Żeby to było takie piękne zawsze. Jeżdżę do domu dziecka czasami. Mam taki zaprzyjaźniony. W miarę możliwości kupuję dzieciakom słodycze czy inne pierdołki. I te dzieciaki są naprawdę fajne. Rozmawiają, śmieją się, wygłupiają. Maluchy się tulą. I widać jak tęsknią. Za domem, za normalną rodziną... I jeździłem tam kilka lat z rzędu. Dzieci niestety tylko przybywało...
Dałem plusa, ale w życiu nie wygląda to tak wesoło. Mało któremu dziecku się udaje. A głównym zajęciem opiekunów jest rozdzielanie kopulujących par nocą po łazienkach.
I nagradzać obcego człowieka wychowaniem jego potomka? Pewnie jeszcze jakiegoś patola który dymną laskę po pijaku albo nie miał jaj zająć się dzieckiem. Po co? Wychowywać to tylko swoje lub spokrewnione, inaczej nie ma się z tego zysku!
Trzeba mieć dzieci, by pewne sprawy zrozumieć. Ty ich chyba nie masz, bo nie rozumiesz siły emocjonalnych więzi, które w naturalny sposób powstają między rodzicami i dziećmi (i to bez znaczenia, czy są one naszymi biologicznymi potomkami, czy też są adoptowane).
Nie warto tego czytać, choćby dlatego, że to kłamstwo. Babka zrobiła z siebie samotną matkę, na pewno szybko znajdzie męża! :D Dzieciaki z takich miejsc do tego mogą mieć "nieco" skrzywioną psychikę, bo nie wiadomo co przeszły i raczej nie było to nic miłego, więc większa odpowiedzialność.
@survive Jest to oczywiście zmyślona bajeczka. Niestety nie ukazuje adopcji w jej prawdziwym świetle. Dzieci w domach dziecka są "po przejściach", dlatego dobór odpowiednich rodziców jest tak ważny. Jeszcze bajeczka sugeruje, że ośrodka adopcyjnego nie obowiązują żadne rygorystyczne procedury, a dyrektor może robić wyjątki. Totalna bzdura.
@warszawiaczanka Otóż to. Dzieciaki te często są odbierane rodzicom, którzy pili, bili i gwałcili. Takie maluchy mają pomieszane wartości, zrytą psychikę itd. Znajoma adoptowała dziecko, które jest po prostu straszne. Nie szanuje nikogo i niczego, a ma dopiero 4 lata. No, teraz 5.
Btw wiecie, że seryjni mordercy byli albo gnębieni w swoich domach albo adoptowani?
@survive pomine juz jakze wazny fakt, ze takie dziecko czesto nawet nie zna historii chorob w rodzinie, nie wie na co ma duze prawdopodobienstwo zachorowac a co gorsze moze sie pozniej zwiazac z osoba ze soba spokrewniona.
Dziecko, dziecko dziecko... dejcie mi dziecko.. musze dziecko... tu, teraz zaraz.... a przed oczami mam diabla tasmanskiego z looney toons... Tak widze takie kobiety. One w rzeczywistosci nie chca dobra tych dzieci, tylko zaspokoic swoje wlasne egoistyczne pragnienia.
@jmcharakterek tez tak zawsze myslalam o domu dziecka. Ostatnio jechałam z jednym uberowcem, jego zona pracuje w domu dziecka. Trasa dosc dluga to też mi troche opowiadał. Ze te dzieciaki takie swiete wcale nie sa. Roszczeniowe do granic mozliwosci, wszystko im sie nalezy a do tego zakłamane i manipulanci. I w sumie jakby tak popatrzec na srodowisko z jakich wyrosli to nie ma sie czemu dziwic.
@pochichrana Potwierdzam drugą część Twojej wypowiedzi. Dzieci w domach dziecka wcale nie płaczą z radości na widok cukierków czy maskotek, jak to pewnie wielu ludzi sądzi. Wręcz przeciwnie. Dostają mnóstwo "gadżetów" od różnej maści sponsorów. A pisząc "gadżety" mam raczej na myśli laptopy niż breloczki.
Ponadto, co gorsza, większość dzieci ma nieuregulowaną sytuację prawną (nie można ich adoptować) i stały kontakt z patologicznymi roszczeniowymi rodzicami, którzy np. zabierają je na weekendy. Takie dzieci są chowane, dokładnie tak jak napisałaś, w przeświadczeniu, że wszystko im się należy.
@pochichrana , oczywiście się z tobą zgadzam, tylko... Tak naprawdę dzieci się ma właśnie z powodu swoich egoistycznych pragnień- chęć posiadania potomstwa, to część naszej ludzkiej natury. Nie wiem czemu kobieta chcąca adoptować dziecko miałaby być bardziej egoistyczna od kobiety, która chce (bo może) dziecko urodzić.
