Jak ktoś pracuje na etacie 8:00-16:00, potem musi odebrać dzieci ze szkoły/przedszkola, zrobić im obiad i przygotować na kolejny dzień to ma marne szanse w tygodniu na robienie zakupów. Zostaje sobota i niedziela. Ot, proza życia. Za każdym razem jak jest niedziela handlowa sklepy są pełne więc widać, że jest spore zapotrzebowanie na to.
To co obecnie proponują rządzący czyli max dwie niedziele w miesiącu pracujące, wynagrodzenie x2 i dzień wolny w ciągu 6 dni od pracującej niedzieli jest uczciwą propozycją dla ludzi pracujących w handlu.
Nagle, pojawiła się w Polsce wielka empatia i współczucie dla handlowców.
Jakoś nad innymi zawodami, które pracują w niedzielę nikt się tak nie rozczula a te osoby nie dostają takich warunków. Nie bardzo rozumiem czemu to współczucie dotyczy tylko "biednych kasjerek"?
Żaden dzień tak bardzo nie pasuje mi na zakupy jak niedziela. W niedzielę znajduję się w odpowiednim czasie i miejscu i aż prosiłoby się, żeby zrobić zakupy. Ale nie. Muszę specjalnie rozwalać sobie plan, zmarnować dwa razy więcej czasu i energii, żeby móc tam pojechać w inny dzień, choć mój tryb życia nie jest do tego kompletnie dostosowany i ZAWSZE muszę zaprzedać duszę, czy zrezygnować z innych rzeczy, żeby zrobić zwyczajne zakupy, bo w niedzielę nie mogę i już.
Odpuście tym biednym kasjerkom w sklepach, nie pobędą z rodzinami. Idźcie do restauracji, kina czy aquaparku. Tam kasjerki i kelnerki nie mają rodzin.
No i jaki jest sens tego demota? "O kurcze ale dowaliłem tym co mają inne zdanie niż ja"? Czy o co chodzi?
Jak ktoś pracuje na etacie 8:00-16:00, potem musi odebrać dzieci ze szkoły/przedszkola, zrobić im obiad i przygotować na kolejny dzień to ma marne szanse w tygodniu na robienie zakupów. Zostaje sobota i niedziela. Ot, proza życia. Za każdym razem jak jest niedziela handlowa sklepy są pełne więc widać, że jest spore zapotrzebowanie na to.
To co obecnie proponują rządzący czyli max dwie niedziele w miesiącu pracujące, wynagrodzenie x2 i dzień wolny w ciągu 6 dni od pracującej niedzieli jest uczciwą propozycją dla ludzi pracujących w handlu.
Nagle, pojawiła się w Polsce wielka empatia i współczucie dla handlowców.
Jakoś nad innymi zawodami, które pracują w niedzielę nikt się tak nie rozczula a te osoby nie dostają takich warunków. Nie bardzo rozumiem czemu to współczucie dotyczy tylko "biednych kasjerek"?
Żaden dzień tak bardzo nie pasuje mi na zakupy jak niedziela. W niedzielę znajduję się w odpowiednim czasie i miejscu i aż prosiłoby się, żeby zrobić zakupy. Ale nie. Muszę specjalnie rozwalać sobie plan, zmarnować dwa razy więcej czasu i energii, żeby móc tam pojechać w inny dzień, choć mój tryb życia nie jest do tego kompletnie dostosowany i ZAWSZE muszę zaprzedać duszę, czy zrezygnować z innych rzeczy, żeby zrobić zwyczajne zakupy, bo w niedzielę nie mogę i już.