To nie starosc (o ile nie macie po 60+ lat). To wygodnictwo i glupota. :]
Jakos po 30 ludzie zaczynaja wydziwiac, zauwazylam to u moich znajomych. Nagle wyjazdy nie moga byc 'dzikie', kazdy nagle ma delikatny zoladek, nie moze spac bez odpowiednich rzeczy, nagle ma nietolerancje na pewne produkty - a niedawno zarlismy wszystko i spalismy pod golym niebem, jak trzeba bylo.
@samsquanch5
Jakieś 10 lat temu, znajomi rozmyślili się z wyjazdu, bo okazało się, że domek zdrożał...5 zł za noc.
Czyli przez weekend zapłaciliby 30 zł więcej. A było i tak taniej niż w innych domkach, bo byłem stałym klientem, w agroturystyce znali mnie od lat, a poprosili o wyższą opłatę, bo już randomowi klienci od dawna płacili więcej.
Ludzie mają tendencję do wyszukiwania problemów. U niektórych moich znajomych zaczęło się to już przed 30-tką.
Tak to już jest, każdy odpoczywa w inny sposób. Moja żonka jest wygodna ale ją rozumiem i nie ciągam jej z sobą na wędkarskie nocki a mi wystarczy byle jaki namiot a jak nie pada w letnią noc karimata i śpiwór, spanie pod gwiazdami. Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają i trzeba się z tym pogodzić.
Wyjazd, który zorganizowałem dla znajomych: deklarowane sporo pieszych wędrówek, dużo zwiedzania, kajaki, rowery. Wszyscy przystali, zadowoleni, aktywność, itp. Znajoma bez pytania wzięła siostrę (do swojego pokoju), która miała problem z otyłością, a chodzić nie lubiła. W praktyce zrobiła z nami jedną pieszą trasę, trzeba było długo czekać się na nią, a później zaś siedziała w domu z tymi znajomymi, bo było im głupio ją zostawić W rezultacie wszyscy, którzy przyjęli nasze zaproszenie i ci, którzy przyjechali na kocią łapę, mieli do mnie pretensje (jako organizatora), że nie zorganizowałem wyjazdu inaczej i nie zapewniłem im rozrywki. Podzieliśmy się na dwie grupy, przy czym jedna całymi dniami siedziała w domku i nic nie robiła. I o to mieli problem...
Z innymi chodziliśmy po Tatrach. Podobno doświadczeni. Wszystko byłoby ok, jakby nie zbierali się do wchodzenia na szczyt o 12.00. Nie potrafili wstawać wcześnie, organizować się, już przed samym wyjazdem w góry czekaliśmy na nich ponad 2 godziny.
Chciałbym mieć fajną ekipę do wyjazdów, ale nic na siłę. Żeby spędzać ze sobą kilka dni czy tydzień potrzebni są ludzie, którzy rozwiązują problemy, a nie je stwarzają. Tych pierwszych jest bardzo mało.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
3 razy.
Ostatnia modyfikacja:
1 lutego 2024 o 13:07
Dlatego już kilkanaście lat temu przestałem jeździć ze znajomymi. Po pierwsze narzekania jak z demota, a po drugie za każdym razem powtarzał się ten sam scenariusz: na początku na wyjazd było napalone 12 osób, tydzień przed wyjazdem odpadły 4, dzień przed wyjazdem kolejne 4, a w dniu wyjazdu nie pojawiał się nikt, czasem jedna osoba. To nie tak, że ludzie nie chcą za mną jeździć i się wymigują, znajomi z innych miast mieli dokładnie takie same doświadczenia.
@mooz
Ja też tak miałem. Znam dużo miejsc, takie Roztocze "na pamięć", poza tym często robimy wypady w góry (różne). Mamy swoje miejscówki, potrafimy zapewnić (znaleźć) atrakcje. Teoretycznie zawsze było dużo osób chętnych do wyjazdu. A potem na koniec zostawaliśmy sami. I to trzeba było upewniać się, że ktoś faktycznie nie jedzie, bo nie dał znać, a po prostu nie pojawił się. Dałem spokój, bo świeciłem potem oczami chociażby u właścicieli domków...
I w*** brał, bo nie wypaliło pomimo tego, że dostosowaliśmy się terminem do kogoś. I tak źle. Ludziom nie dogodzi. Lepiej chodzić samemu z rodziną, zwiedzać, nie ograniczać się.
Nie chodzi o starych, tylko o baby. Z kolesiami z dzieciństwa jeżdżę na zasadzie „będzie jakaś meta”. Wszyscy się dobrze bawią, każdy jeździ co roku. Nie wszyscy piją, a wszyscy się dobrze bawią.
