapia"?
A tak na serio, jak chcesz na prawdę dobrego psychiatrę to wykładaj 4rocyfrową sumę za jedną wizytę. Wtedy może faktycznie trafisz na kogoś sensownego, ale kogo na to stać?

A ty - jak doświadczłęś/łaś polskiej psychiatrii?
Tu masz historię Kamila, chłopaka po próbach samobójczych, jak wynika z opisu - raczej się z tego nie wyciągnął, bo raczej nikt nie wpisuje "film ku pamięci Kamila" odnośnie osoby żyjącej.
https://www.youtube.com/watch?v=1e9KjI0ZvmI

Uważasz że zamknięcie osoby, tuż po próbie samobójczej, pomiędzy wariatami którym głosy w głowie nakazują mordować, albo takich którzy są przeświadczeni jakoby byli jakimiś prorokami czy mesjaszami, gdzie drą japy całymi nocami - to dobry pomysł? Tak wygląda polska psychiatria w całej krasie... Nie wypowiadaj się o czymś, o czym nie masz bladego pojęcia.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
H haakim1
+9 / 13

@rafik54321 masz prawo mieć swoją opinię, a ja mam prawo mieć opinię na temat twojej opinii. Ale zgadzamy się co do jednego - potrzebujesz psychiatry.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
-4 / 10

@haakim1 Nie odpowiedziałeś/łaś na moje pytanie. Jakie ty masz doświadczenia z tym tematem. Bo niestety, ale żadne artykuły "prawdziwych psychiatrów" tego nie oddają.
Ba, względnie niedawno podjąłem próbuję kontaktu z takim "prawdziwym psychiatrą" i zrobiłem na nim drobną próbę, zapytałem dlaczego mam mu ufać? Dlaczego on jest "tym innym". Wyszedł z tekstem że jak mi się nie spodoba to odda mi pieniądze, rzuciłem mu kontrę "skoro oddasz mi pieniądze, to może zrobimy odwrotnie? Zapłacę jeśli uznam że jest za co". To zaczął mnie obrażać personalnie XD. Taaak, wybitny psychiatra.
A gdybym zrobił "normalnie" czyli łaził, płacił itd, to raz że narobiłbym sobie jakiś bezsensownych nadziei, do tego bym był lżejszy o grubszą sumkę.

Psychiatra mi nie jest potrzebny. Potrzebna mi jest pełna stabilizacja, święty spokój i możliwość działania. Miałem stosunkowo krótki okres w życiu kiedy to właśnie miałem i moje problemy psychiczne zdychały jak bakterie po domestosie XD...
Psychiatra nie powie mi nic, czego i tak już nie wiem...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
M Mandy25
+5 / 7

@rafik54321 Zamyka się po to, żeby zminimalizować ryzyko próby samobójczej do czasu, gdy leki zaczną działać. A że polska psychiatria jest w głębokim dołku i fizycznie nie ma miejsc, to cóż - wrzuca się różne rozpoznania na jeden oddział. Lepsze to, niż zostawić na wolności kogoś, kto z dużym prawdopodobieństwem targnie się na swoje życie.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
-4 / 6

@Mandy25 do tego nie potrzeba szpitala psychiatrycznego. Raczej zwyczajny szpital + ewentualnie pasy to lepszy pakiet. Bo np nie wiadomo czym się naszprycowal taki człowiek. Niektóre próby samobójcze mogą wymagać nadzoru stanu fizycznego. Np podcięcie żył może wymagać nadzoru czy ktoś nie uszkadza szwów.

To nie jest kwestia braku miejsc. To kwestia złego profilowania. Depresję traktuje się na równi ze schizofrenia. To błąd. Takie schorzenia z spektrum depresji należy leczyć w odrębnych ośrodkach. Uzależnionych nie pakujemy do wariatkowa.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
K kryspin4500
+1 / 3

@rafik54321
Śmiałem się kiedyś z badania gdzie dwa małżeństwa z problemami poddano badaniu
Jedno wysyłano co tydzień do psychologa przez rok
Drugiemu dawano pieniądze co tydzień w kwocie tych wizyt
Po roku w pierwszym małżeństwie nic się nie zmieniło a drugie poradziło sobie z swoimi problemami :)
Wiadomo że za mała próba ale śmiechłem xD

