Ja jako rocznik 1983 tego nie pamiętam. Karpia w wannie widziałem 2 razy. Raz jak rodzice wpuścili ryby dla mojej uciechy na godzinę i drugi raz już jako dorosły człowiek po zmianie przepisów byłem zmuszony kupić karpie w wiaderku z wodą. Wpuściłem je na 3 godziny do wanny bo nie chciałem żeby się podusiły w tym wiadrze. Jeszcze tego samego dnia ryby były w kawałkach w zamrażarce.
Tak było, potwierdzam, a potem dramat bo trzeba to było zabić, jak raz matka musiała to tak go zmasakrowała że niewiele zostało, bo się dalej ruszał hehe
Nie mogę zrozumieć dlaczego wszystkie inne rodzaje mięsa, w tym ryb, sprzedaje się ubite, a akurat ten jeden gatunek ryby w tym jednym dniu w roku musi być sprzedawany żywy i zabijany w domu.
@pokos
Możesz kupić martwego i nawet już oczyszczonego. Są miejsca gdzie inne ryby też można kupić żywe. Na ogół sklepy przy hodowlach ryb. Kurę czy świnię na wiejskim targu też możesz kupić żywą.
@pokos kwestia "tradycji" z czasów komuny (i nie tylko - bo teraz tym bardziej)- karpie żre się praktycznie tylko raz do roku, więc tak naprawdę jedyny sposób na pewność, że jest świeży, a nie zamrożony rok temu, to kupienie żywego.
@Asheera . W przypadku kurczaka, dorsza itp. nie ma wątpliwości co do świeżości, więc to nie to. Karpia można i należy traktować identycznie. A tradycja prawdopodobnie wywodzi się z czasów powojennych gdy lodówki nie były tak powszechne i pojemne jak obecnie, więc dzisiaj ta tradycja nie ma racji bytu.
@pokos wiele "tradycji" nie ma racji bytu a jednak są praktykowane - w tradycjach nie ma co szukać jakiejkolwiek logiki. Tak samo kwestia świeżości - dla wielu osób liczy się bardziej data wazności niż faktyczna świeżość - więc wbicie sobie do tępych łbów kwestię "żywy = świeży", nawet gdy na codzien się na to uwagi nie zwraca jest na porządku dziennym. Swoją drogą - wszelkie mrożonki też leżą latami - i nie ma się co łudzić, że jak coś jest odsyłane do producenta, to jest utylizowane. W najlepszym przypadku zostanie przerobione na karme dla zwierząt, częściej jednak wraca w formie konserwy, gotowego dania, czy zwyczajnie przepakowane.
Jestem rocznikiem 85 - karpia w wannie nie miałam nigdy. Zazwyczaj kupowane były dzień przed wigilią i zostawiany na balkonie żeby "zasnął".
Jak miałam jakieś 12 - 13 lat uświadomiłam sobie, że to "zasypianie" to nic innego jak wielogodzinna agonia, pod postacią duszenia się... Cóż - po dyskusji z rodzicami, że oni "nie są w stanie tak po prostu zabić ryby" , powiedziałam im wprost, że są zwyczajnie sadystami - bo co? Nie są w stanie zabić własnorecznie, ale już patrzeć na powolne duszenie się, im nie przeszkadza.... Mi przeszkadzało - więc pieniek, siekiera i szybka dekapitacja. Ojciec przyznał mi rację, a matka zrobiła awanturę, że "jak mogłam coś takiego zrobić"...
Mój ojciec też praktykował podobną metodę. Ale po chyba 2 latach zrozumiał że taka śmierć ryby wpływa negatywnie na jej smak. I potem drewniany tłuczek do ziemniaków szybko kończył męki ryb przyniesionych ze sklepu.
Ja jako rocznik 1983 tego nie pamiętam. Karpia w wannie widziałem 2 razy. Raz jak rodzice wpuścili ryby dla mojej uciechy na godzinę i drugi raz już jako dorosły człowiek po zmianie przepisów byłem zmuszony kupić karpie w wiaderku z wodą. Wpuściłem je na 3 godziny do wanny bo nie chciałem żeby się podusiły w tym wiadrze. Jeszcze tego samego dnia ryby były w kawałkach w zamrażarce.