Natomiast to, że dzieciaki z domów dziecka są dziećmi najczęściej skrajnie trudnymi i problematycznymi, to żadna tajemnica; do rejonu mojego gimnazjum należał dom dziecka, w związku z czym znam mnóstwo ludzi z tego środowiska.
W klasie miałem dokładnie trójkę wychowanków domu dziecka- jedna dziewczyna, którą molestował i gwałcił ojciec, jeden chłopak, któremu ojciec przypalał stopy papierosem, jeśli nie wyrabiał "dziennej normy" na żebrze (normą było tyle pieniędzy, żeby codziennie starczało ojcu na alkohol i fajki) i jeszcze jeden chłopak, którego matka była prostytutką- i to nie taką pracującą w burdelu (taka jeszcze byłaby w stanie jako tako dwójkę dzieci utrzymać), a taką, która sprzedawała się żurom za wódkę- na jego nieszczęście większość z nas jego mamę znała, bo mieszkaliśmy prawie że po sąsiedzku...
Tylko skrajny ignorant mógłby sądzić, że te dzieciaki mogą być tylko trochę trudne- to jest patologia. Nie piszę tego z pogardą, a z ogromem współczucia. Nie wiem, jak wyglądają statystyki, ale nie poznałem nikogo, kto by trafił do "bidula" po urodzeniu i został od początku wychowywany przez pracowników placówki. Każde dziecko miało za sobą ogrom traumatycznych przeżyć, których przeciętny człowiek (nawet mający tzw. trudne dzieciństwo) nie jest w stanie pojąć, jeśli nigdy z takimi ludźmi nie miał okazji bliżej poznać.
Większość dziewczyn z domu dziecka zachodzi w ciążę jeszcze przed ukończeniem gimnazjum. Kiedy w wieku 15-17 lat eksperymentowałem trochę z alkoholem i innymi używkami, to znajomi z ośrodka (rówieśnicy, czasami młodsi) byli już ekspertami w tej dziedzinie i mieli doświadczenia z narkotykami w wieku 11-12 lat. Reagowanie przemocą i ucieczką, to codzienność- co chwila ktoś był na gigancie i spał zimą po klatkach, każde słowa krytyki ze strony nauczycieli sprawiały, że wychodzili z klasy i nie wracali do szkoły przez tydzień, często wdawali się w bójki o byle pierdołę...
Teraz pojawia się pytanie- czy tymi dziećmi trzeba gardzić i je izolować czy starać się im w jakiś sposób pomóc? Obraz który nakreśliłem wydaje się tragiczny i wyłącznie odstręczający, ale większość z tych dzieciaków wspominam dobrze i jeśli ma się na nich sposób i zdobędzie się ich zaufanie, to okazuje się, że są naprawdę wartościowymi ludźmi- tylko niezwykle problematycznymi, bo od najmłodszych lat doznawali ogromu krzywd i w taki a nie inny sposób nauczyli się sobie z nimi radzić. Z kilkunastu dzieciaków z bidula, których znałem osobiście, nie tylko z widzenia- mam przykre doświadczenia tylko z jednym.
Problemem jest to, że ludzie mają skrajnie sztuczne i uproszczone widzenie tych dzieciaków- albo są to smutne aniołki, które tylko marzą o tym, żeby mieć mamusię, albo są to małe patusy, które chlają, ćpają i bzykają się po kiblach- robiąc to wszystko jeszcze zanim skończą 13-15 lat. I oba te obrazki zawierają w sobie część prawdy, ale jednocześnie są strasznymi kalkami nieprzekładającymi się na rzeczywistość.
"Ponadto, co gorsza, większość dzieci ma nieuregulowaną sytuację prawną (nie można ich adoptować) i stały kontakt z patologicznymi roszczeniowymi rodzicami, którzy np. zabierają je na weekendy."
Często (nie zawsze) utrzymywanie kontaktu z rodzicami faktycznie wpływa nieciekawie na rozwój dziecka, ale no właśnie... nie zawsze. Ponadto trzeba pamiętać, ze właśnie fakt, iż te dzieci pomimo trafienia do domu dziecka dalej mogą utrzymywać kontakt z rodzicami, to jedyne, co utrzymuje ich przy życiu. Do bidula trafiają najczęściej dzieci z bardzo dużej patologii, ale zdarzają się również osoby, które straciły rodziców i mają np. tylko babcię, ale nie była ona w stanie utrzymać dziecko/dzieci materialnie. W takich sytuacjach kontakt z rodziną (np. przykładową babcią) jest niezwykle cenne i ogromną tragedią mogłaby się skończyć prawna możliwość adopcji tych dzieci.
OdpowiedzKomentuj obrazkiem
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
1 grudnia 2018 o 18:26
@Arbor Sytuacje, o których piszesz to margines. Jeśli rodzina jest normalna, to zawsze znajdzie się ktoś, kto weźmie dziecko do siebie. Od ręki adoptowałabym każde dziecko z mojej rodziny, choćby i dalekiego kuzyna. I chyba większość ludzi tak by zrobiła. Więc te przypadki, gdy rodzina jest normalna, ale dzieciom została tylko biedna babcia, której nie stać na wychowanie są tak niesamowicie rzadkie, że w swojej wypowiedzi zastosowałam uproszczenie polegające na ich pomijaniu.