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
K Krisiek44
0 / 0

@haakim1 twoje słowo klucz 'dobry' jest magiczne. Jak pomógł, to dobry, jak nie, to pacjent nie współpracował. Lub jest inny od tych co pomógł. Ale popieram, znaczy się iść na terapię i spróbować.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Pani_Informatyk
+5 / 5

@haakim1 Miałam napisać dokładnie to samo. Już pomijam ilość rodzajów terapii, ale żadna nie ma na celu słodzić pacjentowi. Według mojej wiedzy dla psychoterapeuty to raczej nieetyczne jest ocenianie zachowań pacjenta. On ma pomóc pacjentowi w zagłębieniu się w problemy utrudniające jego życie i niemożliwość rozwiązania ich. A to sam pacjent, jako ten, który zna siebie najlepiej, ma znaleźć dla siebie najlepsze rozwiązanie.

Poza tym, podawanie przykładu stawiania granic jako czegoś złego; jak dla mnie świadczy negatywnie o twórcy demota. Tak jakby nie życzył ludziom dobrze. Nie życzył innym dookoła umiejętności odnalezienia własnej drogi. Ja mam takie wrażenie, że na terapie i stawianie granic to najbardziej narzekają ludzie, którzy chcą innych dookoła podporządkować i mieć na swoje własne, każde zawołanie. Aby druga osoba nie miała prawa mówić, że coś jest nie tak, ze coś chciała by inaczej, że coś się jej nie podoba. Aby jej nie trzeba było poświęcać czasu, a jedyne co, to ta druga osoba powinna w pełni poświęcać swój czas. Napisała bym, że osoby z kompleksem Boga, ale to znowuż przecież ten okropny i straszny Therapy Speak.

Uważam też, że taki demot jest szkodliwy dla dziedzin takich jak psychologia i psychiatria; które i tak w Polsce nie dość że są mocno niedoceniane , a ich obraz wypaczony (właśnie przez takie teksty); to jeszcze bardzo potrzebne poprzez polskie wychowywanie w przekonaniu, że dziecko nie ma prawa głosu, a jego próby wyrażani indywidualności są raczej szybko krytykowane, a dziecko uciszane bez prawa do jakichkolwiek emocji.

Co więcej i co ciekawe i dziwne: wbrew stetreotypom dotyka to chyba tak naprawdę mocniej mężczyzn niż kobiety, a to oni są głównymi krytykami psychoterapii.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
-2 / 4

@kryspin4500 Akurat z tematem leczenia uzależnień, depresją itp mam olbrzymie doświadczenie. Pochodzę z typowej patolii i takich speców zaliczyłem całą masę.

Sęk właśnie w tym, że aby z takiego czegoś wyjść, trzeba usunąć źródło problemu.
Ktoś nałogowo pije. Trzeba ustalić dlaczego. Człowiek który jest autentycznie zadowolony z życia nie wpada w nałogi. Nawet jeśli piłby sporo, choć zwykle tacy ludzie piją od święta lub w momentach kryzysu.
Więc cały myk w tym, aby wyciągnąć takiego człowieka z dna i obsadzić go w sytuacji z której będzie autentycznie zadowolony. Tu trzeba ustalić z chorym, czego konkretnie chce od życia, a potem ułożyć plan jak to osiągnąć. Potem tylko trzymać gościa wg tego planu. I gotowe.

Jednak to wymaga odpowiedniego podejścia i myślenia. Lekarzom się nie chce. Jebs leki i spie****j.
Dlatego skuteczność terapii odwykowych jest śmieszna. Co z tego że wyciągną alkoholika z nałogu, jak po wyjściu z odwyku wróci do środowiska w którym chlał? Nic się nie zmieni, problem nie zniknął...

Do tego problem jest też taki, że aktualne terapie pasują bardziej do "ekstrawertyków", ci muszą się raczej wygadać i potrzebują drobnego bodźca do pobudzenia, jeśli problem nie jest duży to zaskoczą i będzie tekst "że dobry lekarz był".
Sęk w tym, że to introwertycy są w pytę bardziej narażeni na depresję. Do nich trzeba uderzać w totalnie inny sposób.
Ten sam problem dotyczy płci. Facet myśli inaczej, potrzebuje innej formy wsparcia. Kobieta potrzebuje słyszeć poparcie i wsparcie. Facet musi czuć gwarancję tego, że jeśli on zawiedzie, to ktoś go wyciągnie. Nie musi tego słyszeć, on ma to wiedzieć.

