No, więc idź popracować tydzień-dwa tak jak oni... W okresie studiów dorabiałem w wakacje na budowie i wiem, jaki to ciężki kawałek chleba. 8-12 godzin ciężkiej pracy w różnych warunkach pogodowych, stale goniące i wyśrubowane terminy, częsty brak podstawowych kompetencji inżynierów, którzy poziomnicy do ściany poprawnie przyłożyć nie potrafili. O rzeczach dziejących się na budowach można by książki pisać. Cud, że te wszystkie bloki jeszcze stoją.
Racja Ashardon, autor demota pewnie nigdy nie trzymał łopaty w ręku, gdyby ci pracownicy mieli kopać non stop bez odpoczynku nazajutrz nie dali by rady wstać z łóżka do pracy.
Pracy jest całkiem sporo ale dla specjalistów i roboli. Tak więc wyższe szkoły europeistyki i inne podobne potwory wypluwające młodych, wykształconych na kierunkach sponsorowanych, nie mówiąc już o tych bez jakiejkolwiek szkoły, odpadają w przedbiegach.
Różnica między nimi a resztą pracujących jest taka, że ich po prostu widać. Jeżeli nie mają przerwy, to równie dobrze mogą czekać na materiał (może rury w tym wypadku). Jestem bardziej niż pewien, że piszący artykuł źródłowy nie zadał sobie trudu aby nawet spróbować pogadać - bo to nie jego "poziom".
Niewielu wie, że robotnikom na każdą przepracowaną godzinę przysługuje 15 min. przerwy, dla przykładu u sekretarki to 2 minuty. Poza tym, często robotnicy muszą czekac, by móc wykonac następną robotę.
Nasza babka od polskiego zawsze w ten sposób nam tłumaczyła fakt, że polskie drogi są dziurawe. Cóż...robotnicy robią na odp***dol, potem są dziury, dziury trzeba zalepić, potem znowu są dziury które znowu trzeba zalepić itd. itd. błędne koło, ale robota jest.
tombak90 - "O pracę samą w sobie nie jest jeszcze tak przesadnie trudno. Trudniej jest o ludzi do pracy, którzy nie są wybredni. Nie da się tak żeby każdy pracował umysłowo:)"
- daj mi wypłatę za którą będę mógł kupić mieszkanie i założyć w nim rodzinę to podejmę się każdej pracy
Ciekaw jestem, czy autor demota kiedykolwiek pracował fizycznie np. na budowie. Gdyby popracował, zobaczyłby jak cenne w takiej robocie może być 10-15 minut na złapanie oddechu. To nie biuro do którego przychodzi się na ósmą i wychodzi o szesnastej. Tu zasuwa się od wczesnych godzin porannych, a do której? Często do tej, do której trzeba, bo są pewne typy robót, po rozpoczęciu których nie można tak po prostu przerwać i iść do domu. Terminy gonią, kierownicy się czepiają, bo jeśli oni się nie przyczepią, to przyczepią się do nich, a tu nagle robota stop, bo okazało się, że objawiła się dawna instalacja, stary fundament czy inne dziwo, o którym plany nie wspominały choćby milimetrową kreseczką. Zanim ktoś ogarnie co to, skąd to, oraz czy i jak to ruszyć, mija czas. Opóźnienie trzeba nadrobić, tempo wzrasta, a tu nieraz deszcz, ziąb, upał czy wichura. I nie ma, że boli. Są terminy, na ich nieprzestrzeganiu traci inwestor, a skoro on, to i wszyscy pod nim, bo to on tu rozdaje papierki z cyferkami.
Dokładnie, popieram. Ja teraz pracuję często na budowach i przychodzę do domu taki zrypany, że od razu zasypiam w ciuchach. Przez goniące terminy często zdarza się robić od 8.00 do 19.00, praktycznie w każdą sobotę robię, raz nawet w niedzielę rypałem cały dzień. Fakt, zdarzają się chwile przerwy, jak dzisiaj - ale było to spowodowane tym, że była robota na dachu, a były tylko jedne szelki zabezpieczające i nie mogłem wejść na dach, poza tym jeszcze nie mam badań.
No, więc nie narzekajcie więcej na stan dróg.