@Jacek83218 ale najważniejsze, że się nie podusiły:) Wesołych świąt
Tak było, potwierdzam, a potem dramat bo trzeba to było zabić, jak raz matka musiała to tak go zmasakrowała że niewiele zostało, bo się dalej ruszał hehe
Nie mogę zrozumieć dlaczego wszystkie inne rodzaje mięsa, w tym ryb, sprzedaje się ubite, a akurat ten jeden gatunek ryby w tym jednym dniu w roku musi być sprzedawany żywy i zabijany w domu.
@pokos
Możesz kupić martwego i nawet już oczyszczonego. Są miejsca gdzie inne ryby też można kupić żywe. Na ogół sklepy przy hodowlach ryb. Kurę czy świnię na wiejskim targu też możesz kupić żywą.
@Jacek83218 Po za tym z tego co wiem w niektórych sklepach karpie są dostępne przez cały rok
@pokos kwestia "tradycji" z czasów komuny (i nie tylko - bo teraz tym bardziej)- karpie żre się praktycznie tylko raz do roku, więc tak naprawdę jedyny sposób na pewność, że jest świeży, a nie zamrożony rok temu, to kupienie żywego.
@Asheera . W przypadku kurczaka, dorsza itp. nie ma wątpliwości co do świeżości, więc to nie to. Karpia można i należy traktować identycznie. A tradycja prawdopodobnie wywodzi się z czasów powojennych gdy lodówki nie były tak powszechne i pojemne jak obecnie, więc dzisiaj ta tradycja nie ma racji bytu.
@pokos wiele "tradycji" nie ma racji bytu a jednak są praktykowane - w tradycjach nie ma co szukać jakiejkolwiek logiki. Tak samo kwestia świeżości - dla wielu osób liczy się bardziej data wazności niż faktyczna świeżość - więc wbicie sobie do tępych łbów kwestię "żywy = świeży", nawet gdy na codzien się na to uwagi nie zwraca jest na porządku dziennym. Swoją drogą - wszelkie mrożonki też leżą latami - i nie ma się co łudzić, że jak coś jest odsyłane do producenta, to jest utylizowane. W najlepszym przypadku zostanie przerobione na karme dla zwierząt, częściej jednak wraca w formie konserwy, gotowego dania, czy zwyczajnie przepakowane.
Pamiętam jak jako dzieci karmiliśmy karpia w wannie groszkami ( cukiereczkami jak połowa tik taka).
Pamiętam to. Koszmarny żal i szok jak były zabijane również.
W domu paradoksalnie to ja miałam zadanie zabić karpia.
Jestem rocznikiem 85 - karpia w wannie nie miałam nigdy. Zazwyczaj kupowane były dzień przed wigilią i zostawiany na balkonie żeby "zasnął".
Jak miałam jakieś 12 - 13 lat uświadomiłam sobie, że to "zasypianie" to nic innego jak wielogodzinna agonia, pod postacią duszenia się... Cóż - po dyskusji z rodzicami, że oni "nie są w stanie tak po prostu zabić ryby" , powiedziałam im wprost, że są zwyczajnie sadystami - bo co? Nie są w stanie zabić własnorecznie, ale już patrzeć na powolne duszenie się, im nie przeszkadza.... Mi przeszkadzało - więc pieniek, siekiera i szybka dekapitacja. Ojciec przyznał mi rację, a matka zrobiła awanturę, że "jak mogłam coś takiego zrobić"...
@Asheera
Mój ojciec też praktykował podobną metodę. Ale po chyba 2 latach zrozumiał że taka śmierć ryby wpływa negatywnie na jej smak. I potem drewniany tłuczek do ziemniaków szybko kończył męki ryb przyniesionych ze sklepu.
W typowej był tylko jeden karp. Tu jest na bogato.
Ten jeden, to już się chyba utopił.