Mój syn ma w dzienniku numer 26, a piłeczek pinpongowych jest 25. Jak wyszło po kilku tygodniach (błąd, nie celowe dzialanie), to jako "odszkodowanie" za brak szansy został zwolniony z dyktand, klasówek, itp. do końca roku.
Nie, mieliśmy nieszczęśliwe rodzinki. Pan Profesor losował sobie pierwszego i wszyscy z numerami co 7 (np.10, to następni byli 3,17,24 i 31) szli do odpowiedzi. To była zazwyczaj bardzo nieszczęśliwa "rodzinka" bo Pan Profesor był bardzo wymagający i raczej kończyło się to niedostatecznymi... Acz było wiele możliwości poprawienia tych ocen, np. kartkówki "świąteczne", gdzie każdy pisał co chciał, byle z zakresu przedmiotu. No i bez lania wody, coś trzeba było umieć...
Były te numerki
Odkąd jest w dzienniku elektronicznym, to OK, wcześniej losował samorząd uczniowski i było tyle przekrętów, że szok
U nas niby już pod koniec podstawówki były, ale nauczyciele nie zawsze to respektowali.
Mój syn ma w dzienniku numer 26, a piłeczek pinpongowych jest 25. Jak wyszło po kilku tygodniach (błąd, nie celowe dzialanie), to jako "odszkodowanie" za brak szansy został zwolniony z dyktand, klasówek, itp. do końca roku.
Nie, mieliśmy nieszczęśliwe rodzinki. Pan Profesor losował sobie pierwszego i wszyscy z numerami co 7 (np.10, to następni byli 3,17,24 i 31) szli do odpowiedzi. To była zazwyczaj bardzo nieszczęśliwa "rodzinka" bo Pan Profesor był bardzo wymagający i raczej kończyło się to niedostatecznymi... Acz było wiele możliwości poprawienia tych ocen, np. kartkówki "świąteczne", gdzie każdy pisał co chciał, byle z zakresu przedmiotu. No i bez lania wody, coś trzeba było umieć...
Pamietam było coś takiego ale nauczyciele szczególnie tych najtrudniejszych przedmiotów mieli to gdzieś.
O ile mnie pamięć nie myli to w technikum było coś takiego:)
A o co chodzi z tymi numerkami? To jakaś loteria?
Szczęśliwe numerki w szkole to tylko w ubikacji na długiej przerwie...