No, więc idź popracować tydzień-dwa tak jak oni... W okresie studiów dorabiałem w wakacje na budowie i wiem, jaki to ciężki kawałek chleba. 8-12 godzin ciężkiej pracy w różnych warunkach pogodowych, stale goniące i wyśrubowane terminy, częsty brak podstawowych kompetencji inżynierów, którzy poziomnicy do ściany poprawnie przyłożyć nie potrafili. O rzeczach dziejących się na budowach można by książki pisać. Cud, że te wszystkie bloki jeszcze stoją.
Racja Ashardon, autor demota pewnie nigdy nie trzymał łopaty w ręku, gdyby ci pracownicy mieli kopać non stop bez odpoczynku nazajutrz nie dali by rady wstać z łóżka do pracy.
Pracy jest całkiem sporo ale dla specjalistów i roboli. Tak więc wyższe szkoły europeistyki i inne podobne potwory wypluwające młodych, wykształconych na kierunkach sponsorowanych, nie mówiąc już o tych bez jakiejkolwiek szkoły, odpadają w przedbiegach.
to prawda
Różnica między nimi a resztą pracujących jest taka, że ich po prostu widać. Jeżeli nie mają przerwy, to równie dobrze mogą czekać na materiał (może rury w tym wypadku). Jestem bardziej niż pewien, że piszący artykuł źródłowy nie zadał sobie trudu aby nawet spróbować pogadać - bo to nie jego "poziom".
Niewielu wie, że robotnikom na każdą przepracowaną godzinę przysługuje 15 min. przerwy, dla przykładu u sekretarki to 2 minuty. Poza tym, często robotnicy muszą czekac, by móc wykonac następną robotę.
i tak do 67 roku życia xD
Nasza babka od polskiego zawsze w ten sposób nam tłumaczyła fakt, że polskie drogi są dziurawe. Cóż...robotnicy robią na odp***dol, potem są dziury, dziury trzeba zalepić, potem znowu są dziury które znowu trzeba zalepić itd. itd. błędne koło, ale robota jest.
To niech się sama bierze do roboty przy betoniarce. Jej robotnicy nie mówią jak ma uczyć.
Dla mnie nauczyciele to margines spoleczny, a te humanistyczne pasozyty, to juz w ogole.
demot:PANIE KIEROWNIKU !:Łopata się złamała.-To się o betoniarkę oprzyj.
tombak90 - "O pracę samą w sobie nie jest jeszcze tak przesadnie trudno. Trudniej jest o ludzi do pracy, którzy nie są wybredni. Nie da się tak żeby każdy pracował umysłowo:)"
- daj mi wypłatę za którą będę mógł kupić mieszkanie i założyć w nim rodzinę to podejmę się każdej pracy
Ciekaw jestem, czy autor demota kiedykolwiek pracował fizycznie np. na budowie. Gdyby popracował, zobaczyłby jak cenne w takiej robocie może być 10-15 minut na złapanie oddechu. To nie biuro do którego przychodzi się na ósmą i wychodzi o szesnastej. Tu zasuwa się od wczesnych godzin porannych, a do której? Często do tej, do której trzeba, bo są pewne typy robót, po rozpoczęciu których nie można tak po prostu przerwać i iść do domu. Terminy gonią, kierownicy się czepiają, bo jeśli oni się nie przyczepią, to przyczepią się do nich, a tu nagle robota stop, bo okazało się, że objawiła się dawna instalacja, stary fundament czy inne dziwo, o którym plany nie wspominały choćby milimetrową kreseczką. Zanim ktoś ogarnie co to, skąd to, oraz czy i jak to ruszyć, mija czas. Opóźnienie trzeba nadrobić, tempo wzrasta, a tu nieraz deszcz, ziąb, upał czy wichura. I nie ma, że boli. Są terminy, na ich nieprzestrzeganiu traci inwestor, a skoro on, to i wszyscy pod nim, bo to on tu rozdaje papierki z cyferkami.
Dokładnie, popieram. Ja teraz pracuję często na budowach i przychodzę do domu taki zrypany, że od razu zasypiam w ciuchach. Przez goniące terminy często zdarza się robić od 8.00 do 19.00, praktycznie w każdą sobotę robię, raz nawet w niedzielę rypałem cały dzień. Fakt, zdarzają się chwile przerwy, jak dzisiaj - ale było to spowodowane tym, że była robota na dachu, a były tylko jedne szelki zabezpieczające i nie mogłem wejść na dach, poza tym jeszcze nie mam badań.