Mój kolega z pracy, w pewien lipcowy poranek, kręcił na rowerku do pracy. Na 7.15. Mniej więcej w połowie drogi spojrzał na ratusz i okazało się że jest 7:20. Tak docisnął ze strachu przed kolejnym spóźnieniem że przyjechał o 7:05. Przez pół dnia zastanawiał się jak to możliwe, że 44-latek zagiął czasoprzestrzeń;-).
Trzeba biec w przeciwną stroną niż obrót Ziemii.
Mój kolega z pracy, w pewien lipcowy poranek, kręcił na rowerku do pracy. Na 7.15. Mniej więcej w połowie drogi spojrzał na ratusz i okazało się że jest 7:20. Tak docisnął ze strachu przed kolejnym spóźnieniem że przyjechał o 7:05. Przez pół dnia zastanawiał się jak to możliwe, że 44-latek zagiął czasoprzestrzeń;-).
I to jest dopiero optymizm...