Taka właśnie jest cała idea "świąt". Bycie sztucznie miłym, uśmiechniętym i zadowolonym ma zrekompensować bycie "złym" przez cały rok. W milionach domów rodziny, to właściwie są tylko na papierze, ludzie są bardziej obcy niż znajomi z pracy czy sąsiedzi. W całej tej obłudzie, sztuczności i fałszu nie ma miejsca dla Boga. Jest za to dla "tradycji", w której trzeba narobić kupę jedzenia, przystroić dom w jakiś szajs i kupić inne kompletnie zbędne pierdoły - po prostu wydać więcej pieniędzy, co akurat u nas jest szczególnie widoczne - ma być na pokaz, "zastaw się a postaw się(pokaż)".To już weszło ludziom tak głęboko, że nawet Ci, którzy nie są katolikami, również celebrują te dni. Wiele ludzi nie potrafi nawet sobie wyobrazić świąt bez karpia czy innych potraw lub przedmiotów. Ale to nie ma żadnego związku z wiarą i religią. Cały ten medialny show, świecidełka, muzyczka, reklamy i inne pierdoły ma na celu wprowadzenie specyficznego nastroju i sprawienie że większość ludzi stanie się podatna na prawdziwy cel w tym całym teatrzyku - na wydanie większej ilości pieniędzy.
@cyaegha Te zwyczaje są starsze niż nasza religia. Są uniwersalne w wszystkich społecznościach. Można by rozpisać rozprawkę antropologiczną na temat spajania więzi społecznych przez wspólne ucztowania poprzedzone specyficznymi rytuałami. Ludzie tego potrzebują, nawet jeśli twierdzą inaczej.
U mnie w domu rodzinnym zawsze było tak normlanie, nie było właśnie tej sztuczności, nie było kolendowania, 12 potraw bo tak trzeba, każdy mógł ubrać się normlanie, było skromnie ale rodzinnie i nie zamieniłabym tego za żadną nawet najbardziej "wystawną" kolacje wigilijną.
Ja się na te święta nawet cieszę. U nas zwykle wyglądało to tak, że na cały okres świąt przyjeżdżała ciocia ze swoim mężem, dwójką rozpuszczonych bachorów, psem i królikiem (chcę tylko nadmienić, że my posiadamy kota, najlepiej wychowanego z tego wszystkiego zresztą). I to było na Wigilli. W pierwszy dzień przyjeżdżała rodzina mamy ok. 15-20, z których po imieniu ogarniam max 10, tak to jest jak się zjeżdża wyłącznie na święta. W drugi dzień świąt rodzina mojego taty... Który ma siedmioro rodzeństwa. Więc tutaj to już impreza 20-30 osób w zależności, od tego kto jeszcze się przpałęta.
Więc tak, bardzo się cieszymy na wizję świąt bez tony jedzenia, tyle ile zje nasza pięcioosobowa rodzinka, z prasowaniem JEDNEGO obrusa (zawsze leciały przynajmniej cztery, bo nie zmieścilibyśmy się przy jednym stole), a potem zmywania i sprzątania po całej imprezie.
Och chcę tylko nadmienić, że rodzinka taty była zawsze tą na którą cieszyłam się najbardziej. Bo może nie są wierzący, może u nich święta to tylko tradycja, ale zawsze czułam się ich częścią. Z reguły ich przyjazd łączy się z masą śmiechu, kolejką do pomocy w kuchni, a i czasem przywiozą ze sobą jakieś ciasteczko XD
No i akurat ta część rodziny jest szczera i zgrana do bólu. Mogą się kłócić, mogą powstawać jakieś spiny, ale jak jest hasło "słuchacie krucho z kasą, a potrzeba mi na to i na to", albo "robimy zrzutę na prezent dla kogoś" to zbieramy takie sumy, że spokojnie starcza.
nie ma się co dziwić. człowiek zabiegany zalatany, w grudniu najwięcej opłat, szef z wypłatą niezbyt hojny, może da na święta 50 zł premii...Ludzie mają tony zmartwień, a dzisiaj takie czasy, że brat bratu zazdrości bo jednemu sie gorzej powodzi a drugie nie chce wesprzeć pierwszego- ale udaje, ze mu zależy. Ja zawsze powtarzam- święta powinno się spędzać wyłącznie w gronie osób, które się najbardziej kocha, lubi i szanuje i przy, których najlepiej się czujemy i co najważniejsze nie musi być to wcale najbliższa rodzina. Święta to tak naprawdę sama robota, sprzątanie, gotowanie, bieganie, zakupy- ci którzy nie przykładają do tego reki zawsze maja fajne i spokojne święta- osoba która zapiernicza jak motorek (szacunek dla żon, sióstr, mam i babć) nie ma zbyt wiele z tych świąt, a zwłaszcza jak ktoś jeszcze marudzi że tego nie zje , czemu tak mało, a czemu nie ma tej potrawy.
ogromny wpływ na to wszystko ma komercja, telewizja reklamy na każdym kroku- co sprawia że w tym najważniejszym święcie brakuje najważniejszej osoby- solenizanta BOGA.
Niech sobie robią tyle ograniczeń oraz limitów w tym zakresie, ile im się tylko podoba, u mnie będzie tyle osób, ile jest co roku, czyli ponad 15, z czego większość to goście. A jak ktoś wpadnie z kontrolą, to nakaz wejścia na posesję poproszę, a jak nie, to wypiehrdalać, ale najpierw grzecznie pocałować mnie w doopę.