Niestety, większość dzieci w domach dziecka pochodzi z patologii. Bo jak w normalnej rodzinie dziecku giną rodzice w wypadku, to tak jak pisałam, zawsze ktoś z rodziny zaadoptuje. Dlatego w bidulach takich dzieci nie uświadczysz.
I może zabrzmi to brutalnie, ale jedyną szansą dla tych dzieci jest całkowite odcięcie ich od rodziców. W przeciwnym razie wyrosną na taką samą patologię.
@panna_zuzanna_i_wanna , cóż, to niesamowicie trudne sprawy i wydaje mi się, że każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie. Pamiętajmy, że jest również druga strona- rodzice. Wcale rzadkie są przypadki, że kiedy z domu zabiera się dzieci, które lądują w domu dziecka, to rodzice budzą się (poniekąd z ręką w nocniku) i zaczynają realnie się zmieniać, aby o te dzieci walczyć- często się im to nie udaje, często trwa to latami, ale tak się zdarza. Nie mam tutaj wiedzy teoretycznej i nie wiem, jak to wygląda statystycznie, ale mam wiedzę praktyczną i takie przypadki znam. Dużą krzywdą byłoby uproszczenie tych- jak już wyżej wspomniałem- sytuacji i wsadzenie ich wszystkich pod jedną regułę prawną. Sprawa jest na tyle ciężka i skomplikowana, że wymaga ona podejścia tzw. życiowego, czyli rozpatrywać każdą sprawę w sposób indywidualny i traktować je wszystkie jako specyficzne.
Kiepskie zakończenie. Powinna ta "mama" wsiąść do samochodu z tym dzieckiem, ruszyć i w tym momencie betoniara w nich DUP! Lecą w górę do Nieba przy wtórującym śpiewie małych Aniołków. Amen.
Dobrze, że autor nieznany, bo tekst jest kiepsko napisany - technicznie. Jakby ktoś pomyślał nie tylko o ckliwości przesłania, to można by to zrobić znacznie lepiej...
@RikoTachibana Niech zgadnę. Jesteś autorem bloga, albo bardzo (nie)poczytnej powieści na wattpadzie? Ewentualnie bezrobotnym absolwentem polonistyki? :)
@MauraVe - Twoja opinia jest niezwykle ciekawa i w pewnym sensie zgadza się z moim pojmowaniem otaczającego nas świata. Wszyscy szkalują wyciąganie pochopnych wniosków i tworzenie stereotypów, jednakowoż nie da się ukryć, że wiele grup społecznych z jakiegoś powodu daje podwaliny pod te stereotypy. Niestety jednak w tym przypadku założenie, że osoba krytykująca tekst pod względem stylu przynależy do grupy niespełnionych pisarzy, których marzenia zostały zdeptane niczym jesienne liście na leśnej ścieżce, jest błędne. Marzenia me zdeptaniu nie uległy, a rozkwitają niczym pąki białych różny podziwiane przez tysiące... Dzieje się tak jednak dlatego, że uważnie patrzę na litery wydobywające się spod mych palców i każdorazowo układam je bez wytchnienia dając z siebie maksimum. Stąd też zwyczajnie na świecie niebywale irytuje mnie, gdy ktoś realizuje dobre pomysł, nie tylko literackie, i marnotrawi ich ostateczny efekt nie przykładając należytej wagi do szczegółów.
@RikoTachibana Jak dla mnie - przerost formy nad treścią i nie, nie mówię tu o democie :) Po latach w tej branży od razu wyczuwam takich "autorów", jak ty :) Samych sukcesów. Pozdrowienia :)
Gdyby adopcja była łatwa... Chciałam zawsze adoptować dziecko... Niedostane go, bo kilka lat temu leczyłam się na napady lękowe. W innym, bo jestem ateistką. W trzecim, bo nie mamy wykończonego pokoju dla dziecka, więc nie można zacząć procedury(procedura trwa z rok, a chciałam ściany zrobić po dziecko, bo nie wiem czy "dostane" 6 czy 4 latka). Dalej na razie nie mam ochoty próbować, skoro z byle powodu mówią, ze nie mam szans.
PS. z formalnego punktu to już bzdura. Nawet jeśli dziecko juz się "zaadaptowało" to jeszcze zostają formalności typu oględziny mieszkania, wypytanie sąsiadów...