Paradoksalnie mi osobiście, konkretnie, najbardziej pomogła książka po której się tego kompletnie nie spodziewałem. Bo właśnie poukładała mi w głowie pewne puzzle. Co do czego i dlaczego. Jakoś terapeuci nie ogarniali. Ich taktyka - wiecznie negować.

Do tego fakt że 80% samobójców to faceci, do tego fakt że z własnej ręki ginie 10 razy więcej osób niż przy wypadkach drogowych, przeczy skuteczności terapii. Zwłaszcza że prawie wszyscy samobójcy szukają pomocy.
Do tego mamy 1,3mln osób z depresją, a to tylko ci "zdiagnozowani". Osobiście strzelam że 25% populacji ma mniejszą lub większą depresję, ewentualnie inne problemy emocjonalne.

Uważam że depresja to prawdziwa pandemia XXI wieku. Uważam że powinny powstać osobne ośrodki do leczenia takich schorzeń. I tego typu placówki powinny zawiązywać ścisłą współpracę z innymi ośrodkami, np urzędami pracy.
Bo pomoc przy leczeniu depresji musi być kompleksowa, depresja to jak nowotwór, trzeba go wypalić w całym ciele na raz. Inaczej wróci - mocniejszy.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Pani_Informatyk
+7 / 7

@rafik54321 Pierwsza zasada psychoterapii: pacjent musi chcieć. Ty nie chcesz i raczej od razu nastawiasz się negatywnie. No to nie ma szans by ci pomogło.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
K kryspin4500
+1 / 5

@rafik54321
Ja miałem kryzys dwudziestolatków, tzn, odciąłem się zupełnie i była tylko praca i granie i tak przez 5 lat, ludzi unikałem jak mogłem.
Mi najbardziej pomogło tak jak mówisz poradzenie sobie z problemem który miałem tzn. problemem finansowym gdyż udało mi się zarobić na tyle by poczuć się bezpiecznie finansowo.
Ale żeby nie było że to tak łatwo :D
-Dużo pomogła mi siłownia, bo dzięki niej zastąpiłem ból psychiczny w ból fizyczny do tego stopnia że teraz jestem od niej uzależniony na szczęście w pozytywny sposób :D
-Kolejna pomoc przyszła z strony suplementów diety ( tu kuracja trwała rok zanim poczułem wystarczające efekty by poczuć że depresja jest w odwrocie )

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
-3 / 3

@Pani_Informatyk Pierwsza zasada terapii. To lekarz musi przekonać że warto... Jeśli lekarz nie potrafi, to od razu nastawia się negatywnie... Nie ma szans by pomógł...

Popatrz na to tak. Mam jakiś problem, dla mnie mega delikatny. Wrażliwy. Przejechałem się na jakimś specjaliście. Poczułem się jeszcze bardziej dotknięty, a moja np fobia społeczna się powiększyła.
Dlaczego mam w ciemno zaufać kolejnemu lekarzowi? Dlaczego lekarz nie spróbuje zdobyć mojego zaufania? Nie znam tego człowieka, a mam mu uzewnętrznić najbardziej intymne szczegóły z mojego życia? To jest sedno problemu dlaczego ludzie nie chcą mówić o problemach. Lekarze nie są godni zaufania. Nie budzą nawet takiego zachowania.
Bo jeśli widzę że gdy mówię lekarz nie wyściubia nosa znad ekranu/notesu, to czuję się ignorowany. To klasyczny przykład kiedy lekarz ma mnie dosłownie w odwłoku. Nie słucha, tylko coś tam słyszy. Mam z tym duuuży problem i TO z marszu mnie nastawia negatywnie.