Taka właśnie jest cała idea "świąt". Bycie sztucznie miłym, uśmiechniętym i zadowolonym ma zrekompensować bycie "złym" przez cały rok. W milionach domów rodziny, to właściwie są tylko na papierze, ludzie są bardziej obcy niż znajomi z pracy czy sąsiedzi. W całej tej obłudzie, sztuczności i fałszu nie ma miejsca dla Boga. Jest za to dla "tradycji", w której trzeba narobić kupę jedzenia, przystroić dom w jakiś szajs i kupić inne kompletnie zbędne pierdoły - po prostu wydać więcej pieniędzy, co akurat u nas jest szczególnie widoczne - ma być na pokaz, "zastaw się a postaw się(pokaż)".To już weszło ludziom tak głęboko, że nawet Ci, którzy nie są katolikami, również celebrują te dni. Wiele ludzi nie potrafi nawet sobie wyobrazić świąt bez karpia czy innych potraw lub przedmiotów. Ale to nie ma żadnego związku z wiarą i religią. Cały ten medialny show, świecidełka, muzyczka, reklamy i inne pierdoły ma na celu wprowadzenie specyficznego nastroju i sprawienie że większość ludzi stanie się podatna na prawdziwy cel w tym całym teatrzyku - na wydanie większej ilości pieniędzy.
@cyaegha Te zwyczaje są starsze niż nasza religia. Są uniwersalne w wszystkich społecznościach. Można by rozpisać rozprawkę antropologiczną na temat spajania więzi społecznych przez wspólne ucztowania poprzedzone specyficznymi rytuałami. Ludzie tego potrzebują, nawet jeśli twierdzą inaczej.
U mnie w domu rodzinnym zawsze było tak normlanie, nie było właśnie tej sztuczności, nie było kolendowania, 12 potraw bo tak trzeba, każdy mógł ubrać się normlanie, było skromnie ale rodzinnie i nie zamieniłabym tego za żadną nawet najbardziej "wystawną" kolacje wigilijną.
Ja się na te święta nawet cieszę. U nas zwykle wyglądało to tak, że na cały okres świąt przyjeżdżała ciocia ze swoim mężem, dwójką rozpuszczonych bachorów, psem i królikiem (chcę tylko nadmienić, że my posiadamy kota, najlepiej wychowanego z tego wszystkiego zresztą). I to było na Wigilli. W pierwszy dzień przyjeżdżała rodzina mamy ok. 15-20, z których po imieniu ogarniam max 10, tak to jest jak się zjeżdża wyłącznie na święta. W drugi dzień świąt rodzina mojego taty... Który ma siedmioro rodzeństwa. Więc tutaj to już impreza 20-30 osób w zależności, od tego kto jeszcze się przpałęta.
Więc tak, bardzo się cieszymy na wizję świąt bez tony jedzenia, tyle ile zje nasza pięcioosobowa rodzinka, z prasowaniem JEDNEGO obrusa (zawsze leciały przynajmniej cztery, bo nie zmieścilibyśmy się przy jednym stole), a potem zmywania i sprzątania po całej imprezie.
Och chcę tylko nadmienić, że rodzinka taty była zawsze tą na którą cieszyłam się najbardziej. Bo może nie są wierzący, może u nich święta to tylko tradycja, ale zawsze czułam się ich częścią. Z reguły ich przyjazd łączy się z masą śmiechu, kolejką do pomocy w kuchni, a i czasem przywiozą ze sobą jakieś ciasteczko XD
No i akurat ta część rodziny jest szczera i zgrana do bólu. Mogą się kłócić, mogą powstawać jakieś spiny, ale jak jest hasło "słuchacie krucho z kasą, a potrzeba mi na to i na to", albo "robimy zrzutę na prezent dla kogoś" to zbieramy takie sumy, że spokojnie starcza.
@Firewolf_Jess plus za wychowanego kota :))
nie ma się co dziwić. człowiek zabiegany zalatany, w grudniu najwięcej opłat, szef z wypłatą niezbyt hojny, może da na święta 50 zł premii...Ludzie mają tony zmartwień, a dzisiaj takie czasy, że brat bratu zazdrości bo jednemu sie gorzej powodzi a drugie nie chce wesprzeć pierwszego- ale udaje, ze mu zależy. Ja zawsze powtarzam- święta powinno się spędzać wyłącznie w gronie osób, które się najbardziej kocha, lubi i szanuje i przy, których najlepiej się czujemy i co najważniejsze nie musi być to wcale najbliższa rodzina. Święta to tak naprawdę sama robota, sprzątanie, gotowanie, bieganie, zakupy- ci którzy nie przykładają do tego reki zawsze maja fajne i spokojne święta- osoba która zapiernicza jak motorek (szacunek dla żon, sióstr, mam i babć) nie ma zbyt wiele z tych świąt, a zwłaszcza jak ktoś jeszcze marudzi że tego nie zje , czemu tak mało, a czemu nie ma tej potrawy.
ogromny wpływ na to wszystko ma komercja, telewizja reklamy na każdym kroku- co sprawia że w tym najważniejszym święcie brakuje najważniejszej osoby- solenizanta BOGA.
Niech sobie robią tyle ograniczeń oraz limitów w tym zakresie, ile im się tylko podoba, u mnie będzie tyle osób, ile jest co roku, czyli ponad 15, z czego większość to goście. A jak ktoś wpadnie z kontrolą, to nakaz wejścia na posesję poproszę, a jak nie, to wypiehrdalać, ale najpierw grzecznie pocałować mnie w doopę.