Nie przeczytałem dokładnie, ale chyba kobieta adoptująca dziecko w tej historyjce była singielką? jak tak to nie prawda, że adoptowała dziecko "na zaświadczenie". Próbowałem w wieku dwudziestu lat adoptować dwunastolatkę i mi nie pozwolili. Widocznie adoptować może tylko małżeństwo
Niestety, procedura adopcyjna w Polsce to droga pod górkę. I jeszcze trzeba ciągnąć wóz z kamieniami. Zaświadczenia (zarobki, niekaralność, opinia z zakładu pracy itp.), testy psychologicze (naprawdę przegięte), wizyty z ośrodka czy dom/mieszkanie jest ok. Kilka miesięcy szkolenia. Potem czekanie. Kiedy wreszcie zadzwoni telefon nadal nie jest kolorowo, masa dzieci jest chorych (fas, fasd, choroba sieroca w pakiecie, większość dzieci jest po ciezkich traumach). A jeśli jeszcze okaże się że biologicznym przypomniało się o dziecku, to wtedy szanse na adopcję spadają prawie do zera. Rodzice adopcyjni w Polsce mają masę obowiązków i stawia się przed nimi pełno wymagań, tylko w trakcie procedur praw jakoś nikt nie chce im dać.
@Sooczus Powiem w imieniu tych, którzy stoją po drugiej stronie: procedury są normalne. Testy psychologiczne są konieczne. Jakie prawa mieliby mieć kandydaci na rodziców adopcyjnych?
To prawda, że bycie przestępcą czy zaburzenia psychiczne dyskwalifikują.
Wymagania dotyczące warunków i finansów nie są przesadzone, ale dochody kwalifikujące do pobierania zasiłków z pomocy społecznej nie wystarczą. Powody są oczywiste: wiele osób nie stać na utrzymanie kanarka, jak mają utrzymać dziecko?
Badania i szkolenie kandydatów jest niezbędne. Trwa kilka miesięcy, ale ciąża też trwa 3/4 roku.
Dzieci mają problemy, bo są dziećmi biologicznymi ludzi z problemami.
Do adopcji kwalifikuje się tylko dzieci wolne prawnie - rodzice biologiczni nie mogą sobie przypomnieć o dziecku, już nie mają nic do powiedzenia, bo wcześniej są pozbawieni praw rodzicielskich lub sami się tych praw zrzekli.
Mowcie co chcecie piszcie co wam sie podoba, ale mam 20-pare lat i po prostu sie rozplakalem a placze na prawde rzadko to smutne ze dzieje sie cos takiego, ze dziecko musi cos takiego przechodzic, nie wiem czy to fikcja czy prawda ale zrobilbym wszystko zeby pomoc takiej rodzinie.
Ten tekst jest szkodliwą bajką, pełna bzdur.
Tak nie adoptuje się dzieci.
Ani w Polsce, ani w żadnym cywilizowanym kraju.
Adopcja jest procedurą prawną, poprzedzoną przynajmniej kilkumiesięcznymi przygotowaniami i tzw. kwalifikacją kandydatów na rodziców.
1. Dziecko, którego matka zrzeka się po urodzeniu jest adoptowane jako małe niemowlę. Po niemowlęta do adopcji jest kilkuletnia kolejka oczekujących rodziców adopcyjnych. Nigdy dziecko wolne prawnie nie czeka na adopcję przez pięć lat!
2. Żaden dyrektor domu dziecka nie może nikomu przydzielić dziecka, ani nawet ułatwiać kontaktów z dzieckiem. Nie ma takich uprawnień, to byłoby nielegalne.
3. O adopcji i o tym kto kogo adoptuje decydują Sądy Rodzinne. W większości adopcji (95%) zaangażowane są też Ośrodki Adopcyjno-Opiekuńcze. Ośrodki badają, szkolą i kwalifikują kandydatów na rodziców adopcyjnych. OAO+sąd to normalna ścieżka.
4. Proszę nie pisać w komentarzach, że adopcje są utrudniane dla samotnych kobiet, albo ateistów. W państwowych ośrodkach to nie jest przeszkoda.
5. Kontrole sytuacji dziecka w rodzinie adopcyjnej po adopcji to mit. Po uprawomocnieniu się postanowienia sądu dziecko ma nowy akt urodzenia i jest w identycznej sytuacji, jak dzieci rodzone.
6. Dzieci w domach dziecka najczęściej nie są "wolne prawnie", mają rodziców (którzy z różnych powodów nie wychowują własnych dzieci) i tych dzieci nie można adoptować.
szkoda że to tylko 'bajka''
W latach 90 zrobiliby z tego serial familijny. :)
Żeby to było takie piękne zawsze. Jeżdżę do domu dziecka czasami. Mam taki zaprzyjaźniony. W miarę możliwości kupuję dzieciakom słodycze czy inne pierdołki. I te dzieciaki są naprawdę fajne. Rozmawiają, śmieją się, wygłupiają. Maluchy się tulą. I widać jak tęsknią. Za domem, za normalną rodziną... I jeździłem tam kilka lat z rzędu. Dzieci niestety tylko przybywało...
@jmcharakterek powiedz o tym na marszu dla życia, podrzuć im adres!