I to kolejny śliczny wytrych lekarzy "pacjent musi chcieć". To tak jakby kardiolog powiedział że pacjent musi chcieć aby mu serce biło więc je****ć zawał XD.
Właśnie na tym polega ta choroba, że się NIC nie chce! I to lekarz jest od tego aby nakłonić pacjenta do tego by się chciało.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar rafik54321
-3 / 3

@kryspin4500 widzisz sam. Jakby to samo ci polecił "doktór" to by był "super doktór"...
Jesteś przypadkiem osoby, która "wylizała się sama". Bo twoim źródłem problemów był po prostu brak kasy. Kasa się pojawiła, problem znikł, depresja min przestała się pogłębiać, a wręcz cofać.

Aktywność fizyczna i witaminy to dodatek, "przyśpieszacz" usunięcia problemu, a dokładniej efektów problemu :) .
Człowiek w ciężkiej depresji nie wyciągnie się z tego ćwiczeniami i witaminami.

Moim problemem jest brak poczucia bezpieczeństwa, w sensie, pewnej przyszłości. Mam swoisty lęk przed "życiowym trzęsieniem ziemii".
Za dużo nagłych awantur, kłótni, masa poważnych problemów z dnia na dzień, wszystko zwalone na łeb itd. Do tego dochodzi kwestia bycia DDA i pierdyliard innych rzeczy nad którymi nie będę się tu rozwodził. Bo i trauma pourazowa też jest na pokładzie.
W skrócie - bardzo ciężki temat :/ .

Ale właśnie brakuje mi najbardziej stabilizacji, takiej "rutyny". By wstać, wiedzieć jak cały dzień będzie wyglądał, zrobić swoje, bez żadnych problemów i iść spać. By nie było dziwnych akcji itp. Kilka lat takiegu stanu rzeczy i bym był zdrowy. Tylko tyle i aż tyle... Bo sęk w tym, że te problemy spadają na mnie z winy innych - nie mojej własnej.
Np na moim weselu, w ostatni weekend, teściowi odje****o (ciężko żeby nie odje****o po "białym" oraz wódzie) i zaczął się awanturować. Finalnie wszyscy weselnicy (razem z nami - parą młodą) się powinęli. Super opcja :/ .
Moja wina że zdemolował mi wesele? No nie, ale to nam się oberwało :/ .

Aż by się chciało powiedzieć "a może by to wszystko je****ć w cholerę i wyjechać w Bieszczady" XD.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Pani_Informatyk
+3 / 3

@rafik54321 Rozumiem cię i tak naprawdę tez było mi bardzo ciężko uzewnętrzniać się na terapii, chociaż po pewnym czasie miałam już zdecydowania mniejsze problemy z mówienie o delikatnych i wrażliwych sprawach. Ja się zdecydowałam jednak dać kredyt zaufania, szczególnie, że wiedziałam, że na jednym, dwóch a nawet pięciu spotkaniach, to psychoterapeutka tego zaufania jakoś magicznie nie zdobędzie, to i tak wymaga czasu i jest procesem. I uważam, ze dobrze na tym wyszłam, ale tak, na początku było to trudne i niekomfortowe. Wiem, też, że będą ludzie, którzy nie będą w stanie dać tego kredytu zaufania, szczególnie, jeżeli zostałeś potraktowany poniżej granic przyzwoitości.
Wiem, też, że dużo się mówi o tym, ze na swojego terapeutę trzeba trafić, i często to nie ten pierwszy ci pomoże. Ale jak tu próbować z innymi, gdy już jeden tak zawalił, co nie? Ale może warto się przemóc?

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lipca 2023 o 13:58

P Pani_Informatyk
+2 / 2

"Aż by się chciało powiedzieć "a może by to wszystko je****ć w cholerę i wyjechać w Bieszczady" XD."

@rafik54321 A potem: niech to białe g*** przestanie padać :-P Jeżeli ktoś kojarzy

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 lipca 2023 o 14:16

avatar rafik54321
-3 / 3

@Pani_Informatyk nie mam problemu z uzewnętrznianiem się. Mam problem uwierzyć że jeden baran z drugim cokolwiek potrafi. Mam dość złudnych nadziei. A każda taka wtopa tylko pogarsza sprawę.

Po prostu rozumiem ludzi, którzy nie chcą mówić. To często osoby skrajnie wylęknione, które NIE otrzymują odpowiedniego poczucia bezpieczeństwa. Dlatego się nie otwierają. Bardzo chcą, ale jeszcze bardziej się boją.

