Dziadek tak podróżował czasami po dniu pracy w polu z postojem w wiejskiej knajpie. Koń zawsze przychodził na podwórko i rżał dopóki ktoś nie przyszedł po dziadka.
Moj facet ma rodzine na Podlasiu i mowil mi nie raz, nie dwa, ze jako dzieciaka, gdy spedzal tam wakacje, to wsadzali go na konia i wysylali do sklepu. Kon zajezdzal razem z moim facetem pod sklep, jakies pijaczki spod sklepu go z tego konia sciagaly, on robil te zakupy, a potem pijaczki go na konia wsadzaly spowrotem, klepaly konia po zadzie zeby jechal i moj fcet zawsze trafial spowrotem do domu, bo kon tak szedl. Zawsze jak o tym wspomina, to nie wiem czy sie smiac, czy plakac - osobiscie w zyciu bym wlasnego dziecka tak na koniu nie wyslala, ale jego rodzina jest dziwna. :')
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
11 lutego 2024 o 1:38
Ja akurat byłem chowany po sąsiedzku, na Roztoczu i też od małego wsadzali mnie na konia, bo w rodzinie z dziada pradziada była tradycja jeździecka. jeśli znikałem ja i któryś z koni albo moja gęś, to nikt się nie martwił, gorzej, gdybym zniknął tylko ja, co jednak się nie zdarzało, bo nawet jak próbowałem, moja rżąca albo gegająca "obstawa" była jak Cerber.
@hubertnnn W tej wypowiedzi jest tyle błędów merytorycznych, że boli. Zaczynając od tego, że nie było czegoś takiego jak "wynalezienie ognia". Ogień jest zjawiskiem naturalnym. Człowiek tylko nauczył się go rozpalać w sposób kontrolowany. To tak na początek.
Od kiedy pamietam koń zawsze wracał do domu. I na tym opierał się spokój wiejskich kobiet. Chłop zawsze wracał.
@parafia1 a tam, babcia opowiadała że raz koń wrócił a dziadek spał pijany na drugim końcu wsi i tylko pies go pilnował :)
Dziadek tak podróżował czasami po dniu pracy w polu z postojem w wiejskiej knajpie. Koń zawsze przychodził na podwórko i rżał dopóki ktoś nie przyszedł po dziadka.
Autopilot i to działający na sieci neuronowej.
Moj facet ma rodzine na Podlasiu i mowil mi nie raz, nie dwa, ze jako dzieciaka, gdy spedzal tam wakacje, to wsadzali go na konia i wysylali do sklepu. Kon zajezdzal razem z moim facetem pod sklep, jakies pijaczki spod sklepu go z tego konia sciagaly, on robil te zakupy, a potem pijaczki go na konia wsadzaly spowrotem, klepaly konia po zadzie zeby jechal i moj fcet zawsze trafial spowrotem do domu, bo kon tak szedl. Zawsze jak o tym wspomina, to nie wiem czy sie smiac, czy plakac - osobiscie w zyciu bym wlasnego dziecka tak na koniu nie wyslala, ale jego rodzina jest dziwna. :')
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2024 o 1:38
Ja akurat byłem chowany po sąsiedzku, na Roztoczu i też od małego wsadzali mnie na konia, bo w rodzinie z dziada pradziada była tradycja jeździecka. jeśli znikałem ja i któryś z koni albo moja gęś, to nikt się nie martwił, gorzej, gdybym zniknął tylko ja, co jednak się nie zdarzało, bo nawet jak próbowałem, moja rżąca albo gegająca "obstawa" była jak Cerber.
A języka ojczystego nie znają.
tę technologię
ulżyłem sobie :-)
Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 13 lutego 2024 o 20:36
@orajo To nie ma nic wspólnego z technologią.
@aniechcemisie chodzi o błąd językowy, ale oczywiście, nie ma tym rozwiązaniu technologii, może poza technologią gorzelniczą.
@aniechcemisie Wszystko od wynalezienia ognia jest technologią. Udomowienie zwierząt też.
@orajo Jasne. Mój komentarz nie był czepianiem się, a uzupełnieniem :-)
@hubertnnn W tej wypowiedzi jest tyle błędów merytorycznych, że boli. Zaczynając od tego, że nie było czegoś takiego jak "wynalezienie ognia". Ogień jest zjawiskiem naturalnym. Człowiek tylko nauczył się go rozpalać w sposób kontrolowany. To tak na początek.