Dałem plusa, ale w życiu nie wygląda to tak wesoło. Mało któremu dziecku się udaje. A głównym zajęciem opiekunów jest rozdzielanie kopulujących par nocą po łazienkach.
I nagradzać obcego człowieka wychowaniem jego potomka? Pewnie jeszcze jakiegoś patola który dymną laskę po pijaku albo nie miał jaj zająć się dzieckiem. Po co? Wychowywać to tylko swoje lub spokrewnione, inaczej nie ma się z tego zysku!
dzieci nie robi się/bierze dla "zysku"...
Trzeba mieć dzieci, by pewne sprawy zrozumieć. Ty ich chyba nie masz, bo nie rozumiesz siły emocjonalnych więzi, które w naturalny sposób powstają między rodzicami i dziećmi (i to bez znaczenia, czy są one naszymi biologicznymi potomkami, czy też są adoptowane).
@Kapitalista_zwykły Co to znaczy "dymną"? W języku polskim nie ma takiego wyrażenia.
Pewnie chodziło o Annę Dymną, polską aktorkę.
@FenrirIbnLaAhad z punktu widzenia ewolucyjnego dzieci "robi sie" po to,zeby przedluzyc gatunek i przekazac swoje geny...
@Xar "z punktu widzenia ewolucyjnego" to powinniśmy zabijać słabe niewydajne jednostki, a nie je utrzymywać :)
Totalni widzą tylko in vitro.
@vlkuplzn to po co matka Cie rodziła? Mogła adoptować.
Ładna bajeczka.
Nie warto tego czytać, choćby dlatego, że to kłamstwo. Babka zrobiła z siebie samotną matkę, na pewno szybko znajdzie męża! :D Dzieciaki z takich miejsc do tego mogą mieć "nieco" skrzywioną psychikę, bo nie wiadomo co przeszły i raczej nie było to nic miłego, więc większa odpowiedzialność.
@survive Jest to oczywiście zmyślona bajeczka. Niestety nie ukazuje adopcji w jej prawdziwym świetle. Dzieci w domach dziecka są "po przejściach", dlatego dobór odpowiednich rodziców jest tak ważny. Jeszcze bajeczka sugeruje, że ośrodka adopcyjnego nie obowiązują żadne rygorystyczne procedury, a dyrektor może robić wyjątki. Totalna bzdura.
@warszawiaczanka Otóż to. Dzieciaki te często są odbierane rodzicom, którzy pili, bili i gwałcili. Takie maluchy mają pomieszane wartości, zrytą psychikę itd. Znajoma adoptowała dziecko, które jest po prostu straszne. Nie szanuje nikogo i niczego, a ma dopiero 4 lata. No, teraz 5.
Btw wiecie, że seryjni mordercy byli albo gnębieni w swoich domach albo adoptowani?
@survive pomine juz jakze wazny fakt, ze takie dziecko czesto nawet nie zna historii chorob w rodzinie, nie wie na co ma duze prawdopodobienstwo zachorowac a co gorsze moze sie pozniej zwiazac z osoba ze soba spokrewniona.
Dziecko, dziecko dziecko... dejcie mi dziecko.. musze dziecko... tu, teraz zaraz.... a przed oczami mam diabla tasmanskiego z looney toons... Tak widze takie kobiety. One w rzeczywistosci nie chca dobra tych dzieci, tylko zaspokoic swoje wlasne egoistyczne pragnienia.
@jmcharakterek tez tak zawsze myslalam o domu dziecka. Ostatnio jechałam z jednym uberowcem, jego zona pracuje w domu dziecka. Trasa dosc dluga to też mi troche opowiadał. Ze te dzieciaki takie swiete wcale nie sa. Roszczeniowe do granic mozliwosci, wszystko im sie nalezy a do tego zakłamane i manipulanci. I w sumie jakby tak popatrzec na srodowisko z jakich wyrosli to nie ma sie czemu dziwic.
@pochichrana Potwierdzam drugą część Twojej wypowiedzi. Dzieci w domach dziecka wcale nie płaczą z radości na widok cukierków czy maskotek, jak to pewnie wielu ludzi sądzi. Wręcz przeciwnie. Dostają mnóstwo "gadżetów" od różnej maści sponsorów. A pisząc "gadżety" mam raczej na myśli laptopy niż breloczki.
Ponadto, co gorsza, większość dzieci ma nieuregulowaną sytuację prawną (nie można ich adoptować) i stały kontakt z patologicznymi roszczeniowymi rodzicami, którzy np. zabierają je na weekendy. Takie dzieci są chowane, dokładnie tak jak napisałaś, w przeświadczeniu, że wszystko im się należy.
@pochichrana , oczywiście się z tobą zgadzam, tylko... Tak naprawdę dzieci się ma właśnie z powodu swoich egoistycznych pragnień- chęć posiadania potomstwa, to część naszej ludzkiej natury. Nie wiem czemu kobieta chcąca adoptować dziecko miałaby być bardziej egoistyczna od kobiety, która chce (bo może) dziecko urodzić.