Zaliczyłem 6ciu specjalistów, a ostatnio zrobiłem "podjazd" do kolejnego. Od ilu mam się odbić, byś stwierdziła "no może jednak dla ciebie to nie tędy droga?". Raz, no ok, masz pecha trafisz na głąba. Drugi raz - turbo pech, ale psiurwa 6ciu?! To już nie można mówić o "pechu" tylko o regule.

Uważam że jeśli pacjent nie chce gadać o problemie, to powinien gadać o czymś innym. Terapeuta powinien pytać np o zainteresowania. Wyczuć "osobowość" pacjenta. Jego wrodzone predyspozycje. Nijak to nie przybliża do rozwiązania sprawy, ale ułatwia znalezienie miejsca od którego należy problem ugryźć i co pacjent potrzebuje.
Człowiek "logiczny", umysł ścisły wymaga innych rad, niż umysł "humanistyczny".

" jeżeli zostałeś potraktowany poniżej granic przyzwoitości." - no jeżeli terapeuta ci wmawia że "tobie się wydaje że masz problem, ale nie masz problemu" pochodząc z patorodziny, to powiedzienie "poniżej granic przyzwoitości" to jak nic nie powiedzieć.

Kiedyś podjąłem próbę "ekstrawertyczności", wyjścia do ludzi, otwierania się... Nie skończyło się to dobrze. Wręcz odwrotnie...

Najpierw to właśnie musi się zmienić podejście całej branży psychiatrycznej do pacjentów. Aktualnie to raczej podejście w stylu "jprdl, kolejna beksa przyszła, weź daj mu prochy i niech spie****a". Z takim podejściem to równie dobrze można nic nie robić, zaorać całą służbę i cześć.

Wgl jestem taką osobą "paradoksów". Kiedyś bolały mnie non stop kolana. Wszyscy że jakieś ciepłe okłady, byle nie przeziębić, jakieś proszki, jakieś cudawianki, ortopeda bla bla bla... Jeździłem motocyklem na mrozie (czasem nawet -30), typowe siłowe ćwiczenia na kolano (czyli totalnie odwrotnie niż wszyscy zalecali) - cyk, jest git.
Do mnie nie można ze "standardowymi opcjami" XD...

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S Seba7777
0 / 2

@haakim1 święte słowa, może do niektórych dotrą.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
O konto usunięte
+9 / 11

Podobnie jest z ludzmi, majacymi obsesje "samorozwoju". Reaguja agresja na kazdy temat zbyt "negatywny" dla nich, bo przeciez trzeba kultywowac pozytywne myslenie. Zrywaja kontakty z przyjaciolmi, nawet z wlasna partnerka, bo uwazaja te relacje za "toksyczne" i przeszkadzajace im w rozwoju. Jesli partnerka cierpi przez takie porzucenie, trzeba jej powiedziec, by "skupila sie na sobie" i "uwierzyla w siebie", a tak poza tym to powinna szukac lepiej platnej pracy i robic kursy 5h dziennie. Poza tym jej reakcja na rozstanie jest przesadzona i powinna "przerobic to z terapeuta" i dac im spokoj.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar 3noki
+3 / 5

@Olka1245 Tylko rzeczywiście jeśli ktoś chce się rozwijać, to cześć ludzi, którymi się całe życie otaczał będzie (zwykle nieświadomie) skutecznie w tym przeszkadzać. Inna sprawa, że w większości takich przypadków wcale kontaktu nie trzeba zrywać, a wystarczy go ograniczyć. Choć nie zawsze.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar RomekC
+1 / 1

@3noki Kluczem w wypowiedzi jest "majacymi obsesje".

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar 3noki
+1 / 1

@RomekC Racja. Moje przeoczenie.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar koszmarek66
+14 / 14

Zacny suchar:

- Stary, co ci jest? Masz problem?
- Niestety. Moczę się w nocy...
- Może skorzystaj z pomocy terapeuty?
2 miesiące później
- I co stary, pomogło?
- Tak. Moczę się dalej ale teraz jestem z tego dumny.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
P Pani_Informatyk
+5 / 5