To nie starosc (o ile nie macie po 60+ lat). To wygodnictwo i glupota. :]
Jakos po 30 ludzie zaczynaja wydziwiac, zauwazylam to u moich znajomych. Nagle wyjazdy nie moga byc 'dzikie', kazdy nagle ma delikatny zoladek, nie moze spac bez odpowiednich rzeczy, nagle ma nietolerancje na pewne produkty - a niedawno zarlismy wszystko i spalismy pod golym niebem, jak trzeba bylo.
@samsquanch5
Jakieś 10 lat temu, znajomi rozmyślili się z wyjazdu, bo okazało się, że domek zdrożał...5 zł za noc.
Czyli przez weekend zapłaciliby 30 zł więcej. A było i tak taniej niż w innych domkach, bo byłem stałym klientem, w agroturystyce znali mnie od lat, a poprosili o wyższą opłatę, bo już randomowi klienci od dawna płacili więcej.
Ludzie mają tendencję do wyszukiwania problemów. U niektórych moich znajomych zaczęło się to już przed 30-tką.
Tak to już jest, każdy odpoczywa w inny sposób. Moja żonka jest wygodna ale ją rozumiem i nie ciągam jej z sobą na wędkarskie nocki a mi wystarczy byle jaki namiot a jak nie pada w letnią noc karimata i śpiwór, spanie pod gwiazdami. Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają i trzeba się z tym pogodzić.
Wyjazd, który zorganizowałem dla znajomych: deklarowane sporo pieszych wędrówek, dużo zwiedzania, kajaki, rowery. Wszyscy przystali, zadowoleni, aktywność, itp. Znajoma bez pytania wzięła siostrę (do swojego pokoju), która miała problem z otyłością, a chodzić nie lubiła. W praktyce zrobiła z nami jedną pieszą trasę, trzeba było długo czekać się na nią, a później zaś siedziała w domu z tymi znajomymi, bo było im głupio ją zostawić W rezultacie wszyscy, którzy przyjęli nasze zaproszenie i ci, którzy przyjechali na kocią łapę, mieli do mnie pretensje (jako organizatora), że nie zorganizowałem wyjazdu inaczej i nie zapewniłem im rozrywki. Podzieliśmy się na dwie grupy, przy czym jedna całymi dniami siedziała w domku i nic nie robiła. I o to mieli problem...
Z innymi chodziliśmy po Tatrach. Podobno doświadczeni. Wszystko byłoby ok, jakby nie zbierali się do wchodzenia na szczyt o 12.00. Nie potrafili wstawać wcześnie, organizować się, już przed samym wyjazdem w góry czekaliśmy na nich ponad 2 godziny.
Chciałbym mieć fajną ekipę do wyjazdów, ale nic na siłę. Żeby spędzać ze sobą kilka dni czy tydzień potrzebni są ludzie, którzy rozwiązują problemy, a nie je stwarzają. Tych pierwszych jest bardzo mało.
Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 1 lutego 2024 o 13:07
Dlatego już kilkanaście lat temu przestałem jeździć ze znajomymi. Po pierwsze narzekania jak z demota, a po drugie za każdym razem powtarzał się ten sam scenariusz: na początku na wyjazd było napalone 12 osób, tydzień przed wyjazdem odpadły 4, dzień przed wyjazdem kolejne 4, a w dniu wyjazdu nie pojawiał się nikt, czasem jedna osoba. To nie tak, że ludzie nie chcą za mną jeździć i się wymigują, znajomi z innych miast mieli dokładnie takie same doświadczenia.
@mooz
Ja też tak miałem. Znam dużo miejsc, takie Roztocze "na pamięć", poza tym często robimy wypady w góry (różne). Mamy swoje miejscówki, potrafimy zapewnić (znaleźć) atrakcje. Teoretycznie zawsze było dużo osób chętnych do wyjazdu. A potem na koniec zostawaliśmy sami. I to trzeba było upewniać się, że ktoś faktycznie nie jedzie, bo nie dał znać, a po prostu nie pojawił się. Dałem spokój, bo świeciłem potem oczami chociażby u właścicieli domków...
I w*** brał, bo nie wypaliło pomimo tego, że dostosowaliśmy się terminem do kogoś. I tak źle. Ludziom nie dogodzi. Lepiej chodzić samemu z rodziną, zwiedzać, nie ograniczać się.
Nie chodzi o starych, tylko o baby. Z kolesiami z dzieciństwa jeżdżę na zasadzie „będzie jakaś meta”. Wszyscy się dobrze bawią, każdy jeździ co roku. Nie wszyscy piją, a wszyscy się dobrze bawią.