Natomiast to, że dzieciaki z domów dziecka są dziećmi najczęściej skrajnie trudnymi i problematycznymi, to żadna tajemnica; do rejonu mojego gimnazjum należał dom dziecka, w związku z czym znam mnóstwo ludzi z tego środowiska.
W klasie miałem dokładnie trójkę wychowanków domu dziecka- jedna dziewczyna, którą molestował i gwałcił ojciec, jeden chłopak, któremu ojciec przypalał stopy papierosem, jeśli nie wyrabiał "dziennej normy" na żebrze (normą było tyle pieniędzy, żeby codziennie starczało ojcu na alkohol i fajki) i jeszcze jeden chłopak, którego matka była prostytutką- i to nie taką pracującą w burdelu (taka jeszcze byłaby w stanie jako tako dwójkę dzieci utrzymać), a taką, która sprzedawała się żurom za wódkę- na jego nieszczęście większość z nas jego mamę znała, bo mieszkaliśmy prawie że po sąsiedzku...
Tylko skrajny ignorant mógłby sądzić, że te dzieciaki mogą być tylko trochę trudne- to jest patologia. Nie piszę tego z pogardą, a z ogromem współczucia. Nie wiem, jak wyglądają statystyki, ale nie poznałem nikogo, kto by trafił do "bidula" po urodzeniu i został od początku wychowywany przez pracowników placówki. Każde dziecko miało za sobą ogrom traumatycznych przeżyć, których przeciętny człowiek (nawet mający tzw. trudne dzieciństwo) nie jest w stanie pojąć, jeśli nigdy z takimi ludźmi nie miał okazji bliżej poznać.
Większość dziewczyn z domu dziecka zachodzi w ciążę jeszcze przed ukończeniem gimnazjum. Kiedy w wieku 15-17 lat eksperymentowałem trochę z alkoholem i innymi używkami, to znajomi z ośrodka (rówieśnicy, czasami młodsi) byli już ekspertami w tej dziedzinie i mieli doświadczenia z narkotykami w wieku 11-12 lat. Reagowanie przemocą i ucieczką, to codzienność- co chwila ktoś był na gigancie i spał zimą po klatkach, każde słowa krytyki ze strony nauczycieli sprawiały, że wychodzili z klasy i nie wracali do szkoły przez tydzień, często wdawali się w bójki o byle pierdołę...
Teraz pojawia się pytanie- czy tymi dziećmi trzeba gardzić i je izolować czy starać się im w jakiś sposób pomóc? Obraz który nakreśliłem wydaje się tragiczny i wyłącznie odstręczający, ale większość z tych dzieciaków wspominam dobrze i jeśli ma się na nich sposób i zdobędzie się ich zaufanie, to okazuje się, że są naprawdę wartościowymi ludźmi- tylko niezwykle problematycznymi, bo od najmłodszych lat doznawali ogromu krzywd i w taki a nie inny sposób nauczyli się sobie z nimi radzić. Z kilkunastu dzieciaków z bidula, których znałem osobiście, nie tylko z widzenia- mam przykre doświadczenia tylko z jednym.
Problemem jest to, że ludzie mają skrajnie sztuczne i uproszczone widzenie tych dzieciaków- albo są to smutne aniołki, które tylko marzą o tym, żeby mieć mamusię, albo są to małe patusy, które chlają, ćpają i bzykają się po kiblach- robiąc to wszystko jeszcze zanim skończą 13-15 lat. I oba te obrazki zawierają w sobie część prawdy, ale jednocześnie są strasznymi kalkami nieprzekładającymi się na rzeczywistość.
@panna_zuzanna_i_wanna ,
"Ponadto, co gorsza, większość dzieci ma nieuregulowaną sytuację prawną (nie można ich adoptować) i stały kontakt z patologicznymi roszczeniowymi rodzicami, którzy np. zabierają je na weekendy."
Często (nie zawsze) utrzymywanie kontaktu z rodzicami faktycznie wpływa nieciekawie na rozwój dziecka, ale no właśnie... nie zawsze. Ponadto trzeba pamiętać, ze właśnie fakt, iż te dzieci pomimo trafienia do domu dziecka dalej mogą utrzymywać kontakt z rodzicami, to jedyne, co utrzymuje ich przy życiu. Do bidula trafiają najczęściej dzieci z bardzo dużej patologii, ale zdarzają się również osoby, które straciły rodziców i mają np. tylko babcię, ale nie była ona w stanie utrzymać dziecko/dzieci materialnie. W takich sytuacjach kontakt z rodziną (np. przykładową babcią) jest niezwykle cenne i ogromną tragedią mogłaby się skończyć prawna możliwość adopcji tych dzieci.
Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 grudnia 2018 o 18:26
@Arbor Sytuacje, o których piszesz to margines. Jeśli rodzina jest normalna, to zawsze znajdzie się ktoś, kto weźmie dziecko do siebie. Od ręki adoptowałabym każde dziecko z mojej rodziny, choćby i dalekiego kuzyna. I chyba większość ludzi tak by zrobiła. Więc te przypadki, gdy rodzina jest normalna, ale dzieciom została tylko biedna babcia, której nie stać na wychowanie są tak niesamowicie rzadkie, że w swojej wypowiedzi zastosowałam uproszczenie polegające na ich pomijaniu.
Niestety, większość dzieci w domach dziecka pochodzi z patologii. Bo jak w normalnej rodzinie dziecku giną rodzice w wypadku, to tak jak pisałam, zawsze ktoś z rodziny zaadoptuje. Dlatego w bidulach takich dzieci nie uświadczysz.
I może zabrzmi to brutalnie, ale jedyną szansą dla tych dzieci jest całkowite odcięcie ich od rodziców. W przeciwnym razie wyrosną na taką samą patologię.
@panna_zuzanna_i_wanna , cóż, to niesamowicie trudne sprawy i wydaje mi się, że każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie. Pamiętajmy, że jest również druga strona- rodzice. Wcale rzadkie są przypadki, że kiedy z domu zabiera się dzieci, które lądują w domu dziecka, to rodzice budzą się (poniekąd z ręką w nocniku) i zaczynają realnie się zmieniać, aby o te dzieci walczyć- często się im to nie udaje, często trwa to latami, ale tak się zdarza. Nie mam tutaj wiedzy teoretycznej i nie wiem, jak to wygląda statystycznie, ale mam wiedzę praktyczną i takie przypadki znam. Dużą krzywdą byłoby uproszczenie tych- jak już wyżej wspomniałem- sytuacji i wsadzenie ich wszystkich pod jedną regułę prawną. Sprawa jest na tyle ciężka i skomplikowana, że wymaga ona podejścia tzw. życiowego, czyli rozpatrywać każdą sprawę w sposób indywidualny i traktować je wszystkie jako specyficzne.
Kiepskie zakończenie. Powinna ta "mama" wsiąść do samochodu z tym dzieckiem, ruszyć i w tym momencie betoniara w nich DUP! Lecą w górę do Nieba przy wtórującym śpiewie małych Aniołków. Amen.
Oczywiście że to bajeczka. Tylko że tu bardziej chodzi o przesłanie.
Ckliwa bajeczka.
żenujące pseudo ckliwe bajki.
Dobrze, że autor nieznany, bo tekst jest kiepsko napisany - technicznie. Jakby ktoś pomyślał nie tylko o ckliwości przesłania, to można by to zrobić znacznie lepiej...
@RikoTachibana Niech zgadnę. Jesteś autorem bloga, albo bardzo (nie)poczytnej powieści na wattpadzie? Ewentualnie bezrobotnym absolwentem polonistyki? :)
@MauraVe - Twoja opinia jest niezwykle ciekawa i w pewnym sensie zgadza się z moim pojmowaniem otaczającego nas świata. Wszyscy szkalują wyciąganie pochopnych wniosków i tworzenie stereotypów, jednakowoż nie da się ukryć, że wiele grup społecznych z jakiegoś powodu daje podwaliny pod te stereotypy. Niestety jednak w tym przypadku założenie, że osoba krytykująca tekst pod względem stylu przynależy do grupy niespełnionych pisarzy, których marzenia zostały zdeptane niczym jesienne liście na leśnej ścieżce, jest błędne. Marzenia me zdeptaniu nie uległy, a rozkwitają niczym pąki białych różny podziwiane przez tysiące... Dzieje się tak jednak dlatego, że uważnie patrzę na litery wydobywające się spod mych palców i każdorazowo układam je bez wytchnienia dając z siebie maksimum. Stąd też zwyczajnie na świecie niebywale irytuje mnie, gdy ktoś realizuje dobre pomysł, nie tylko literackie, i marnotrawi ich ostateczny efekt nie przykładając należytej wagi do szczegółów.
@RikoTachibana Jak dla mnie - przerost formy nad treścią i nie, nie mówię tu o democie :) Po latach w tej branży od razu wyczuwam takich "autorów", jak ty :) Samych sukcesów. Pozdrowienia :)
Gdyby adopcja była łatwa... Chciałam zawsze adoptować dziecko... Niedostane go, bo kilka lat temu leczyłam się na napady lękowe. W innym, bo jestem ateistką. W trzecim, bo nie mamy wykończonego pokoju dla dziecka, więc nie można zacząć procedury(procedura trwa z rok, a chciałam ściany zrobić po dziecko, bo nie wiem czy "dostane" 6 czy 4 latka). Dalej na razie nie mam ochoty próbować, skoro z byle powodu mówią, ze nie mam szans.
PS. z formalnego punktu to już bzdura. Nawet jeśli dziecko juz się "zaadaptowało" to jeszcze zostają formalności typu oględziny mieszkania, wypytanie sąsiadów...