To, wbrew temu co napisał tutaj autor demota, ja podzielę się moimi doświadczenia, bo dwa razy korzystałam z psychoterapii i mam o niej dobre zdanie. Jestem osobą ze specyficzną, nieuleczalną, ale nie śmiertelną chorobą, która jeszcze dodatkowo przez tragiczna nadopiekuńczość i zaborczość babci (była pielęgniarka więc mocno uczestniczyła w moim leczeniu; która kocha nawet na siłę zajmować się innymi, aż do tego stopnia, że jej własny syn, mój tata zażartował kiedyś, ze babcia uwielbia, gdy ktoś jest chory). Choroba, podejście mojej babci oraz rodziców miało duży wpływ na moje dzieciństwo i było jednym z czynników, które spowodowały, że byłam osobą bardzo nieśmiałą, wycofaną, zamkniętą w sobie i nie umiejącą za bardzo podejmować własnych decyzji. W końcu wszytko miało być podporządkowane mojemu leczeniu, i gdy posłusznie podporządkowywałam się każdym wymaganiom babci to byłam chwalona. Gdy coś chciałam inaczej (np.: godzinę podania zastrzyku, sama robić sobie zastrzyki gdy już byłam starszą nastolatką, czy wyjść wieczorem z domu na przykład, albo nie siedzieć z babcią godzinę po podaniu zastrzyku tylko iść do swoich spraw) to była afera, bo "nie chce się leczyć". Nie miałam w zasadzie znajomych, słabo się uczyłam. Wydawało mi się, ze nic mi nie wolno, a każda moja decyzja jest zła i we wszytkim muszę się podporządkować rodzinie, bo oni wiedzą najlepiej co dla mnie dobre. Tak w przybliżeniu wyglądała sytuacja. Aż czułam się tak nieszczęśliwa, że zaczęłam rzeczywiście utrudniać też życie innym dookoła.

Pierwszy raz poszłam jakoś pod koniec studiów (kierunek, na który wcale nie chciałam iść, ale bałam się powiedzieć/zrezygnować/coś zmienić). Na terapię chodziłam koło 2 lat, i chociaż wtedy nie widziałam jakie zmiany we mnie zaszły, to z perspektywy czasu to widać bardzo dokładnie: zaczęłam się przygotowywać, dokształcać i wkładać wysiłek w to, by zmienić pracę na lepszą, co się udało; poznałam chłopaka, z którym jestem do dziś (w zasadzie mój pierwszy związek, wcześniej było dla mnie nie do pomyślenia, że ktoś może ze mną rzeczywiście chcieć być, i nawet jak miałam jakieś próby nawiązania relacji, to szybko uciekałam, zanim z tego rozwinęło się coś poważniejszego). No i moje relacje z ludźmi zaczęły się poprawiać, zaczęłam mówić w domu co chcę (np.: mieszkałam w domu rodzinnym w pokoju do którego trzeba było przejść przez pokój babci, a że mój młodszy brat akurat przeprowadzał się do miasta w którym studiował, przejęłam jego, lepszy z mojej perspektywy. Nie podobało się to mojemu tacie, ale tak naprawdę pokój po bracie stałby pusty, co najwyżej rodzice zrobiliby tam składzik, więc nie ustąpiłam, tak, jak zrobiłabym to wcześniej).

Oczywiście, to nie jest tak, że wszystko to stało się w trakcie terapii/za raz po terapii. To było rozciągnięte w czasie, ale z perspektywy czasu to właśnie dzięki drobnym rzeczą i obserwacją z terapii mogło w ogóle zajść. Dodatkowo, chociaż nie wszystkie moje problemy zostały przepracowane; to sama terapeutka zaproponowała zakończenie terapii bo według niej byłam na etapie, w którym powinnam "pożyć naprawdę" i pokorzystać ze zdobytej tam wiedzy i dowiedzieć się więcej o tym jak reaguje w różnych sytuacjach. Chcę to podkreślić, bo dobitnie to pokazuje, ze terapeutce zależało na czymś więcej niż kasie.

Drugi raz poszłam po jakichś trzech latach, bo jednak w pracy wcale nie układało się tak różowo: byłam bardzo zestresowana i miałam problemy z kontaktami ze współpracownikami. Poszłam do innej osoby, bo pierwsza terapeutka nie miała miejsc. Obecnie moje kontakty ze współpracownikami są niezłe, podejście do zadań rozsądne, a nie naznaczone tym negatywnym i utrudniającym działanie stresem i ostatnio nawet dość często w pracy słyszę pochwały. No i się już tak nie stresuje każdym problemem, tylko rozwiązuje je nawet gdy jest to związane z kontaktami z innymi.

Z mojej perspektywy psychoterapia naprawdę pomaga, tylko 1. często jest to widoczne dopiero z perspektywy czasu. To nie wygląda jak na filmach, gdzie

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 7 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 lipca 2023 o 13:11

A arpio83
+6 / 6

Nie wiem na jakich lekarzy musiał autor trafić, ale ja sam aktualnie korzystam z pomocy psychologa, gdzie omawiamy różne wydarzenia z mojego życia, i nie zawsze jest tak, że zostaje mi przyznana racja, często jest tak, że jest pokazane mi co mogłem zrobić lepiej (to dotyczy bardziej bieżących wydarzeń). A już na pewno nie wychodzę stamtąd oskarżając o całe zło wszystkich dookoła.
Nie demonizowałbym tak psychoterapii - są ludzie, którzy jej naprawdę potrzebują, jednocześnie należy pamiętać o tym, że nie wszystkim da się pomóc.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
avatar Miyano
+3 / 3

Uau, ale dyskusja. Ja do psychologa nie chodzę tylko do psychoterapeuty i raczej skupiamy się na odczuwaniu własnych emocji, a nie tego, że otoczenie jest złe.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
A Aluette1
+2 / 2

czyli działa!

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
S Seba7777
+1 / 3

Leci minus, CO TO ZA PIE*DOLENIE autora, jakiś prosty człowiek i zacofany, co to robi na głównej ja się pytam.
Do szkoły wrócić chyba trzeba, tak to nikt nigdy nie poszedłby do psychologa lub innego lekarza.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem
E Ergon777
0 / 0

Pierwsza podstawowa rzecz.

Psycholog a psychoterapeuta to są dwie totalnie różne rzeczy. Psycholog prowadzi doradztwo, psychoedukację czy terapię krótkoterminową i jest przeznaczony dla osób które nie mają psychopatologii jak np. zaburzenia osobowości czy zaburzenia odżywiania tylko sobie przestały życiowo radzić np. w skutek śmierci bliskiego członka rodziny czy ukochanego zwierzaka, rozwodu, nagłej utraty pracy itd.

Psychoterapeuta zajmuje się właśnie osobami ze stwierdzonymi zaburzeniami osobowości po wykonaniu odpowiedniej diagnozy psychologicznej. Później następuje konceptualizacja przypadku i podjęcie pracy nad określonym problemem. Póki co - każdy psychoterapeuta jest również psychologiem. Nie każdy psycholog jest psychoterapeutą.

Opisana sytuacja jest efektem i rozwinięciem problemów, jakie przechodzi osoba na początku spotkań z psychologiem lub psychoterapeutą. Pierwszym zadaniem jest psychoedukacja aby pomóc klientowi w zorientowaniu się w sytuacji oraz poprawnym nazywaniu zjawisk które dotykają klienta. Należy bezwzględnie podkreślić, że psycholog operuje tylko na historii klienta! która jest obarczona błędami poznawczymi, przeinaczeniami czy próbą wybielenia siebie i oczernienia rzeczywistości. Dopóki nie zgłoszą się bliscy klienta, psycholog dysponuje tylko własną intuicją uznając historię za wiarygodną lub nie. Dopiero konfrontacja z innymi osobami może pomóc psychologowi w lepszym rozeznaniu się z historią klienta, ale to się zdarza w szczególnych przypadkach, zazwyczaj przy ciężkich patologiach.

Psycholog jest osobą która wspiera klienta w procesie, ale wsparcie nie oznacza, że psycholog zgadza się ze wszystkim, co mówi klient. Prywatne opinie psychologa nie mają znaczenia i jako takie nie powinny być, przez psychologa, wygłaszane. Niestety, bardzo często wygląda to tak, że klient. omawiając jakąś sytuację z psychologiem, kłamie gdyż nie ufa psychologowi i stara się uzyskać aprobatę w jego oczach a dwa - myli wsparcie z uzyskaną aprobatą.

Odpowiedz Komentuj obrazkiem

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 lipca 2023 o 22:12