Nie przeczytałem dokładnie, ale chyba kobieta adoptująca dziecko w tej historyjce była singielką? jak tak to nie prawda, że adoptowała dziecko "na zaświadczenie". Próbowałem w wieku dwudziestu lat adoptować dwunastolatkę i mi nie pozwolili. Widocznie adoptować może tylko małżeństwo
"Autor nieznany" a czytelnik "zwymiotowany"...
Tekst "Wezmę każde dziecko, jakie mi pani zaproponuje" brzmi jak tekst napalonego pedofila w tajskim burdelu .
wzruszajace,piekna historia;)
Niestety, procedura adopcyjna w Polsce to droga pod górkę. I jeszcze trzeba ciągnąć wóz z kamieniami. Zaświadczenia (zarobki, niekaralność, opinia z zakładu pracy itp.), testy psychologicze (naprawdę przegięte), wizyty z ośrodka czy dom/mieszkanie jest ok. Kilka miesięcy szkolenia. Potem czekanie. Kiedy wreszcie zadzwoni telefon nadal nie jest kolorowo, masa dzieci jest chorych (fas, fasd, choroba sieroca w pakiecie, większość dzieci jest po ciezkich traumach). A jeśli jeszcze okaże się że biologicznym przypomniało się o dziecku, to wtedy szanse na adopcję spadają prawie do zera. Rodzice adopcyjni w Polsce mają masę obowiązków i stawia się przed nimi pełno wymagań, tylko w trakcie procedur praw jakoś nikt nie chce im dać.
@Sooczus Powiem w imieniu tych, którzy stoją po drugiej stronie: procedury są normalne. Testy psychologiczne są konieczne. Jakie prawa mieliby mieć kandydaci na rodziców adopcyjnych?
To prawda, że bycie przestępcą czy zaburzenia psychiczne dyskwalifikują.
Wymagania dotyczące warunków i finansów nie są przesadzone, ale dochody kwalifikujące do pobierania zasiłków z pomocy społecznej nie wystarczą. Powody są oczywiste: wiele osób nie stać na utrzymanie kanarka, jak mają utrzymać dziecko?
Badania i szkolenie kandydatów jest niezbędne. Trwa kilka miesięcy, ale ciąża też trwa 3/4 roku.
Dzieci mają problemy, bo są dziećmi biologicznymi ludzi z problemami.
Do adopcji kwalifikuje się tylko dzieci wolne prawnie - rodzice biologiczni nie mogą sobie przypomnieć o dziecku, już nie mają nic do powiedzenia, bo wcześniej są pozbawieni praw rodzicielskich lub sami się tych praw zrzekli.
Mowcie co chcecie piszcie co wam sie podoba, ale mam 20-pare lat i po prostu sie rozplakalem a placze na prawde rzadko to smutne ze dzieje sie cos takiego, ze dziecko musi cos takiego przechodzic, nie wiem czy to fikcja czy prawda ale zrobilbym wszystko zeby pomoc takiej rodzinie.
Ten tekst jest szkodliwą bajką, pełna bzdur.
Tak nie adoptuje się dzieci.
Ani w Polsce, ani w żadnym cywilizowanym kraju.
Adopcja jest procedurą prawną, poprzedzoną przynajmniej kilkumiesięcznymi przygotowaniami i tzw. kwalifikacją kandydatów na rodziców.
1. Dziecko, którego matka zrzeka się po urodzeniu jest adoptowane jako małe niemowlę. Po niemowlęta do adopcji jest kilkuletnia kolejka oczekujących rodziców adopcyjnych. Nigdy dziecko wolne prawnie nie czeka na adopcję przez pięć lat!
2. Żaden dyrektor domu dziecka nie może nikomu przydzielić dziecka, ani nawet ułatwiać kontaktów z dzieckiem. Nie ma takich uprawnień, to byłoby nielegalne.
3. O adopcji i o tym kto kogo adoptuje decydują Sądy Rodzinne. W większości adopcji (95%) zaangażowane są też Ośrodki Adopcyjno-Opiekuńcze. Ośrodki badają, szkolą i kwalifikują kandydatów na rodziców adopcyjnych. OAO+sąd to normalna ścieżka.
4. Proszę nie pisać w komentarzach, że adopcje są utrudniane dla samotnych kobiet, albo ateistów. W państwowych ośrodkach to nie jest przeszkoda.
5. Kontrole sytuacji dziecka w rodzinie adopcyjnej po adopcji to mit. Po uprawomocnieniu się postanowienia sądu dziecko ma nowy akt urodzenia i jest w identycznej sytuacji, jak dzieci rodzone.
6. Dzieci w domach dziecka najczęściej nie są "wolne prawnie", mają rodziców (którzy z różnych powodów nie wychowują własnych dzieci) i tych dzieci nie można adoptować.
Kto choćby pobieżnie zna realia adopcji dziecka w Polsce wie, że powyższa bajeczka to stek bzdur. Niestety.